Finał będzie dla nas?
Postaramy się zdobyć wszystkie cztery korony w tym sezonie – deklarował niedawno na naszych łamach przyjmujący Sir Susa Vim Perugia Kamil Semeniuk. Jak na razie jego ekipie udało się już w połowie zrealizować ten plan. Do wywalczonego 1 listopada Superpucharu Włoch Perugia dołożyła wczoraj drugie z rzędu klubowe mistrzostwo świata.
W meczu o złoty medal w indyjskim Bengaluru półfinalista ostatniej edycji Ligi Mistrzów pewnie pokonał Gerdau Minas 3:0 (25:13, 25:21, 25:19), z którym mierzył się już w fazie grupowej KMŚ. Zresztą w całym turnieju Perugia nie straciła nawet seta i to mimo że do gry ze względu na problem z kolanem nie jest zdolny Wilfredo Leon. Przyjmujący reprezentacji Polski poleciał jednak z drużyną do Indii i mógł się cieszyć z trzeciego tytułu klubowego mistrza świata (w 2017 roku sięgnął po nie w Krakowie z Zenitem Kazań). W finale rolę jednego z liderów pełnił Semeniuk, dla którego drugi złoty medal KMŚ w karierze ma szczególne znaczenie. Przed rokiem w rozgrywanym w brazylijskim Betim meczu o złoty medal Polak nie odgrywał czołowej roli, kończąc go zaledwie z jednym punktem, w Bengaluru zdobył 14 oczek, z czego po jednym blokiem oraz zagrywką i był najlepszym punktującym swojej ekipy. Perugia wystąpiła w klubowych mistrzostwach świata tylko dlatego, że finaliści ostatniej Ligi Mistrzów – ZAKSA Kędzierzyn-koźle i Jastrzębski Węgiel zrezygnowały z udziału w KMŚ.
Włoskiej drużynie do zdobycia pozostały już tylko Puchar i mistrzostwo Włoch. To drugie trofeum jest dla włoskiego zespołu szczególnie ważne, bo po raz ostatni cieszyła się z niego w 2018 roku. Oby tylko nie powtórzyła się sytuacja z poprzedniego sezonu, w którym prowadzona wówczas przez trenera Andreę Anastasiego ekipa z Perugii również wygrała Superpuchar Włoch i KMŚ, ale straciła formę w drugiej części sezonu i w bieżących rozgrywkach nie rywalizuje w żadnym z europejskich pucharów.
W środę z triumfu w KMŚ siatkarek może cieszyć się Martyna Czyrniańska. W chińskim Hangzhou wystąpi bowiem Eczacibasi Dynavit Stambuł z Polką w składzie. Rywalami tureckiej ekipy w grupie A będą brazylijski Gerdau Minas oraz gospodynie z Tianjin Bohai Bank.
Z kolei w najbliższy weekend do rywalizacji o Puchar Cesarza stanie Wolf Dogs Nagoja, czyli ekipa Bartosza Kurka, który przed kilkoma dniami poczuł dyskomfort w plecach. – To nic poważnego – uspokaja menedżer zawodnika Jakub Michalak. KATARZYNA PAW
Światowa Federacja Piłki Siatkowej ogłosiła gospodarzy turniejów rundy interkontynentalnej Ligi Narodów kobiet i mężczyzn. Żaden nie zostanie rozegrany w naszym kraju. Panie rozpoczną rywalizację 14 maja w tureckiej Antalyi, potem przeniosą się do Arlington (28.05– 2.06), gdzie w lipcu wywalczyły brąz Ligi Narodów, a rywalizację w rundzie zasadniczej zakończą turniejem w Hongkongu (11– 16.06). Będzie zatem sporo podróży i zmian stref czasowych. – Plus jest taki, że kadra grała już we wszystkich trzech miastach, wiemy więc, jak rozwiązać sprawy logistyczne – mówi kierownik żeńskiej kadry Szymon Szlendak.
Panowie podróżować będą mniej. Też rozpoczną rywalizację w Antalyi (21–26.05), na drugi weekend przeniosą się do Japonii (4–9.06, miasta nie ogłoszono), a zakończą fazę grupową VNL w Lublanie (18–23.06). Wszystko wskazuje na to, że na turniej finałowy (27–30.06), w którym zagra siedem najlepszych drużyn i gospodarz, nie będą musieli jechać daleko, bo impreza po raz drugi z rzędu ma się odbyć w Polsce. Tej informacji FIVB nie ogłosiła, ale mówił o tym niedawno w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Onetem prezes PLS Artur Popko. Takie rozwiązanie byłoby idealne w kontekście przygotowań do igrzysk olimpijskich w Paryżu. Finały kobiet odbędą się 20–23 czerwca, ale gospodarza nie ogłoszono. Na pewno nie będzie to Polska.
KADR