Byłem blisko odejścia z Ruchu
Każdy wie, czego trener od niego oczekuje i co w danej chwili ma robić. Janusz Niedźwiedź zostawia nam wolną furtkę na trochę boiskowego szaleństwa – mówi pomocnik Ruchu Chorzów Łukasz Moneta, który w sobotnim meczu z Rakowem (1:1) zdobył bramkę w ostatni
KAROL BUGAJSKI: Jak smakował gol strzelony w PKO BP Ekstraklasie po siedmioletniej przerwie?
ŁUKASZ MONETA (POMOCNIK RUCHU CHORZÓW):
W tym czasie było dużo wzlotów i upadków. Wiele się u mnie działo, ale cieszę się, że wróciłem do tego miejsca, gdzie zawsze chciałem być, czyli PKO BP Ekstraklasy. Tym bardziej że jestem tutaj z Ruchem, więc bramka na pewno dobrze smakowała. Szkoda, że nie dała nam trzech punktów, ale remis na terenie mistrza Polski trzeba szanować.
To był mecz, który pan i pańska drużyna zremisowaliście w szczęśliwych okolicznościach, ale nie za sprawą szczęścia. Ruch kolejny raz wiosną pokazał, że potrafi zagrać bardzo solidnie nawet z faworyzowanym rywalem.
W kolejnym meczu udowodniliśmy, że na każdego przeciwnika w lidze mamy pomysł i plan. Staramy się go realizować najlepiej, jak potrafimy. Szkoda, że w poprzednich spotkaniach, szczególnie w wielkich derbach Śląska (1:2), gdzie – nie oszukujmy się – mieliśmy dużą przewagę, nie udało się wygrać. Z Rakowem też nie zwyciężyliśmy, ale myślę, że każdy widział, iż przewaga optyczna była po naszej stronie i nie spękaliśmy przed mistrzami Polski.
Można powiedzieć, że trener Janusz Niedźwiedź przede wszystkim uwolnił głowy? Widać, że wiosną Ruch mentalnie jest innym zespołem niż jesienią i bardziej wierzy w swoje umiejętności.
Myślę, że z boku można mieć takie odczucie. Trener Niedźwiedź przed każdym meczem jasno nakreśla nam plan na spotkanie. To też się bierze stąd, że każdy wie, czego trener od niego oczekuje i co w danej chwili ma robić. Zostawia nam wolną furtkę na trochę szaleństwa boiskowego, dlatego jest większa odwaga i głowy „puściły”. Mamy więcej wiary we własne umiejętności, a za tym poszła pewność siebie.
Jest pan jedynym piłkarzem w obecnej kadrze Ruchu, który pamięta spadek z sezonu 2016/17. Ma pan szczególną motywację, żeby tym razem było inaczej?
Tak. Już w poprzednim sezonie bardzo mi zależało, żeby wrócić z Ruchem do PKO BP Ekstraklasy i cieszyłem się, kiedy tego dokonaliśmy, ale teraz nowym celem jest utrzymanie. Robimy wszystko, żeby ta runda skończyła się pomyślnie, a ja staram się dokładać do tego malutkie cegiełki. Ja jestem szczególnie zadowolony, bo można powiedzieć, że na początku sezonu byłem odsunięty.
Latem został pan wystawiony na listę transferową, więc zasadne jest pytanie, jak blisko było tego, aby już wtedy, na początku sezonu, zakończył pan swoją przygodę z Ruchem?
Trudno to określić procentowo, ale nie ukrywam, że było dosyć blisko. W końcówce okna pojawiły się oferty wypożyczeń z I, a nawet II ligi. Przytrafiła mi się jednak kontuzja i postanowiłem, że zostanę, bo przechodzenie z urazem do innego klubu mija się z celem. Dałem sobie czas i powiedziałem, że zostaję do zimy. Chciałem się wyleczyć oraz pograć pół roku w rezerwach, aby jak najlepiej się przygotować i jeśli po pierwszej rundzie nie byłoby szans na powrót do drużyny, to spróbowałbym gdzie indziej. Los tak chciał, że zostałem przywrócony i pod koniec rundy zacząłem grać w pierwszym składzie. Po zmianie trenera utrzymałem się w pierwszej drużynie i z tego bardzo się cieszę.
Praktycznie od początku zaczął pan też dawać liczby, czego dowodem była asysta w jesiennym meczu z Koroną Kielce (1:1) na Stadionie Śląskim. Z racji określonego doświadczenia i ogrania w PKO BP Ekstraklasie czuje pan na sobie większą odpowiedzialność za losy zespołu?
Trudno powiedzieć. Na pewno czuję się w szatni ważnym zawodnikiem z racji tego, że byłem w Ruchu i to moje doświadczenie jest troszkę większe. Cieszę się, że robię liczby, bo nie ma co ukrywać, piłkarze są z tego rozliczani. Udowadniam też, że coś jeszcze potrafię i nadal mogę przydać się drużynie. To dla mnie duża satysfakcja, że mogę pomagać chłopakom w walce o utrzymanie. Ruch od sezonu 2016/17 poszedł do przodu pod względem organizacyjnym i – co chyba najważniejsze – uregulowana jest płynność finansowa. Można przyklasnąć wszystkim, którzy od kilku lat budują ten klub, aby funkcjonował na zdrowych fundamentach.
Walczył pan o PKO BP Ekstraklasę z GKS Tychy, a jako młody chłopak przyglądał się też sukcesom Legii Warszawa. Walka o utrzymanie to coś zupełnie innego niż rywalizacja o czołowe lokaty w tabeli?
Myślę, że to są porównywalne sprawy. Wiadomo, że spaść nikt nigdy nie chce, natomiast w przypadku walki o awans, jeśli się nie uda, ktoś może powiedzieć, że trudno. Wydaje mi się jednak, że w każdym przypadku piłkarzowi zależy tak samo. Niezależnie, czy chodzi o walkę o uniknięcie degradacji, czy o promocję. Ubiegłoroczny awans z Ruchem był moim pierwszym w piłkarskim życiu i smakował wybornie. Teraz do końca będziemy walczyć o utrzymanie w PKO BP Ekstraklasie, wierzymy głęboko, że uda nam się zrealizować ten cel i będziemy się z tego cieszyć równie mocno, jak po awansie.
Sobotni mecz z Puszczą Niepołomice będzie kluczowy dla losów walki o utrzymanie? W przypadku Ruchu tej wiosny przed każdym spotkaniem mówi się, że trzeba wygrać, ale tym razem komplet punktów chyba naprawdę może mieć największe znaczenie.
Nie ma co ukrywać, kurczy się liczba pozostałych spotkań i matematyka jest nieubłagana. Potrafimy liczyć, wiemy, że z każdym meczem, którego nie wygramy, nasze szanse będą topniały, więc we wszystkich musimy grać o trzy punkty. Z taką myślą pojechaliśmy na spotkanie z Rakowem, szanujemy punkt, ale naszym celem było zwycięstwo i z takim samym nastawianiem wyjdziemy w sobotę na Puszczę. Każdy wie, jak to wygląda w tabeli, więc chyba nie muszę mówić, jaki ciężar gatunkowy będzie miało to starcie. Wyjdziemy zrobić swoje, czyli zgarnąć pełną pulę. Taki plan jest co tydzień.
Wyliczacie sobie w szatni i zastanawiacie się, ile punktów może być niezbędnych do utrzymania? Teraz Ruch ma ich 19, w poprzednich sezonach ta liczba kręciła się wokół 35.
Szczerze mówiąc, nie poruszamy tego tematu i odcinamy się od tego wszystkiego. Trener też nas uczula, aby nie patrzeć w tabelę, tylko robić swoje. Oczywiście w dzisiejszych czasach, w dobie mediów społecznościowych, nie da się od tego uciec i całkowicie odciąć, bo wszędzie można się natknąć na różnego rodzaju analizy i wyliczenia procentowe. Tego człowiek nie jest w stanie nie zobaczyć, jednak naprawdę staramy się o tym nie myśleć. Dopóki będą matematyczne szanse, będziemy wychodzić na każdy mecz z tą samą chęcią odniesienia zwycięstwa.
Pański kontrakt wygasa wraz z końcem sezonu, więc należy rozumieć, że przyszłość Łukasza Monety w Ruchu będzie zdeterminowana wydarzeniami w dwóch ostatnich miesiącach grania?
Chyba nie jestem najlepszym adresatem tego pytania. Chciałbym pozostać w tym klubie i nigdy tego nie ukrywałem. Jest mi dobrze na Śląsku, mam tutaj poukładane również swoje życie prywatne.
Toczą się już jakieś rozmowy kontraktowe?
Teraz nie. Nie ma takich rozmów, ale ja do końca będę starał się jak najlepiej wypełniać swoje zadania i grać tak, jak to robię do tej pory. Jaka będzie przyszłość? Zobaczymy. Koncentruję się na tym, aby jak najlepiej wyglądać w tygodniu podczas treningów, a później w meczach, żeby pomóc drużynie i klubowi utrzymać się w PKO BP Ekstraklasie. Zdaję sobie sprawę, że to będzie ważna rzecz nie tylko dla piłkarzy, ale również dla klubu pod względem jego przyszłości i dalszego funkcjonowania.