TWOJA GRA BRZMI ZNAJOMO
Jeśli Xavi Hernandez nie da się przekonać, to od nowego sezonu Robert Lewandowski będzie miał nowego trenera. Zmieni się nazwisko szkoleniowca Barcelony, ale czy cokolwiek poza tym? Zdaniem większości działaczy klubu i kibiców – broń Boże. Niezależnie od nazwiska, wieku czy narodowości powinien mieć w sobie, jak to lubią podkreślać, DNA Barcelony. Co to więc za zmiana?
Miesiąc temu Deco, nowy dyrektor sportowy klubu, udzielił ciekawego wywiadu dla portugalskiej gazety. Były piłkarz Barcelony wypowiedział rewolucyjne słowa: „Potrzebna jest głęboka zmiana. Nasza metoda została wyczerpana. Musimy odkryć kogoś, kto raz na zawsze zerwie z przeszłością. Nowy kierunek jest fundamentalny i prezes Laporta zgadza się ze mną w tej kwestii”. Po powrocie do Katalonii zaczął się wycofywać, znów mówić o tradycji, niezmienialnym modelu i tym DNA. Ale dziennikarze dotarli do nagrania tego wywiadu i potwierdzili jego autentyczność. Dla jednych Deco się zagalopował, inni ujrzeli sens tego stwierdzenia.
Trudno pogodzić się z utratą dawnej wielkości, ale trzeba zacząć patrzeć na to trzeźwo. Ostatnio gra drużyny, i to nie tylko Xaviego, ale i jego poprzedników – Quique Setiena czy Ronalda Koemana – przypomina program „Twoja twarz brzmi znajomo”. Ktoś przebrany i ucharakteryzowany ma udawać gwiazdę estrady. Nie wystarczy peruka, krótka sukienka, pieprzyk na wardze i kilka tatuaży, żeby zaśpiewać jak Amy Winehouse. Mimo najusilniejszych starań nie zmieni się tego, że są oryginały i tylko mniej lub bardziej udani naśladowcy.
Trzeba w końcu zdać sobie sprawę z tego, że Lamine Yamal nie jest nowym wcieleniem Messiego, Pedri – Xaviego, Gavi czy Fermin – Iniesty, Oriol Romeu – Busquetsa, Cubarsi – Pique, Kounde – Puyola czy Fort – Alby. I choć będzie się powoływać na tradycję i osławione DNA Barcelony, z uporem zaklinać rzeczywistość, nie da się tego zrobić. I nie wolno, również dla dobra tych młodych następców gwiazd, które odeszły. Nie powinni odgrywać dawnych ról, ale pokazywać własne talenty. A oni ciągle muszą rozgrywać dawne mecze, choć realia piłki są już inne. Świat się zmienił, futbol też, trzeba zerwać z przeszłością. Potrzebny jest nowy model gry i nowy trener z oryginalnymi pomysłami. Bo dawny styl, ustawienie i sposób gry, przy obecnej, o wiele słabszej kadrze, stał się kulą u nogi drużyny.
W złotej erze Barcelony sukcesy zapewniali jej trenerzy wychowani w klubie: Pep Guardiola i Luis Enrique – kolekcjonerzy trofeów, zwycięzcy Ligi Mistrzów czy Tito Vilanova i Jordi Roura – zdobywcy rekordowych stu punktów w lidze. Mieli innowacyjne, rewolucyjne na tamte czasy spojrzenie na piłkę, ale przede wszystkim mieli wyjątkowych, nie do zastąpienia zawodników. Późniejsi szkoleniowcy też mieli barcelońską przeszłość i ten niezbędny klubowy gen we krwi, ale o zwycięstwa było coraz trudniej, gdy zespół opuszczali najlepsi gracze. Choć bywają trenerzy, którzy potrafią spieprzyć wszystko, to raczej w przypadku Barcelony nie od nich zależą wyniki.
Najpoważniejszym problemem jest brak pieniędzy. Barcelony nie stać na zakup nowych gwiazd, nawet na rejestrację i dorosłe kontrakty dla wyjątkowo uzdolnionych juniorów. Wymarzonego trenera, Roberto De Zerbiego, też jej ktoś podbierze, bo w kasie nie ma „głupich” 12 mln euro na wykupienie go z Brighton. A on mógłby zerwać z przeszłością i zaproponować coś konkurencyjnego dla nowoczesnego futbolu.
Deco szybko przestraszył się tego, co ośmielił się powiedzieć. Ale zaświtało mu przez chwilę, że nic już nie zabrzmi znajomo. Czas, żeby zabrzmiało wreszcie po nowemu.