LEKKO, ŁATWO, PRZYJEMNIE
Estońska przeszkoda w drodze na EURO 2024 pokonana bezboleśnie. We wtorek wielki finał w Cardiff – na turniej do Niemiec pojedzie Walia albo Polska.
Wszystko, co najistotniejsze w czwartkowym spotkaniu na PGE Narodowym, wydarzyło się między 22. a 27. minutą. Najpierw Jakub Piotrowski kapitalnie zagrał w pole karne, Przemysław Frankowski sprytnie okpił estońskiego obrońcę, wyprzedził go, zabrał piłkę i trafił do siatki. Skrzydłowy Lens to jeden z najbardziej zaufanych żołnierzy obecnego selekcjonera. Tylko on i Jakub Kiwior rozpoczynali w podstawowej jedenastce wszystkie mecze kadry pod wodzą Michała Probierza – Frankowski trafił do siatki w drugim spotkaniu reprezentacji z rzędu. Poprzednio w listopadzie z Łotwą. Siedem minut po golu estoński obrońca Maksim Paskotši sfaulował mijającego go Nicolę Zalewskiego i po raz drugi został upomniany żółtą kartką (wcześniej również za faul na skrzydłowym Romy), co oznaczało, że rywale będą kończyli spotkanie w osłabieniu. W międzyczasie – w 24. minucie – jedyny przed przerwą kontakt z piłką zaliczył Wojciech Szczęsny. Po podaniu od któregoś z kolegów kopnął do innego zawodnika w białej koszulce. Bramkarz Juventusu, rozgrywający 80. mecz w narodowym zespole (trafił do Klubu Wybitnego Reprezentanta), nawet się przed przerwą nie spocił. O pobrudzeniu stroju mowy być nie mogło. Po przerwie na pierwszy kontakt z piłką Szczęsny czekał krócej, ale znowu było to podanie od i do kolegi z zespołu.
Nawet nie próbowali
Bo Polska grała z naprawdę słabym zespołem – ledwo minął kwadrans, a nasi już mieli przekroczone 100 podań, a rywale mniej niż 20. Przewaga była gigantyczna. Do przerwy skończyło się 365–73 w podaniach, nasi mieli 72 procent posiadania piłki. I to nie tylko dlatego, że przeciwnik grał w dziesiątkę.
O tym, z jak kiepskim zespołem przyszło w czwartek rywalizować Polsce, niech świadczą liczby: w ośmiu meczach eliminacji EURO 2024 Estonia wywalczyła tylko jeden punkt, remisując w Azerbejdżanie. Z zerem kampanię kwalifikacyjną skończyły jedynie Cypr, Gibraltar, Malta, San Marino, Liechtenstein i Andora. Estonia zdobyła dwie bramki w eliminacjach – mniej tylko Gibraltar (zero) oraz Liechtenstein (jedna). Do barażów dostała się tylko dzięki triumfowi w Dywizji D Ligi Narodów, notując komplet wygranych z Maltą oraz San Marino, co dało jej 49. lokatę w klasyfikacji końcowej (na 55. drużyn). Dla porównania Polska skończyła rozgrywki LN na 11. pozycji i utrzymała się w Dywizji A. W rankingu FIFA obie reprezentacje również dzieli przepaść – kadra Michała Probierza jest 30., a drużyna prowadzona przez Szwajcara Thomasa Häberlego 123. Oczywiście zespół tego samego Probierza potrafił zremisować u siebie 1:1 ze 155. w rankingu FIFA Mołdawią, ale w czwartkowy wieczór nieprzyjemnej niespodzianki nie było. Bo i poziom koncentracji był zupełnie inny niż w ubiegłym roku.
Małe sukcesy Probierza
Jakiekolwiek oceny po tym meczu nie są w żaden sposób miarodajne, ponieważ Polska miała kontrolę nad spotkaniem od początku do końca. Na tle słabych Estończyków
wyróżniali się skrzydłowi: Frankowski z Zalewskim. To ich akcje rozstrzygnęły pierwszą połowę, a w konsekwencji i spotkanie. Pierwszy trafił do siatki, po przewinieniach na drugim rywale przez ponad godzinę ganiali po boisku w dziesiątkę. Po przerwie Zalewski zaliczył efektowną asystę przy trafieniu Piotra Zielińskiego i przyczynił się do samobójczego gola na 4:0. Probierz powoli odrestaurowuje reprezentację ze stanu klęski i gruzowiska, które zastał po Fernando Santosie. W październiku ubiegłego roku obecny selekcjoner zdjął klątwę debiutu. Po 26 latach, jednym miesiącu i jednym tygodniu (9533 dni) poprowadził Polskę do zwycięstwa w swoim premierowym występie w roli selekcjonera – 2:0 na Wyspach Owczych. Probierz powtórzył wyczyn Janusza Wójcika z 1997 roku (1:0) z Węgrami, później próbowało dwunastu selekcjonerów z różnych stron świata, zrobił to dopiero on. Mecz z Estonią był piątym z rzędu pod jego wodzą, którego Polska nie przegrała. Sięgając do bardzo odległej historii, obecny trener powtórzył wyczyn Kazimierza Górskiego, który również rozpoczął kadencję w roli selekcjonera Biało-czerwonych od pięciu spotkań bez porażki (maj–październik 1971 roku). Lepszy bilans otwarcia miał tylko Wojciech Łazarek, pod którego wodzą nasza najważniejsza futbolowa drużyna zachowała status niepokonanej w siedmiu potyczkach między październikiem 1986 roku a kwietniem 1987.
Strzelanie po przerwie
Seria Probierza – trzy zwycięstwa i dwa remisy – może okazała nie jest, patrząc na klasę rywali i pamiętając bolesną wpadkę z Mołdawią, ale nie da się nie zauważyć, że jest lepiej, niż było. Zalewski i Frankowski odpłacają selekcjonerowi za zaufanie, Piotrowski trzeci raz z rzędu zagrał w podstawowym składzie i przyzwoicie radził sobie w środku, efektownie trafił na 3:0. Golem błysnął też rezerwowy Sebastian Szymański. Wygrana z Estonią, która chciała tylko przetrwać mecz w Warszawie, była obowiązkiem i ledwie niewielkim krokiem do celu, którym jest awans do EURO. Żeby nie było wyłącznie miło, to niestety nie udało się zachować czystego konta i Szczęsny schodził z boiska pokonany przez klubowego kolegę Zalewskiego – Martina Vetkala. We wtorek w Walii już tak łatwo nie będzie. Oby było przyjemnie, bo to będzie oznaczało, że po raz piąty z rzędu Polska zagra w finałach mistrzostw Europy. – Lubimy takie wyzwania, czasem im trudniej tym lepiej – mówił w niedawnym wywiadzie dla „PS” Robert Lewandowski, którego na spotkanie z Estonią wyprowadziła córka Klara. Kapitan zaliczył asystę przy trafieniu Piotrowskiego.