ŚMIERTELNIE MROŹNA ZIMA
Karierę piłkarską skończył cztery lata wcześniej i zaczął pracować jako trener. Prowadził Stal Stalowa Wola, Piasta Gliwice i Zastal Zielona Góra. Do tragicznego wypadku doszło właśnie na zielonogórskiej trasie, łączącej ziemię lubuską z Dolnym Śląskiem. – Hubert zamykał swoje sprawy w Zielonej Górze i wracał do domu. Zamierzał jechać koleją, ale atak zimy był potężny, pociągi miały wielogodzinne opóźnienia. Zadzwonił do żony, że jednak wróci pekaesem – opowiada Władysław Poręba, były piłkarz, który razem ze Skowronkiem grał w Śląsku Wrocław.
Według świadków kursowy autobus w arcytrudnych warunkach, przy maksymalnie ograniczonej widoczności, utknął w śniegu, którego pługi nie były w stanie usuwać z ulicy. Kierowca poprosił mężczyzn znajdujących się w środku, by pomogli wydostać pojazd z zaspy. Pięciu pasażerów zabrało się ostro do roboty, wśród nich Skowronek. Akurat on popychał autobus z lewej strony, najbliżej osi jezdni. To przyczyniło się do tragedii. Kierowca nadjeżdżającej ciężarówki w ostatniej chwili zauważył sylwetkę człowieka wychyloną w kierunku środka ulicy. Natychmiast odbił kierownicą w lewo, ale na śliskiej nawierzchni manewr był spóźniony – tył przyczepy uderzył w Huberta Skowronka. Nie udało się go uratować...
Polski finalista
Jest jednym z 13 piłkarzy, którzy zagrali w polskiej drużynie w finale europejskiego pucharu. 29 kwietnia 1970 roku w Wiedniu zmienił Erwina Wilczka w 75. minucie meczu Górnika Zabrze z Manchesterem City, którego stawką był Puchar Zdobywców Pucharów. Wyspiarze prowadzili już tylko 2:1, bo kilka minut wcześniej kontaktowego gola strzelił Stanisław Oślizło. W ostatnim kwadransie chodziło już wyłącznie o to, by doprowadzić do remisu. Rywale nawet nie próbowali udawać, że interesuje ich cokolwiek więcej niż przeszkadzanie i prosta gra na czas. Niezadowolenie takim obrotem sprawy okazywała także austriacka część widowni, która zaczęła dopingować Polaków. Górnik w końcówce nie stworzył jednak klarownych okazji bramkowych, choć wyróżniający się walecznością Skowronek oraz Zygfryd Szołtysik szukali podaniami najbardziej wysuniętych Włodzimierza Lubańskiego, Jana Banasia i Władysława Szaryńskiego. Wszystko na nic, The Citizens postawili wyjątkowo szczelny zasiek. Wygrali i wznieśli trofeum, a z dzisiejszej perspektywy możemy się tylko zachwycać, że polski zespół zaszedł tak daleko.
Bramki w pucharach
Skowronek miał duży udział w największym sukcesie polskiej drużyny w europejskich rozgrywkach. Wprawdzie nie był kluczowym zawodnikiem najwspanialszego w dziejach Górnika, bo też trudno mu było przeskoczyć w hierarchii tak kompetentnych, kreatywnych pomocników, jak Wilczek i Szołtysik oraz wspomnianych napastników, ale umiejętnie
* uwzględnione są mecze i gole tylko w najwyższej klasie rozgrywkowej w danym kraju
Polskę zaatakowała wtedy wyjątkowo sroga aura, która przeszła do historii jako „zima stulecia”. 6 stycznia 1979 roku były piłkarz Górnika Zabrze i reprezentacji Polski Hubert Skowronek zginął na szosie między Polkowicami a Lubinem uderzony przez przyczepę ciężarówki, kiedy razem z innymi pasażerami pomagał wypchnąć autobus z zaspy. Skowronek miesiąc wcześniej skończył 37 lat.
rozpychał się łokciami o miejsce w składzie i często potrafił dawać drużynie dodatkowy impuls. Jego żywiołowy sposób gry, szybkość, a nawet sam wygląd – miał twarz bezkompromisowego wojownika – sprawiały, że zabrzańscy kibice zwykle witali go na boisku obfitymi brawami. W 1/8 finału tamtej edycji PZP Górnik walczył z Rangers FC. Na Stadionie Śląskim zwyciężył 3:1, ale w rewanżu na 1:0 strzelili gospodarze i zrobiło się nerwowo. Na drugą połowę w miejsce Szaryńskiego wyszedł Skowronek. Wyrównał Lubański, drugą bramkę dorzucił Alfred Olek, a na 3:1 podwyższył nasz bohater, co oczywiście było już pieczęcią na awansie. Skutecznością popisał się też w pierwszej rundzie, dorzucając bramkę w efektownym zwycięstwie nad Olympiakosem Pireus (5:0), kiedy również wszedł do gry na drugą połowę.
Wszędzie się sprawdzał
Do Górnika „Kiki” trafił w 1967 roku już jako znany ligowiec i nawet reprezentant Polski. Na piłkarskie nazwisko przez kilka lat solidnie zapracował w Śląsku. Piłkarzem tego klubu został już w 1962 roku, przenosząc się z Piasta. Najpierw chodziło o zasadniczą służbę wojskową, ale gdy wypełnił ten obowiązek w barwach WKS, zdecydował się przedłużyć pobyt we Wrocławiu, będąc już cywilem. Gdy przychodził, wrocławianie byli w II lidze i przyczynił się do pierwszego w historii awansu do ekstraklasy. Grał w niej przez trzy sezony, przy czym najlepsze były dla niego rozgrywki 1965/66, kiedy razem z Walentym Czarneckim zaliczył wszystkie spotkania od pierwszej do ostatniej minuty, a na dodatek był najlepszym strzelcem drużyny. – Podobała mi się jego uniwersalność, bo sprawdzał się w każdej formacji. Obrona, pomoc, atak: wszędzie sobie radził. Nominalnie był lewoskrzydłowym, w tamtym ustawieniu taktycznym, w którym grało pięciu piłkarzy o zadaniach ofensywnych – wyjaśnia Władysław Poręba. Jego zdaniem Skowronka stylem gry później przypominał Włodzimierz Smolarek. – Podobna szybkość, drybling i parcie do przodu – argumentuje piłkarz ówczesnego Śląska.
Kadra na urodziny
Nic dziwnego, że w tym czasie Skowronek dostał powołanie do reprezentacji, przy okazji mocno zapisując się w kronikach wrocławskiego klubu, bo stał się pierwszym zawodnikiem Śląska, który zagrał w narodowej drużynie. Do kadry powołał go Michał Matyas – ten sam, który potem był jego trenerem w finałowym meczu Górnika z Manchesterem City. W kadrze Skowronek zagrał tylko raz – 3 grudnia 1966 roku, czyli w dniu swoich 25. urodzin – w towarzyskim, wyjazdowym meczu z Izraelem (0:0). W formacji ofensywnej gracz Śląska występował z Józefem Gałeczką, Joachimem Marxem, Januszem Kowalikiem, a ostatnie pół godziny także z Pawłem Orzechowskim. Z pewnością Skowronek liczył na kolejną szansę, ale musiał sobie zdawać sprawę, że konkurencja jest ogromna, a w spotkaniu rozegranym w Jafie zabrakło piłkarzy Górnika, Ruchu i Legii, czyli czołowych wówczas polskich drużyn.
Znowu z Manchesterem
Latem 1967 roku po Skowronka zgłosił się Górnik. – Hubert oczywiście mógł zostać, ale oferta z takiego klubu była ogromnym wyróżnieniem. W Zabrzu docenili jego klasę i chcieli mieć go w drużynie, a wtedy ten fakt musiał robić wrażenie na każdym z nas – przyznaje Poręba. Nobilitacja nie podlegała dyskusji,
bo „Kiki” przechodził do klubu, który właśnie po raz piąty z rzędu zdobył mistrzostwo Polski. Nie była to prosta transakcja, bo Śląsk niechętnie pozbywał się wartościowego piłkarza. Aby przekonać Wojskowych, w ramach rozliczeń Górnik musiał oddać Zygmunta Dudysa i Tadeusza Wanata. Skowronek wracał więc w rodzinne strony i doskonale zdawał sobie sprawę, że w wieku 26 lat staje przed najważniejszym piłkarskim zadaniem w karierze – zaistnieć w Górniku. Podołał, choć jak na złość po jego przyjściu klub przestał zdobywać tytuły, aczkolwiek przez następne trzy lata nie schodził z ligowego podium. Na szczyt wrócił w 1971 roku i obronił mistrzostwo w następnym sezonie, zatem Skowronek w kolekcji ma też najważniejsze trofea. Wystąpił również w 1971 roku w kolejnych konfrontacjach z Manchesterem City, kiedy los skojarzył Górnika z tym rywalem w ćwierćfinale PZP. Na Stadionie Śląskim Górnik wygrał 2:0, w rewanżu przegrał 0:2 i o rozstrzygnięciu decydował dodatkowy mecz, w którym w Kopenhadze zabrzanie ulegli 1:3. We wszystkich tych spotkaniach Skowronek zagrał od deski do deski.
Nieudany podbój Austrii
W 1973 roku pożegnał się z Górnikiem. – Zgłosił się do nas menedżer z Czechosłowacji, który miał dobre kontakty na rynku austriackim. Miał oferty z dwóch klubów: dla mnie z Rapidu Wiedeń i dla Huberta zdaje się z Austrii Klagenfurt – mówi Henryk Latocha. Przyznaje, że choć Górnik nie chciał się zgodzić na transfery, bo nie dostał zadowalającej oferty, to obaj piłkarze wyraźnie dawali do zrozumienia, że chcą odejść. – Problem polegał na tym, że jakoś dziwnie przeciągała się sprawa przyznania nam paszportów. Zaczął się nowy sezon, ale nowy trener Teodor Wieczorek nie chciał, żebyśmy ćwiczyli z pierwszą drużyną, bo i tak nie byliśmy wystawiani do ligowego składu. Wreszcie dostaliśmy zgodę na wyjazd, ale oferta dla Huberta była już nieaktualna. Posiedział chwilę w Austrii, czekając na nową opcję. Rozmawiał z Alpine Donawitz, ale w końcu wrócił do Polski, skoro i tak nie miał nic konkretnego na oku – wyjaśnia Latocha.
Zły czas
W Polsce przez dwa lata pograł jeszcze w Walce Makoszowy, gdzie był też asystentem u trenera Huberta Kostki, niedawnego kolegi z drużyny Górnika i wreszcie poszedł na swoje. – Nie mam pojęcia, co jeszcze osiągnąłby jako trener, ale ambitnie zabrał się do pracy. Jego śmierć była strasznie przygnębiająca. Byłem na jego pogrzebie w Zabrzu i te bardzo smutne obrazy już na zawsze zostały mi w głowie – mówi Władysław Poręba.
To był zły czas dla dawnych bohaterów Górnika. Niemal dokładnie rok później, 15 stycznia 1980 roku, w swoim mieszkaniu na zawał serca zmarł kolega Skowronka z zabrzańskiej jedenastki i również pracujący już jako szkoleniowiec Jerzy Musiałek. W momencie śmierci był w tym samym wieku: miał niewiele ponad 37 lat.