PRZYZNAJĘ: JESTEM CZŁONKIEM
motyw sprawczy przy pozyskiwaniu dla wybranego podmiotu kasy z SSP. Dlatego właśnie w sponsoringu sportu przez państwowe firmy jest coś, co mnie od tego tematu odrzuca. Minister Bortniczuk z kolei chwalił się, że uruchomił program, w którym związki sportowe na podstawie testów sprawnościowych w szkołach będą mogły znajdować kandydatów do uprawiania danej dyscypliny. Program nadal działa, jednak z ukierunkowanego na proces szkolenia stał się inicjatywą propagującą aktywność fizyczną w szkołach. Nie twierdzę, że teraz jest gorzej, ale nie sądzę jednocześnie, że to lepsze rozwiązania. Widzę natomiast wyraźnie, iż wahadło zaczyna wychylać się w drugą stronę. Minister Nitras ogłasza kolejne projekty. Na przykład wsparcia rozgrywek akademickich w różnych grach zespołowych, które – i tu znowu odzywa się praktyka życiowa – nie będą niczym innym niż namiastką rywalizacji dla pasjonatów sportu. Ostatnio ogłosił powstanie programu wsparcia finansowego lig amatorskich, co jak sama nazwa wskazuje, na pewno nie jest skierowane do zawodowców. Formalnie to może bardzo szybko przełożyć się na liczbę osób uprawiających sport w naszym kraju. Wystarczy tylko, aby jednym z elementów takiego programu był wymóg zarejestrowania się danego amatora w stosownym związku sportowym. Wtedy może się okazać, że w kilkanaście tygodni przybędzie nam tysięcy siatkarzy, lekkoatletów, koszykarzy czy piłkarzy. Wprawdzie na polu rzeczywistej aktywności fizycznej niczego to nie zmieni, ale przynajmniej minister uwolni się od w gruncie rzeczy śmiesznych zarzutów, że w Polsce jest za mało ping-pongistów albo karateków. Ale gdyby było więcej, to Chińczycy ze strachu pogubiliby rakietki, a Japończycy z wściekłości podarli kimona.
S★★★
tatystyki napompować można łatwo. Sam w tym uczestniczyłem. W okresie pandemii, żeby móc ćwiczyć w siłowni, trzeba było przystąpić do związku sportowego, a Polski Związek Przeciągania Liny przyjmował wszystkich raczej bezproblemowo. No i tak wyszło, że – co tu kryć – zostałem członkiem. Władza szybko się zorientowała, że popełniła niedopatrzenie i wielu zamiast truchleć przed covidem, chodzi jak gdyby nigdy nic machać hantlami i zmieniła przepisy tak, że ćwiczyć mogli tylko zawodowcy. PZPL w 2021 roku stał się jednak największym związkiem sportowym w kraju, większym niż PZPN. Ponad 200 tysięcy członków, a ja nadal chyba jestem jednym z nich. Bo do organizacji się zapisałem, a nigdy się nie wypisywałem.
Uważam, że jeśli ministerstwo chce rzeczywiście postawić na rozwój rekreacyjnego uprawiania sportu w Polsce, to powinno pomyśleć o programie dofinansowania ludziom karnetów na siłownie. To są tysiące – jak widać po losach PZPL – ćwiczących w skali kraju, dla których wynikałoby coś realnego z całej tej idei upowszechniania sportu. O kwotę można się spierać – może 50 złotych miesięcznie, może 70… Naprawdę znam przypadek jednej osoby, która zapisała się na siłownię, ale stwierdziła, że miesięcznie 150 złotych – jako że jest studentką – za mocno obciąża jej budżet. Zrezygnowała i nie ćwiczy. Myślę, że ministerstwo właśnie takim potrzebom powinno programowo wyjść naprzeciw. Ja studentce karnetu opłacać nie będę. Bo to mogłoby już podchodzić pod sponsoring…