Ich drogi się rozjeżdżają
W półfinałach kobiet Aryna Sabalenka wygrała 7:6(2), 6:4 z Coco Gauff, a Qinwen Zheng 6:4, 6:4 z Dajaną Jastremską.
Iga Świątek po Australian Open na pewno nie straci prowadzenia w rankingu WTA. Do Aryny Sabalenki traci jednak dystans w jednej z bardzo istotnych tenisowych kategorii. W ostatnich pięciu turniejach wielkoszlemowych nasza tenisistka tylko raz zdołała awansować do półfinału. Było to w Paryżu, gdzie wygrała następnie cały turniej. W pozostałych czterech startach – i to nie jest z pewnością dobra informacja – znikała z drabinki we wcześniejszej fazie. Zupełnie inaczej niż jej główna rywalka, która akurat w najbardziej prestiżowych imprezach w tourze prezentuje się w tym czasie fenomenalnie. Jeśli chodzi o obecność w najlepszej czwórce, ma stuprocentową skuteczność!
Liczy się samokontrola
– Jak mi się to udaje? Pracą. Wyłącznie ciężką pracą. Także nad moją głową, bo należało ją poważnie schłodzić. Nie spieszę się już jak kiedyś, staram się częściej grać na zasadzie punkt po punkcie. Potrafię wszystko wyzerować. Bywały chwile, kiedy w trakcie meczów przed oczami pojawiały się jakieś dziwne rzeczy i niepotrzebne obrazki z życia. Czasami zupełnie niezwiązane z tenisem. Teraz potrafię te kwestie oddzielić i odseparować. Nauczyłam się brać za siebie odpowiedzialność i sama się kontrolować. Czasami dawne problemy wracają do mnie jeszcze w telewizyjnych urywkach z przeszłości. Gdy widzę się w takim stanie, z jednej strony nie jestem z siebie dumna, z drugiej cieszę się, że potrafiłam się jednak zmienić – opowiadała w Australii Białorusinka, która obecnie mieszka na Florydzie. Nie przeprowadziła się tam jednak, by korzystać z pięknej pogody i okazji do relaksu. Po prostu między turniejami ma ze swym sztabem wzmocnionym o specjalistów z USA superwarunki do przygotowań. Co znajduje odzwierciedlenie w wynikach.
Rywalki bez szans
Tendencja jest ewidentna i dało się ją zauważyć także w Melbourne. Sabalenka w drodze do półfinału rozbijała kolejne przeciwniczki. Pierwszej oddała gema, kolejnej tylko pięć. Potem na rowerze odprawiła Łesię Curenko. Pięcioma gemami obdarowała też Amandę Anisimovą oraz Barborę Krejčikovą. Starcie z Coco Gauff, która gładko pokonała Magdalenę Fręch, ale z Martą Kostiuk sprawiała już gorsze wrażenie, było jednak egzaminem zupełnie innego gatunku. To był rewanż za finał ostatniego US Open, który Amerykanka rozstrzygnęła na swą korzyść w trzech setach.
– Coco świetnie przesuwa się po korcie i punkty trzeba z nią często budować po kilka razy. Musiałam być jeszcze pewniejsza i staranniejsza niż zwykle – tłumaczyła Sabalenka. Na korcie znalazło to potwierdzenie. Nie speszyła się, gdy w pierwszym secie z 5:2 zrobiło się 5:6 i wygrywała kluczowe akcje. Wierzy, że tak samo będzie w sobotę w starciu z Qinwen Zheng.