Nieźle dałem do pieca
RYSZARD OPIATOWSKI: Po raz kolejny znalazł się pan w czołówce Plebiscytu „Przeglądu Sportowego” na najlepszego sportowca. Szóste miejsce pana satysfakcjonuje?
WOJCIECH NOWICKI (MISTRZ OLIMPIJSKI I WICEMISTRZ ŚWIATA W RZUCIE MŁOTEM): Miejsce w czołowej dziesiątce to duża nagroda i zaskoczenie. Dziękuję wszystkim, którzy na mnie głosowali, i tym, którzy mi pomagają. Mam nadzieję, że w roku olimpijskim również znajdę się wśród nominowanych. Miło spędziłem czas podczas Balu, ale szybko wróciliśmy do Spały, bo praca jest obecnie najważniejsza. Właśnie kończy pan zgrupowanie w Spale. Jak to jest, że gdy inni uciekają na obozy do ciepłych krajów, pan woli trenować w zimnie? Nie jest źle. Też mógłbym pojechać do jakiegoś ciepłego kraju, ale na to jest za wcześnie. Mamy plan działania i krok po kroku go realizujemy. 1 lutego polecę na trzytygodniowe zgrupowanie na Teneryfę. W poprzednich latach też zostaliśmy do końca stycznia w Polsce, co dało dobre wyniki. Nie ma sensu eksperymentować. Tym bardziej w roku olimpijskim.
W Spale da się rzucać młotem? Oczywiście. Rzucam pięć razy w tygodniu. Już 2 grudnia zaczął się pierwszy obóz w Centralnym Ośrodku Sportu. Teraz kończymy inauguracyjny cykl przygotowawczy. Dopiero na Teneryfie będę rzucać z czterech obrotów. Do tej pory kręciłem ich więcej. Musiałem popracować nad techniką. Trzeba było skupić się na podstawach.
Wychodził pan na rzutnię bez względu na pogodę?
Rzucałem czy deszcz, czy słońce. Najważniejsze jest, by trenować w każdych warunkach. Dzięki temu gdyby było gwałtowne załamanie pogody zawodów, jestem na nie przygotowany. To mnie nie rusza. Jestem skoncentrowany na tym, co mam robić i żadna pogoda mi nie przeszkadza.
Wprowadził pan jakieś konkrety do treningów?
Zmiany są kosmetyczne, trening jest trochę lżejszy. Poprzedni sezon był mocniejszy, żeby doładować do pieca przed rokiem olimpijskim. Jest też dużo pracy nad techniką. Po to, żeby była powtarzalność podczas rzutów. To klucz do sukcesu.
Które ćwiczenia pan lubi, a których nie cierpi?
Nie ma takich, których nie cierpię. Przez tyle lat nauczyłem się, że trzeba zrobić wszystkie ćwiczenia. Każde coś poprawia. A z ulubionych może zarzut sztangi. Dużo tego robię i dobrze mi wychodzi. Bije pan jeszcze rekordy na siłowni?
W ubiegłym roku poprawiłem się o parę kilogramów w niektórych ćwiczeniach. Może to nie jest dużo, ale trudno coś dołożyć na tym poziomie, na którym się znajduję. A jednak się udaje. Chociażby w zarzucie. To oznacza, że mimo wieku jestem w stanie jeszcze się poprawić. Baza została dobrze zrobiona.
Ciężko pan pracuje na sukces. Są takie dni, gdy nic się nie chce?
Na szczęście nie mam takich dni. Chce mi się pracować, jestem zmobilizowany. Boję się takiego momentu, gdy przyjdzie znużenie i nie będzie mi się chciało. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie i zawsze będę chciał coś poprawiać, że zawsze motywacja do treningu będzie.
Gdy za oknem zimno, motywacja jednak spada. Jak by pan zachęcił ludzi, żeby nie siedzieli przed telewizorem, tylko się ruszali?
Jako zawodnik Inpost Team zachęcam wszystkich, aby trenowali to, na co mają ochotę. Najważniejszy jest ruch. Bieganie, pływanie, pilates, tańce, jazda na rowerze – wszystko jest dobre. Chodzi o to, żeby aktywność fizyczna sprawiała nam radość i wiązała się z pozytywnymi emocjami. Ważne jest zdrowie, dlatego wszystkich zachęcam do ruchu, w tym również moje dzieci. Niczego im nie narzucam. Kładę nacisk na to, żeby robiły to, co lubią, żeby były aktywne. Jako ojciec widzę, że się rozwijają i to jest budujące. Są dobrze rozwinięte, potrafią pływać, zrobić przewrót w przód. Nawet gdy czegoś nie umieją, próbują się tego nauczyć i nie zniechęcają się. Mają motywację.
A jak z pana motywacją? Jest większa po tym, gdy w ubiegłym roku nie udało się zdobyć złotego medalu mistrzostw świata?
Nie. Czy wygrywam, czy też nie, moja motywacja jest taka sama. Mam takie nastawienie, żeby pracować tak samo mocno, bez względu na wyniki. Jedyne, co się zmieniło, to komfort przygotowań. Mając dwa medale olimpijskie, posiadam wewnętrzny spokój. To pomaga. Lepiej mi się trenuje teraz niż pięć, sześć lat temu, bo nie ma tej presji. Nie mypodczas
ślę na razie o igrzyskach w Paryżu.
Ma pan złoto z Tokio (2021) i brąz z Rio de Janeiro (2016). Wziąłby pan w ciemno srebrny medal olimpijski? Tego koloru brakuje panu do kompletu.
Wziąłbym każdy medal, gdyby rozdawali, bo miejsce na olimpijskim podium to duże osiągnięcie. Fajnie byłoby wygrać, ale każdy medal jest wartościowy. Wiem jednak, że łatwo nie będzie. Solidnie trzeba będzie rzucać, żeby stanąć w sierpniu na podium. Rywale rzucają coraz dalej.
Uda się panu pobić życiówkę w Paryżu?
Jeśli wszystko się dobrze zgra i będzie to mój dzień, mogę się zbliżyć do rekordu życiowego, a nawet go poprawić. Stać mnie na to.
Mimo żmudnej pracy na zgrupowaniu jest wesoło? Pana trenerka Joanna Fiodorow lubi dynamiczną muzykę. Ona nadaje rytm?
Raz ja włączam muzykę, innym razem trenerka. Jesteśmy przyzwyczajeni, że na treningu muzyka musi grać. Gdy jest cisza, dziwnie się trenuje. Żywa muzyka pobudza mnie do treningu.
Jakie ma pan cele pozasportowe na ten rok?
Chciałbym być jak najczęściej w domu, bo jednak życie sportowca jest takie, że rzadko jesteśmy z rodziną. To by mi wystarczyło.
A co z jazdą na motocyklu? Sprzedałem, bo nie mam czasu nim jeździć. Dostałem za to zestaw z klocków lego, motocykl Yamaha MT 10. Jak znajdę czas, to zbuduję. Ale pewnie nastąpi to dopiero po przeprowadzce.
Medal w Paryżu? Wziąłbym każdy, gdyby rozdawali, bo miejsce na olimpijskim podium to duże osiągnięcie. Fajnie byłoby wygrać, ale każdy medal jest wartościowy.
Kiedy sprawi pan sobie kolejny prawdziwy motocykl?
Bliżej końca kariery. Teraz są inne priorytety. Mam nadzieję, że jeszcze parę lat będę rzucać młotem, a dopiero później zajmę się hobby.