Pożyczyła oszczep
Wynikiem 60,08 m osiągniętym w zimowym Pucharze Europy miotaczy w Leirii Marcelina Witek-konofał zasygnalizowała swoje ambicje olimpijskie.
Wynik zawodniczki AML Słupsk dał jej czwarte miejsce. W grupie A lepsze były Serbka Adriana Vilagoš (61,17) i Turczynka Eda Tugsuz (60,50), a w grupie B Norweżka Marie-therese Obst (61,69).
Pracuje w dwóch szkołach
Wypada jednak przypomnieć, że 28-letnia Marcelina jest sportsmenką po przejściach, bowiem kontuzje kolana i trzy bardzo poważne operacje uniemożliwiły jej normalne rzucanie przez kilka sezonów, w wyniku czego straciła szanse na ewentualne starty olimpijskie w Rio de Janeiro i w Tokio. Już w 2014 roku, mając zaledwie 18 lat, ustanowiła rekord Polski juniorek (do 19 lat) i „młodzieżówek” (do 22 lat) jednocześnie wynikiem 61,24. Dopiero rok później ten rekord został poprawiony przez przyszłą wicemistrzynię olimpijską Marię Andrejczyk na 62,11. Maria akurat nie zdołała ukończyć tegorocznego konkursu w Leirii, po uzyskaniu wyniku 55,04 musiała się wycofać z powodu kontuzji przywodziciela. Można się jednak spodziewać, że obie oszczepniczki będą w tym roku znowu rywalizować – jak to było 10 lat wcześniej. Marcelina jest obecnie mamą półtorarocznego Mikołaja i oprócz opieki nad synkiem pracuje w dwóch szkołach na umowę zlecenie jako nauczycielka wychowania fizycznego. Jak ocenia swój występ w Leirii?
– Plan był taki, żeby po sześciu latach ponownie przekroczyć 60 metrów i zmierzać do ustanowionego w 2018 rekordu życiowego 66,53 m. W ubiegłym roku mogłam mieć satysfakcję ze zdobycia tytułu mistrzyni Polski po przerwie macierzyńskiej, a teraz uzyskałam rezultat kwalifikujący na czerwcowe mistrzostwa Europy w Rzymie – cieszy się zawodniczka AML Słupsk, przed którą jeszcze poważniejsze zadanie w postaci osiągnięcia minimum na igrzyska w Paryżu (64,00 m). Drugą możliwość kwalifikacji może dać miejsce wśród 32 najlepszych w rankingu World Athletics. Przed zimowym pucharem w Leirii Marcelina zajmowała 48. pozycję, a po tym starcie awansowała o cztery pozycje. W klasyfikacji Road to Paris plasuje się około 25. miejsca. Tyle że rankingowo dużo się jeszcze zmieni. W skali bieżącego roku trenowana na co dzień przez tatę (w kadrze PZLA przez Michała Krukowskiego) ubiegłoroczna mistrzyni Polski ma na razie dziesiąty wynik na świecie (najlepsza jest Kubanka Yulenmis Aguilar – 63,90).
Nie zaakceptowali jej sprzętu
Mirosław Witek narzeka, że jego córka ma poważne kłopoty ze sprzętem. W Leirii ani jeden z jej zużytych oszczepów nie został zaakceptowany przez sędziów, więc musiała rzucać pożyczonym (w Polsce jeden wysokiej klasy oszczep kosztuje 5000 złotych). Na szczęście współpraca Witka z Krukowskim układa się bardzo dobrze. – Przez kilka ostatnich tygodni trenowaliśmy w Monte Gordo w grupie z Marcinem Krukowskim, supertalentem Rochem Krukowskim i Erykiem Kołodziejczakiem. Atmosfera była doskonała. Mnie jednak do pełni szczęścia brakowało mojego synka, więc postanowiłam, że na najbliższe zgrupowanie zagraniczne już go zabiorę – zapowiada wreszcie zdrowa Marcelina. Co ciekawe, całkiem niedawno słupska oszczepniczka musiała stawać przed sądem w procesie karnym, wytoczonym jej przez byłego prezesa klubu, którego nie chciała przeprosić za ujawnienie, że jakimś cudem za jego sprawą poginęły wszystkie oszczepy. Swoją drogą, warto byłoby, żeby tak dobrze rokującej zawodniczce zapewnić sprzęt w obliczu igrzysk olimpijskich. Bo jej trenerzy mogą powiedzieć nagle: – Po pierwsze, nie mamy armat...