Deszcz zmył marzenia
Za Robertem Kubicą drugi weekend wyścigowy w Długodystansowych Mistrzostwach Świata. Na Imoli Polakowi powinno pójść zdecydowanie lepiej.
Na legendarnym włoskim torze zebrało się mnóstwo fanów, którzy przyjechali dopingować „swoich”. Przed sesjami treningowymi i kwalifikacjami był też czas na autografy. Jedna z dłuższych kolejek ustawiła się do Roberta Kubicy. Włosi uwielbiają naszego kierowcą i wielu z nich ma sentyment do niego. W końcu, gdyby nie tragiczny wypadek krakowianin jeździłby w czerwonym bolidzie Ferrari. Zresztą Kubicę traktują jako swojego, bo przecież krakowianin swoje wyścigowe umiejętności nabywał właśnie w Italii.
Imola nazywana też jest domem Ferarri, stąd też kolor czerwony zdominował trybuny. Wydawało się, że ten weekend będzie dla nich perfekcyjny. Kwalifikacje zaczęły się zgodnie z planem. Trzy Ferrari 499P ustawiły się na czele stawki. Pole position na domowym torze wywalczył Antonio Fuoco z fabrycznej ekipy Ferrari-af Corse. Drugi był team AF Corse, w którym startuje Robert Kubica. Dobry wynik to zasługa Roberta Schwarcmana. – Wyścig jest długi, a Imola jest zdradliwa. Fakt jest taki, że wydajność pakietu jest całkiem niezła. Pozycja wyjściowa jest optymalna, dlatego sobota była pozytywna. Niedziela to jednak inna bajka i będzie się dużo działo. Jeżeli chodzi o rytm wyścigowy myślę, że był niezły. Teraz trzeba zrobić robotę i popełnić jak najmniej błędów albo żadnych. Trzeba będzie uważać, szykuje się spory tłok i tam będzie się dużo działo – mówił Kubica. Rzeczywiście od samego początku sporo działo się na Imoli. Ferrari z numerem 50 utrzymało prowadzenie. Nieco gorzej poszło Robertowi Kubicy, który nieco zaspał i przegrał w pierwszym zakręcie z innymi Ferrari. To jednak nie był początek złych wieści dla polskiego kierowcy. Polak od początku miał problemy z silnikiem, później popełnił błąd, który zakończył się karą. Podczas żółtej flagi krakowianin przekroczył limit prędkości, a to skutkowało stratą 35 sekund. Ciemne chmury zbierały się nie tylko nad żółtym Ferrari, ale również samym torem. Dwie godziny przed końcem na torze pojawił się deszcz. Miał on być przelotny, jednak w pewnym momencie większość stawki zdecydowała się zjechać po opony deszczowe. Jedynymi autami w czołówce w Hypercarze pozostały auta Ferrari, w tym Kubicy. To spowodowało sporą stratę, a marzenia o podium prysły. Zawody na Imoli wygrała załoga Toyoty Gazoo Racing, a podium uzupełniły dwa Porsche. AF Corse z Kubicą było dopiero ósme.