KRYCHOWIAK, JĘDRZEJCZYK I MAGIERA, CZYLI JAK ZDOBYWA SIĘ SZACUNEK
Wostatnim czasie przypomniało o sobie dwóch weteranów boisk i reprezentantów Polski. Kadra pod wodzą Michała Probierza rozegrała już dwa spotkania i w obu zabrakło Grzegorza Krychowiaka. Nowy selekcjoner objął drużynę narodową i jednym z jego zadań – oprócz tego głównego, by wygrywać mecze – ma być jej odmłodzenie. Zanim ogłosił powołania na spotkania z Wyspami Owczymi i Mołdawią, 33-letni Grzegorz Krychowiak napisał w mediach społecznościowych, że żegna się z grą w reprezentacji. Można się domyślać, że po ostatnich występach w barwach narodowych pomocnik saudyjskiego Abha Club byłby jednym z tych, których Michał Probierz miał zamiar odstawić. Zawodnik uprzedził cios bądź – co jest wielce prawdopodobne – podjął tę decyzję po wcześniejszej rozmowie z nowym selekcjonerem. Rozmowie, w której zapewne dowiedział się, że jest jednym z tych, których ma dotyczyć zabieg przepompowania krwi w zespole. Za chwilę okazało się, że PZPN zamierza zorganizować mu oficjalne pożegnanie w listopadowym, towarzyskim spotkaniu z Łotwą.
N★★★
ie mam wątpliwości co do tego, że Grzegorz zasłużył na godne „do widzenia”. Niestety przez ostatnie lata – od mundialu w Rosji w 2018 – nasza kadra specjalnie nie imponuje. Raczej gra poniżej oczekiwań i Krychowiak stał się jedną z twarzy tych słabszych lat. Słabszych w porównaniu z tymi najlepszymi, czyli eliminacjami a potem mistrzostwami Europy w 2016 roku we Francji. To był najpiękniejszy czas tej reprezentacji w XXI wieku i prawdopodobnie najlepsze lata Grzegorza Krychowiaka – w kadrze i klubie. Ja pamiętam go jeszcze z reprezentacji juniorskich, kiedy dał się poznać jako cichy, ale bardzo ciężko pracujący chłopak. Jeszcze raz podkreślam: pożegnanie mu się należy i to naprawdę godne. Czy mecz w listopadzie z Łotwą jest dobrą okazją? Niekoniecznie. Po pierwsze, wszystko stało się zbyt szybko. Jeszcze miesiąc temu Grzegorz grał u Fernando Santosa, a za trzy tygodnie ma odbierać kwiaty i podziękowania za ponad sto występów. Po drugie, rywal jest mało atrakcyjny jak na taką okazję. Wreszcie po trzecie, nie jestem fanem oficjalnych pożegnań z grą w reprezentacji piłkarzy, którzy kontynuują karierę klubową. W pewnym stopniu rozumiem tych, którzy grają w czołowych drużynach europejskich i po prostu fizycznie nie wytrzymują obciążeń, jakich wymaga gra w klubie i kadrze, ale również w tym przypadku z pożegnaniem wstrzymałbym się do momentu, gdy „na kołek” powędrują oba buty, a nie tylko jeden.
Czuję pewien dyskomfort, wręcz absmak, gdy widzę piłkarzy grających jeszcze regularnie w klubach przez sezon czy nawet dłużej, ale którzy ogłosili, że nie są już do dyspozycji drużyny narodowej. Wolę taką postawą, jaką zaprezentował Jakub Błaszczykowski, który prawie do końca swoich dni w roli piłkarza Wisły Kraków deklarował, że nigdy nie odmówi reprezentacji. Pożegnanie z kadrą nastąpiło dopiero wtedy, gdy już właściwie było przesądzone, że za chwilę skończy też z grą w klubie, bo po prostu nie pozwala na to jego zdrowie. Na zakończenie tej imponującej kariery reprezentacyjnej godny był też rywal – Niemcy. W przypadku Grzegorza Krychowiaka nic się nie klei i można odnieść wrażenie, że trochę to wszystko robione jest mało uroczyście. „Nie” kadrze wciąż nie powiedział Artur Jędrzejczyk, choć ostatni raz w biało-czerwonych barwach wyszedł na boisko (na kilkanaście minut) blisko rok temu, podczas mundialu w Katarze. „Jędza” niestety powiedział za to coś innego, przed meczem Legii ze Śląskiem
we Wrocławiu. Chodzi oczywiście o ten cytat: „Chcą Legię oglądać, to muszą przychodzić”. Jeśli ktoś dobrze zna tego zawodnika, to zdaje sobie sprawę, że mamy tu do czynienia z pewnym specyficznym poczuciem humoru. Ale większość kibiców w Polsce dobrze go nie zna, więc taki cytat został odebrany jako przejaw skrajnej arogancji. Zabolało to zwłaszcza kibiców Śląska, bo frekwencja na stadionie we Wrocławiu rośnie w tym sezonie głównie dzięki bardzo dobrym występom. Owszem, fakty są też takie, że Legia także przyciąga kibiców w całej Polsce. W weekend mieliśmy więc splot pewnych okoliczności – gospodarze walczyli o pozycję lidera z drużyną (Legią), która w tym sezonie (wbrew ostatnim wynikom) wróciła do walki o tytuł. Nie jest też tajemnicą, że w wielu miejscach w Polsce Legia, jakkolwiek gra, dobrze czy źle, wzbudza emocje. Niestety często negatywne. Artur Jędrzejczyk, jako jej wieloletni i tak doświadczony zawodnik, powinien zdawać sobie sprawę, że tego typu prowokacyjne wypowiedzi sympatii ani jemu, ani warszawskiemu klubowi nie przysporzą. A że chlapnął językiem w złym momencie (przed przegranym sromotnie meczem), nie jest zaskoczeniem, że mocno mu się dostało i wręcz się ośmieszył. Zabrakło mu po prostu instynktu zachowawczego i pokory.
K★★★
lasę pokazał przynajmniej inny były legionista, czyli Jacek Magiera. Trener Śląska zdobywa respekt wynikami prowadzonej obecnie drużyny, ale też potrafi zachować się z klasą, gdy w tak efektownym stylu pokonuje zespół, w którym pochopnie podziękowano mu za pracę. Nic dziwnego, że nawet kibice z Warszawy zgotowali mu niezwykle sympatyczne przyjęcie. Przyjęcie, o którym Artur Jędrzejczyk poza stolicą będzie mógł tylko pomarzyć.