Walka na dnie niczym derby
Choć ŁKS i Ruch zamykają tabelę PKO BP Ekstraklasy, ich mecz może być interesujący. Pozytywny impuls grze Niebieskich chce dać Juliusz Letniowski, który z łatką dużego talentu wkraczał na ligowe salony już kilka lat temu.
Kiedy na początku 2019 roku Juliusz Letniowski podpisywał kontrakt z Lechem Poznań, transferu Kolejorzowi zazdrościło co najmniej kilku sąsiadów ze ścisłej czołówki tabeli PKO BP Ekstraklasy. Na Bułgarską trafił 20-letni piłkarz, którego początki kariery związane były z Lechią Gdańsk, a później z innym pomorskim klubem Bytovią, gdzie wyrabiał sobie markę w I lidze i kwestią czasu były przenosiny do elity. Jego kariera w Poznaniu od początku nie układała się jednak tak, jak chciał, a na przeszkodzie stawały kontuzje i problemy z wywalczeniem miejsca w podstawowym składzie.
Runda mogłaby trwać
– Mam sobie coś do udowodnienia, chciałbym, żeby ten sezon wyglądał przynajmniej tak jak w I lidze. Brakuje liczb, bramek, asyst, ale wierzę, że z rundy na rundę będzie coraz lepiej i w końcu pokażę prawdziwego siebie w PKO BP Ekstraklasie – mówi Juliusz Letniowski. 25-letni pomocnik Ruchu przypomniał się lidze w miniony weekend, kiedy kapitalnym trafieniem z dystansu zapewnił drużynie Jana Wosia remis w niełatwym meczu z Zagłębiem Lubin (2:2) na Stadionie Śląskim. Szkoleniowiec Niebieskich przyznawał później, że popełnił błąd, nie wystawiając Letniowskiego w podstawowym składzie, a sam zawodnik liczy, że pierwszy punkt klasyfikacji kanadyjskiej w tym sezonie stanie się dla niego bodźcem do zdecydowanie bardziej jakościowego grania.
– Była to ładna bramka, która trochę mnie napędziła na kolejne dni pracy. Mam nadzieję, że po tym tygodniu będę miał szansę zagrać z ŁKS i pokazać się z jak najlepszej strony. W tym sezonie trochę brakowało mi liczb. Początek był dobry, później trochę gorzej, kontuzja i brakowało minut oraz statystyk. Dla mnie trochę szkoda, że runda się kończy, bo wierzę, że to trafienie mnie pozytywnie nakręci, fajnie też, że mogłem się przyczynić do zdobyczy punktowej swojego zespołu w tym meczu – mówi Letniowski. Pomocnik Ruchu przed tygodniem wrócił do gry po ponadmiesięcznej przerwie, po raz ostatni w walce o punkty widzieliśmy go w meczu z Lechem (0:2), kiedy na ławce beniaminka siedział jeszcze trener Jarosław Skrobacz.
Derbowa mobilizacja
Letniowski trafił do Chorzowa przed rozpoczęciem sezonu jako jeden z bardziej doświadczonych piłkarzy w PKO BP Ekstraklasie obok Filipa Starzyńskiego czy Michała Buchalika. Swoje ligowe CV budował przede wszystkim w minionych rozgrywkach, kiedy 31 razy zagrał dla Widzewa Łódź, a w wiosennym meczu przeciwko Piastowi Gliwice (2:3) wpisał się nawet na listę strzelców. Letniowski z czterokrotnym mistrzem Polski wcześniej wywalczył awans do PKO BP Ekstraklasy pod wodzą Janusza Niedźwiedzia i nie ukrywa, że wspomnienie gry w Łodzi wiąże się dla niego z dużym sentymentem. – Spędziłem w Widzewie dwa lata, to były fajne sezony, więc można powiedzieć, że ten niedzielny mecz będzie dla mnie trochę jak derby. Powrót do Łodzi, a jeszcze dodatkowo mecz z ŁKS to dla mnie z pewnością specjalna mobilizacja – mówi Letniowski, nawiązując już do zbliżającej się, niedzielnej konfrontacji z drugim beniaminkiem zajmującym miejsce w strefie spadkowej po 18. kolejce.
Gdyby zawodnik Ruchu utrzymał miejsce w podstawowym składzie na mecz przy al. Unii albo – co jeszcze lepsze dla jego kolegów z zespołu i kibiców – powtórzył zdobycz sprzed tygodnia, zakończenie bardzo trudnej rundy dla Niebieskich mogłoby mieć ostatecznie przyjemny smak. Ofensywne ustawienie Ruchu z Miłoszem Kozakiem, Filipem Starzyńskim i prawdopodobnie Michałem Feliksem, który w Łodzi będzie musiał zastąpić wykartkowanego Daniela Szczepana, na papierze wygląda całkiem atrakcyjnie. Ostatnie tygodnie przekonały jednak wszystkich w Chorzowie, jak różna od teorii potrafi być boiskowa praktyka.
Za wcześnie na oceny
– Wiemy, że to będzie ostatni mecz w tym roku i każdy musi dać z siebie ten procent. Trzeba wygrać, bo tylko trzy punkty spowodowałyby, że będziemy mieć mniejszą stratę do bezpiecznej lokaty w tabeli. Musimy wygrać w niedzielę, chociaż ŁKS pewnie myśli podobnie – stwierdza 25-letni pomocnik, gdy pytamy go o samopoczucie przed zbliżającym się wyzwaniem. Ruch w ostatnich miesiącach rzadko miał okazję rywalizować z zespołem, który plasuje się w tabeli niżej od niego, a w rundzie jesiennej właśnie w konfrontacji z ŁKS prowadzonym jeszcze przez Kazimierza Moskala odniósł swoje jedyne zwycięstwo w tym sezonie (2:0).
Ówczesny szkoleniowiec Niebieskich całkiem niedługo podzielił jednak losy innego trenera, który na zakończenie poprzednich rozgrywek cieszył się z awansu do PKO BP Ekstraklasy, a chorzowianie od miesiąca uczą się funkcjonowania z Wosiem w nowej roli. Dotychczasowy asystent Skrobacza po jego dymisji przejął prowadzenie pierwszego zespołu, jednak gry drużyny do tej pory zdecydowanie nie uzdrowił. – Czas na podsumowania tej rundy jeszcze przyjdzie, na razie nie chciałbym oceniać, co się zmieniło od momentu przejęcia pierwszego zespołu przez Jana Wosia. Wynik może jeszcze zostać zdeterminowany tym, co wydarzy się w niedzielę w Łodzi. Musimy skupić się na jak najlepszym przygotowaniu do tego spotkania – podkreśla Letniowski.
Minął się z bratem
Niedzielny mecz na stadionie ŁKS mógł być dla pomocnika Ruchu okazją do gry przeciwko bratu, który jest od niego o dwa lata młodszy, a do zespołu z Łodzi dołączył pół roku temu po transferze z drugoligowej Raduni Stężyca. Jakub Letniowski po raz ostatni w PKO BP Ekstraklasie zagrał jednak 30 września przeciwko Cracovii (0:2) i już wtedy z powodu urazu musiał opuścić plac gry po 20 minutach. – Mój brat Jakub jest po operacji kolana, miał drobny zabieg, ale już nawet trenuje z drużyną. Szkoda, bo z chęcią zagrałbym przeciwko niemu w niedzielę w PKO BP Ekstraklasie. Nie mieliśmy jeszcze takiej okazji w profesjonalnej karierze, w pierwszym meczu Ruchu z ŁKS w tym sezonie w Gliwicach minęliśmy się, bo ja zszedłem w 61. minucie, a on chwilę później wszedł z ławki – opisuje starszy z braci.
Dla Jakuba Letniowskiego ŁKS to, tak jak kilka lat temu dla Juliusza Lech, pierwsze spotkanie z elitą w krajowym wydaniu i na razie trudno uciec od porównań, że jego przygoda układa się w równie skomplikowany sposób. W niedzielę przy al. Unii najważniejsze będą jednak punkty, a to, który brat razem ze swoją drużyną będzie mógł cieszyć się po końcowym gwizdku, może odegrać ogromną rolę na koniec sezonu PKO BP Ekstraklasy.