TOMASZ, SKĄD TY TO MASZ?
Chociaż Tomasz Lipiec (ur. 1971), lekkoatleta Polonii Warszawa (1986–2000) i Skry Warszawa (od 2001 roku) osiągał w chodzie sportowym wyniki na najwyższym światowym poziomie – jak na ironię – zamiast laurów zbierał cięgi, został bowiem w latach 1993–96 zawieszony, będąc zawodnikiem podejrzewanym o stosowanie niedozwolonego dopingu. Gdy zaś po zakończeniu kariery sportowca wyczynowego przeszedł na pozycje działacza i urzędnika na szczeblu ministra sportu, trafił do więzienia, skazany za przestępstwa korupcyjne. Już tylko te informacje wskazują, że musiał być Lipiec postacią co najmniej kontrowersyjną. Niemniej jego rekord życiowy w chodzie na 50 km (3:40:08), ustanowiony w 1999 roku w Deauville-mézidon, daje mu do dzisiaj drugą pozycję w Polsce w tabeli wszech czasów. Tomasz ustępuje tylko byłemu rekordziście świata na tym dystansie, czterokrotnemu mistrzowi olimpijskiemu (50 km i 20 km) Robertowi Korzeniowskiemu (3:36:03). W światowej tabeli All Time’ów rekord życiowy z 1999 roku daje Lipcowi 39. miejsce. W roku 2021, gdy konkurencja chodu na 50 km kończyła żywot, a nasz reprezentant Dawida Tomala został w niej mistrzem olimpijskim, zwyciężając na trasie w Sapporo, Lipiec znalazłby się ze swoim rekordem na drugim miejscu tabeli światowej. Jak widać z tego, chodziarzem był naprawdę nie byle jakim. W jego międzynarodowej kolekcji są między innymi drugie, trzecie i piąte miejsca w Pucharze Świata oraz piąta lokata w mistrzostwach świata 1997 w Atenach i dziewiąta w 2001 w Edmonton, a także zwycięstwo w Pucharze Europy 1998 w Dudincach oraz w tym samym roku piąte miejsce w mistrzostwach kontynentu w Budapeszcie. Lipiec był w pięćdziesiątce najgroźniejszym rywalem króla chodu Roberta Korzeniowskiego. przez prof. Jerzego Smorawińskiego zawiesiła go za stosowanie niedozwolonego dopingu. Podejrzewano warszawskiego polonistę o wspomaganie się specyfikiem testosteronowym, produkowanym jeszcze w Niemieckiej Republice Demokratycznej. Z tego powodu w organizmie zawodnika stwierdzono podwyższony stosunek testosteronu do epitestosteronu. Lipiec nie czuł się winny i dlatego poddał się osobnym badaniom w Centralnym Szpitalu Klinicznym Wojskowej Akademii Medycznej w Warszawie. Badania owe miały wykazać, że w trakcie wzmożonego wysiłku stosunek T do E wzrasta w organizmie chodziarza w sposób naturalny, co na ogół zdarza się u bardzo młodych sportowców. Wobec takiej oceny specjalistów z WAM komisja dyscyplinarna Polskiego Związku Lekkiej Atletyki uniewinniła w 1996 Lipca, a on od razu wznowił starty i przez kilka sezonów rywalizował na różnych trasach z niemałym powodzeniem, jakkolwiek nierzadko był dyskwalifikowany za łamanie zasad technicznych marszu sportowego. Wspomniane uniewinnienie nastąpiło w kontekście podobnego przypadku płotkarza Warszawianki Pawła Rączki, u którego sam prof. Smorawiński – po ryzykownym dla zdrowia teście – stwierdził syndrom naturalnego podwyższania T:E. Pisałem szeroko o dramacie, jaki musiał przeżyć Rączka, który po przejściu wspomnianego testu medycznego opowiadał mi ze śmiechem, że przedstawiciele komisji antydopingowej zaczęli unikać go jak ognia, nie chcąc, by siusiał do próbówki, bo wtedy znowu trzeba byłoby go poddać standardowej procedurze, w następstwie której zostałby zawieszony i owe ryzykowane badania, grożące wprawieniem w stan bezpłodności, musiałyby być powtarzane.
Jeśli chodzi o Tomasza Lipca, to jego kariera chodziarska miała niewielki wpływ na dalszy okres życia. Ten absolwent Szkoły Głównej Handlowej pisywał w „Gazecie
Wyborczej” i zajął się marketingiem już w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, pracując m.in. w Radiu dla Ciebie i agencji Mediathlon. W latach 2001–03 pełnił funkcję doradcy szefa Departamentu Sportu Wyczynowego w Urzędzie Kultury Fizycznej i Sportu. Trafił też do Polskiej Konfederacji Sportu i Warszawsko-mazowieckiego Związku Lekkiej Atletyki. Co najważniejsze zaś, w latach 2005–07 był ministrem sportu, przejąwszy tę funkcję od Marka Belki. W tamtym okresie wprowadzał kuratora do drążonego korupcją Polskiego Związku Piłki Nożnej, co było sprawą szeroko komentowaną w mediach. W 2005 należał do Komitetu Poparcia Lecha Kaczyńskiego kandydującego na prezydenta Polski.
Jako minister sportu dokonał, zdaniem wielu, aktu zemsty na prof. Smorawińskim, nie powołując go na przewodniczącego komisji antydopingowej. Co gorsza jednak, znalazł się pod lupą Centralnego Biura Antykorupcyjnego i chociaż pozostawał w rządzie pod skrzydłami partii Prawo i Sprawiedliwość, nie uniknął odpowiedzialności karnej za działania korupcyjne w strukturach COS, a oprócz tego za nadużycia w operowaniu pieniędzmi publicznymi, z których opłacał akurat swoją… gosposię. Lipiec podał się do dymisji jako minister w rządzie Jarosława Kaczyńskiego (brata Lecha) i ostatecznie poszedł siedzieć, skazany początkowo na karę 3,5 roku więzienia, skróconą ostatecznie do 2 lat i 3 miesięcy. Wyszedł na wolność po odsiedzeniu połowy wyroku. Dziś możemy uznać za swoisty paradoks, że Lipiec usiłował wytrzebić korupcję w strukturach PZPN, potem sam został skazany za korupcję, którą wyśledziło CBA pod kierownictwem Mariusza Kamińskiego, a teraz sam Kamiński siedzi za nadużycie władzy.
Wniosek z tego jest prosty: zarówno w sporcie, jak i w życiu codziennym i zawodowym lepiej trzymać się zasady fair play…