SYSTEMÓW BYŁO WIELE I TYLKO JEDEN PELE
Przez co najmniej dwa dni wspominaliśmy tych, którzy odeszli na zawsze. Ja tym razem chętnie wracam do wspomnień akurat czysto piłkarskich. Mija właśnie 70 lat od momentu, gdy zacząłem kopać piłkę na boisku szkolnym w Ciechanowie. Grywałem wtedy najchętniej na pozycji bramkarza, rzucając się ofiarnie na piaszczystym podłożu pomiędzy „słupkami”, za które służyły nam dwa stosy uczniowskich tornistrów. Graliśmy na ogół jakąś szmacianką. Nic dziwnego więc, że wpadłem w zachwyt, gdy pewnego dnia kolega z klasy przyniósł na plac sprezentowaną mu przez ojca nowiutką skórzaną „węgierkę” w rzucającym się w oczy żółtym kolorze. Nie przeszkadzało nam wtedy rzemienne sznurowanie owej futbolówki, raniące czoło przy odbijaniu głową. A już odsznurowywanie owej węgierki w celu napompowania gumowego pęcherza było swoistym rytuałem, którego wykonanie powierzało się najlepszemu z graczy.
Kto te czasy jeszcze dzisiaj pamięta? Dużo opowiedziałby o nich uznawany przez wielu za najlepszego piłkarza, a nawet za najlepszego sportowca XX wieku w ogóle – brazylijski wirtuoz futbolu Edson Arantes do Nascimento, czyli po prostu Pelé, który przeniósł się na niebiańskie boiska 29 grudnia ubiegłego roku. On akurat zaczynał w rodzinnej miejscowości Três Corações (Trzy Serca) od kopania grejpfrutów względnie własnoręcznie zrobionej piłki w postaci skarpety wypchanej gazetami. Gdy się na początek wprawi w kopaniu przedmiotów piłkopodobnych, to później opanowanie techniki posługiwania się prawdziwą piłką wydaje się bułką z masłem. Urodzony w roku 1940 Edson Arantes, jeszcze nim zyskał nadany mu przez kolegów przydomek Pelé, zdradził nadzwyczajną smykałkę do gry w futbol, co znalazło potwierdzenie w dalszej części jego boiskowej kariery.
U nas takim objawieniem był Włodzimierz Lubański (ur. 1947), który tak samo jak słynny Brazylijczyk zadebiutował w reprezentacji narodowej w wieku mniej więcej 16 lat. Szkoda, że nie doszło do konfrontacji tych dwu fenomenów piłkarskich, co było spowodowane tym, że z jednej strony Lubański był o siedem lat młodszy, z drugiej zaś reprezentacja Polski nie zakwalifikowała się na ani jedne mistrzostwa świata, w których as Górnika Zabrze mógłby ewentualnie napotkać Pelego. A ten zagrał o Złotą Nike cztery razy (Szwecja 1958, Chile 1962, Anglia 1966, Meksyk 1970) i tylko w tym trzecim wypadku brazylijski team z jego udziałem nie zdobył mistrzostwa świata. W 1974 Włodek nie mógł zagrać w MŚ z powodu kontuzji, Pelé już wtedy zakończył reprezentacyjną karierę, a konfrontacja dwóch idoli mogłaby być bardzo ciekawa, bo przecież nasi zagrali o trzecie miejsce z Brazylią, wygrywając 1:0 po strzale Grzegorza Laty.
Gdy Pelé zjechał w 1960 roku do Polski na towarzyski mecz Santosu z Kadrą PZPN na Stadionie Śląskim w Chorzowie, trzynastoletniego Włodka jeszcze nie mogło być w składzie narodowej drużyny. Nim Brazylijczycy ruszyli wtedy do Chorzowa, mogłem podziwiać ich podczas treningu na warszawskim Stadionie Dziesięciolecia. Potem w Chorzowie Pelé strzelił dwie bramki, wyprowadzając swoją drużynę na prowadzenie 5:0, nim nasi zmniejszyli rozmiar przegranej do 2:5 po strzałach Eugeniusza Fabera i Jana Liberdy.
Pelé, wpuszczony na boisko podczas MŚ 1958 z ławki rezerwowych, okazał się zbawcą słabo spisującego się teamu brazylijskiego, strzelając w sumie 6 bramek, w tym dwie w zwycięskim meczu finałowym ze Szwecją (5:2). Już po tej jednej imprezie stał się międzynarodową legendą futbolu. Wiele było systemów taktycznych gry w piłkę nożną. W czasach mojej młodości odchodziło się stopniowo od systemu WM. Zanim jednak nadeszły czasy catenaccio (rygla, zasuwy), futbolu totalnego, tiki-taki, zachwycaliśmy się porywającą „brazylianą”, rozgrywaną w układzie graczy w polu 4–2–4, stosowanym wcześniej przez złotą jedenastkę węgierską Gusztava Sebesa. Po MŚ 1958 każdy z nas chciał grać tak jak Pelé, Garrincha, Didi, Vava, Djalma Santos czy też Gilmar w bramce. Oni zachwycaliby zresztą w każdym systemie gry, ale i tak ponad wszystkie systemy wyrastał Pelé, gracz tak naprawdę do wszystkiego. Bo nawet jako bramkarz radził sobie doskonale.
Sława Pelego będzie o wiele dłuższa niż jego życie, czego może żałować matka supergwiazdora piłki Dona Celeste Arantes, która w chwili śmierci syna miała już ponad 100 lat. I pomyśleć tylko, że stanowczo odradzała mu grywanie w piłkę...