JESZCZE TYLKO JEDEN…
Asseco Resovia wygrała Puchar CEV, Jastrzębski Węgiel wystąpi w finale Ligi Mistrzów. Najlepszy sezon w historii ziści się 5 maja?
Już jest bardzo dobrze, a może być jeszcze lepiej! Po triumfie Projektu Warszawa w Pucharze Challenge zwycięstwo w Pucharze CEV odniosła we wtorek Asseco Resovia, bijąc w finale dwa razy po 3:0 SVG Lüneburg. Jeśli 5 maja Jastrzębski Węgiel wygra w Turcji finał Ligi Mistrzów, historyczny pucharowy hat trick polskich zespołów stanie się faktem. – Byłoby znakomicie, gdyby tak się stało. Polska siatkówka na to zasługuje – mówi Yacine Louati przyjmujący Resovii, który ma za sobą grę w Jastrzębskim Węglu. Jego klubowy kolega Torey Defalco dodaje: – Jeśli ktoś wcześniej miał jakiekolwiek wątpliwości, to teraz już nie powinien ich mieć. Polska ma jedną z najlepszych lig na świecie, jeśli nie najlepszą – mówił Amerykanin, trzymając w ręku złoty medal za triumf w Pucharze CEV.
Nie ma tego złego…
Rzeszowianie sięgnęli po to trofeum jako pierwszy męski zespół z Polski (w 2013 roku Puchar CEV zdobyły siatkarki Muszynianki Muszyna), a wielka radość zapanowała w wypełnionej po brzegi hali Podpromie już po drugim wygranym secie. Potem na boisko wyszli zmiennicy, którzy dokończyli dzieła. Goście po gładkiej porażce w swojej hali tym razem postawili się rzeszowianom, a w pierwszym secie mieli nawet piłkę setową (23:24). Udany blok Jakuba Kochanowskiego zakończył tę partię, a w kolejnej gospodarze dominowali już wyraźnie, zwłaszcza w bloku (7 „czap” w drugiej partii, aż 10 w całym meczu!). Piłkę na miarę triumfu w Pucharze CEV skończył – jakżeby inaczej – udanym blokiem Karol Kłos. – Po tym, jak odpadliśmy z Ligi Mistrzów, ten puchar jest dla nas nagrodą pocieszenia. Musieliśmy jednak odwalić kawał ciężkiej i dobrej roboty, żeby móc go podnieść. Ten puchar będzie mi się kojarzył przede wszystkim z dwumeczem z Aluronem Zawiercie, który był przedwczesnym finałem – mówi środkowy, nawiązując do rywalizacji w ćwierćfinale, w którym Resovia pokonała Jurajskich Rycerzy w złotym secie. W półfinale bez problemów wyeliminowała Fenerbahce Stambuł. A przecież rozpoczęła sezon od odpadnięcia z Ligi Mistrzów już po fazie grupowej. – Kurczę, jest nam przykro, że nie poszło nam w Champions League, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – dodaje Kłos. Na szczęście znacznie lepiej w elitarnych rozgrywkach radzą sobie siatkarze Jastrzębskiego Węgla, którzy w środę pokonali 3:2 Ziraat Bank Ankara i po raz drugi w historii awansowali do finału Champions League. Tak jak Resovia do szczęścia potrzebowali zaledwie dwóch wygranych setów i cel osiągnęli po 69 minutach gry, choć mistrzowie Turcji w swojej hali, wzmocnieni tym razem Matthew Andersonem (nie wystąpił w Jastrzębiu-zdroju z powodu kontuzji), postawili twarde warunki. Dość powiedzieć, że w pierwszym secie zespół z Ankary miał cztery piłki setowe. Jastrzębianie nie dali się jednak złamać, po asie serwisowym Jurija Gładyra przejęli inicjatywę, a potem zakończyli morderczą walkę przy szóstym setbolu po ataku Tomasza Fornala. W drugiej partii po autowym zbiciu Fornala gospodarze prowadzili nawet 24:22, ale potem sprawy w swoje ręce wzięli... Fornal (dwa udane ataki) i Norbert Huber, który huknął dwa razy z zagrywki i jastrzębianie mogli odtańczyć taniec radości. Awansowali do finału, choć w pierwszym secie popełnili 14 niewymuszonych błędów, a w dwóch partiach, które tak naprawdę miały znaczenie, mieli tylko jeden punktowy blok. Co z tego, skoro w decydujących momentach potrafili zdobywać najważniejsze punkty? W trzech kolejnych setach grali zmiennicy, wśród nich 45-letni rozgrywający Jarosław Macionczyk, który zakończył już karierę, ale w trakcie sezonu dał się namówić na podpisanie umowy z Jastrzębskim Węglem. I być może 5 maja wygra Ligę Mistrzów. – Jestem dumny z drużyny, bo po raz drugi awansowaliśmy do finału Ligi Mistrzów. Wierzę, że tym razem wzniesiemy puchar – mówi rozgrywający Benjamin Toniutti, który w 2021 roku wygrał Ligę Mistrzów w barwach ZAKS-Y Kędzierzyn-koźle. Przed rokiem to właśnie kędzierzynianie pokonali 3:2 Jastrzębski Węgiel w finale Champions League w Turynie. Teraz czas na Pomarańczowych...
Śmieszne pieniądze
5 maja po drugi triumf w Lidze Mistrzyń może sięgnąć także Joanna Wołosz, która wznosiła już to trofeum w barwach Conegliano w 2021 roku w Weronie. W półfinale tegorocznych rozgrywek mistrzynie Włoch dwukrotnie pokonały Eczacibasi Stambuł (Martyna Czyrniańska nie gra z powodu urazu) 3:2 i 3:1 i po raz piąty awansowały
do finału Champions League. Niestety w meczu o złoto zabraknie drużyny prowadzonej przez selekcjonera reprezentacji Polski Stefano Lavariniego. Fenerbahce Stambuł z Magdaleną Stysiak, wchodzącą na krótkie zmiany (w szóstce grała Melissa Vargas), przegrało złotego seta z Vero Volley Milano, co oznacza, że będziemy mieli włoski finał Ligi Mistrzyń. Zwycięzcy dostaną skromniutkie czeki na 500 tysięcy euro, co i tak jest sporą sumą wobec nagrody, którą dostała Resovia, wynoszącą śmieszne 80 tysięcy euro. – Koszt jednego wyjazdu zagranicznego to 100–150 tys. złotych, zakładając samoloty rejsowe, a nie czarter. A to oznacza, że do startu w pucharach oczywiście dołożymy. Mimo to cieszymy się z trofeum, bo jest to wielki dzień w historii klubu. W końcu Resovia po raz pierwszy zdobyła europejski puchar – mówi prezes klubu z Rzeszowa Piotr Maciąg. Rzeszowianie są piątym polskim męskim zespołem, który dostąpił tego zaszczytu. Puchar Europy w 1978 roku wywalczył Płomień Milowice, ZAKSA trzy razy wygrała Ligę Mistrzów, AZS Częstochowa i Projekt triumfowały w Pucharze Challenge. Teraz czekamy tylko na triumf jastrzębian w finale Ligi Mistrzów, w którym mistrz Polski zmierzy się z Trentino Itas. Mistrzowie Italii w półfinale wygrali pierwszy mecz z Cucien Lube Civitanova 3:1, a w rewanżu po wygraniu dwóch setów cieszyli się z awansu do finału. Nikt nie ma chyba wątpliwości, że Pomarańczowych stać na zwieńczenie wspaniałego dla Polski sezonu wygraną z Itasem, który w 2021 i 2022 roku w finałach pokonała ZAKSA.