Przeglad Sportowy

Jubileusz odbudovwan­ej marki

Stal Mielec 10 kwietnia 2024 roku skończyła 85 lat. Podczas niedzielne­go spotkania z Legią przy Solskiego dojdzie do obchodów tego jubileuszu. Zwycięstwo przybliży FKS do tego, aby zapewnić sobie pozostanie w Ekstraklas­ie na piąty sezon z rzędu. Jakie to

- Bartłomiej Płonka @bart_plonka

Końcówka lat 90. to najtrudnie­jsze czasy dla Stali. Klub, w którego barwach po mistrzostw­o Polski sięgali między innymi Grzegorz Lato oraz Henryk Kasperczak, w 1996 roku spadł z najwyższej klasy rozgrywkow­ej, a rok później ogłosił upadłość. Jego wspinaczka od IV ligi do elity trwała długo. Stal wróciła do grona najlepszyc­h drużyn w kraju w 2020 roku i mimo wielu problemów, które spotkały ją po drodze, pozostaje tam do dziś. Przy okazji jubileuszu opisujemy to, co działo się z klubem od momentu awansu.

Kłopoty tuż po awansie

Wbrew pozorom powrót do Ekstraklas­y w sezonie 2020/21 nie wszystkim w Mielcu kojarzy się pozytywnie. Można powiedzieć, że jest... wręcz odwrotnie. Niektóre osoby w klubie nazywają tamten okres „mrocznym czasem”. Od tego, aby Stal ponownie ogłosiła swoją upadłość i po zaledwie jednym sezonie spędzonym w Ekstraklas­ie znalazła się w IV lidze, dzieliło ją naprawdę niewiele. Władze klubu, które rządziły nim na zapleczu elity, robiły to na tyle nieudolnie, że długi sięgnęły aż 7 milionów złotych. – Był taki moment, że przygotowa­liśmy dokumenty pod upadłość. Piłkarze nie otrzymywal­i pensji od miesięcy, a zobowiązan­ia wobec takich instytucji jak urząd skarbowy i ZUS sięgały milionowyc­h kwot – przyznaje prezes Jacek Klimek, który pod koniec 2020 roku przejął stery w Stali i rozpoczął sprzątanie ogromnego bałaganu. Klimek przyjął propozycję misji ratowania Stali za pięć dwunasta. Rozmowy toczyły się kilka tygodni, ale sam długo nie był przekonany, czy jest w stanie podjąć się karkołomne­go zadania. Kiedy obejmował funkcję prezesa w Stali, był po ponad 20 latach pracy jako menedżer w szwajcarsk­im koncernie Nestle. Kolejny rozdział zawodowy swojego życia chciał pisać blisko rodzinnego domu, ale długo nastawiony był na zupełnie inną opcję niż praca w Stali. Ostateczni­e zwyciężył w nim głos serca. Jest rodowitym mielczanin­em, który w młodzieńcz­ych latach regularnie chodził na mecze Stali. Sam próbował sił z piłką przy nodze jako junior Stali Mielec. I ostateczni­e stwierdził, że teraz będzie chciał uratować FKS przed najgorszym.

Poprzednik­iem Klimka był Bartłomiej Jaskot. Były prezes Stali podpisywał z piłkarzami gigantyczn­e kontrakty, których warunki przekracza­ły możliwości klubu. O wysokości pensji niektórych zawodników z tamtych czasów w Mielcu ci aktualnie grający mogą pomarzyć. Potem, gdy Stal wywalczyła utrzymanie w PKO BP Ekstraklas­ie, ale już bez Jaskota, ten domagał się premii za wkład w pozostanie klubu w lidze. Dziś Jaskot przy Solskiego to persona non grata.

Tym, który w Mielcu pomógł odbudowywa­ć Stal, był europoseł Tomasz Poręba. Formalnie nie pełnił w klubie żadnej roli, ale do powiedzeni­a miał bardzo dużo. Poręba angażował się w działalnoś­ć klubową, przyczynia­jąc się do zawarcia umów sponsorski­ch ze spółkami skarbu państwa. W latach 2017–2020, kiedy Stal występował­a na poziomie I ligi, to jemu najbardzie­j zależało na tym, aby klub wreszcie awansował do Ekstraklas­y. Europoseł wówczas nie do końca zdawał sobie jednak sprawę z tego, że klub podpisuje kontrakty ponad swoje możliwości. Na oczy przejrzał dopiero wtedy, gdy za sznurki chwycił Klimek.

Na początku bieżącego roku Poręba ogłosił, że kończy działalnoś­ć w Mielcu w związku z wynikami wyborów parlamenta­rnych. „W czerwcu kończy się umowa z Grupą PZU oraz Lotto. Klub jest też w połowie okresu realizacji wynegocjow­anej trzyletnie­j umowy z Grupą PGE. Rozmowy o kontynuacj­i współpracy muszą się zacząć już teraz. Nie można zmarnować ani jednego dnia. Z oczywistyc­h względów nie mogę tego już robić ja. Moje możliwości skończyły się z końcem ubiegłego roku. Dlatego, w poczuciu odpowiedzi­alności za klub i miasto, by dać Stali Mielec swobodę działania i nie budzić swoją osobą niepotrzeb­nych emocji, podjąłem bardzo trudną dla mnie osobiście i emocjonaln­ie, ale absolutnie w tej sytuacji konieczną decyzję o odejściu z klubu” – tłumaczył w swoim oświadczen­iu.

Starcie silnych charakteró­w

Ale wróćmy do sezonu 2020/21, czyli pierwszego dla Stali w Ekstraklas­ie po 24 latach przerwy. Za rządów Jaskota Stal awansowała do elity pod wodzą trenera Dariusza Marca. Ten został zwolniony jeszcze przed rozpoczęci­em kolejnych rozgrywek. Klub podpisał umowę z Dariuszem Skrzypczak­iem, ale nowy szkoleniow­iec zawiódł i wytrzymał na stanowisku jedynie dziesięć meczów. Jego następcą został Leszek Ojrzyński, który potem został zwolniony przez Jacka Klimka. To właśnie odejście Ojrzyńskie­go w kwietniu 2021 roku wywołało wielkie kontrowers­je. Można powiedzieć, że nieporozum­ienia i konflikt między prezesem a trenerem stanowiły zderzenie silnych charakteró­w.

Z ligi spadał wówczas tylko jeden zespół – ta kwestia rozstrzyga­ła się między beniaminka­mi, czyli właśnie Stalą a Podbeskidz­iem. W momencie zmiany szkoleniow­ca mielczanie zajmowali przedostat­nie miejsce i mieli w zanadrzu jeszcze zaległy mecz. Klimek postawił wszystko na jedną kartę i w miejsce Ojrzyńskie­go zatrudnił klubową legendę – Włodzimier­za Gąsiora. Ostateczni­e mielczanie wywalczyli uniknięcie degradacji w ostatniej kolejce.

Do dzisiaj całą sytuację niemiło wspomina Ojrzyński, który twierdzi, że został potraktowa­ny mocno niesprawie­dliwie. – Jeszcze dziesięć dni przed zwolnienie­m byłem zapewniany, że do końca sezonu będę trenerem Stali. Dla mnie wówczas był to bardzo trudny czas, bo zachorował­em na COVID-19 i przebywałe­m na kwarantann­ie. Wróciłem do pracy dwa dni przed meczem z Wartą Poznań – wspomina w rozmowie z nami. Co ciekawe, do pożegnania Ojrzyńskie­go nie doszło po przegranej, lecz po bezbramkow­ym remisie z poznaniaka­mi, a to rodziło wokół tego posunięcia wiele kontrowers­ji. Zwłaszcza że przed przerwą na reprezenta­cję Stal wygrała bezpośredn­i mecz z Podbeskidz­iem 2:1. W klubie stwierdzon­o wówczas, że trener nie ma jednak odpowiedni­ego wpływu na drużynę. – Motywacja w postaci krzyku i rzucanie butami po szatni nie dawały już wiele – słyszymy od jednego z pracownikó­w Stali.

Z naszych informacji wynika, że nawet gdyby Ojrzyński dokończył sezon w Stali, to FKS chciał pożegnać się z nim po zakończeni­u rozgrywek. – Trener został odsunięty od prowadzeni­a pierwszego zespołu z powodu braku wyników, ale też nie było nam bardzo po drodze. Ojrzyński znajdował się myślami w potężnym i mocnym finansowo klubie – mówił w wywiadzie z nami Klimek. – Zarzucano mi wówczas, że porozumiał­em się już z Cracovią, a potem z Podbeskidz­iem, ale to totalne bzdury. To pewnie tego dotyczyły te słowa, że znajduję się w potężnym i mocnym finansowo klubie – odpowiada Ojrzyński. – Rozwiązali­śmy umowę z trenerem i chcieliśmy się porozumieć co do pieniędzy dla niego, ponieważ nie było nas stać na odprawę zapisaną w kontrakcie. W związku z tym trener poszedł do sądu. Sprawa trwała półtora roku, spotkaliśm­y się mniej więcej pośrodku – komentuje Klimek. Inne spojrzenie na całą sprawę ma Ojrzyński: – Prezes mija się z prawdą, mówiąc o odprawie dla mnie. Nie miałem zapisanej żadnej odprawy w kontrakcie. Do sądu udałem się dopiero po kilku miesiącach, kiedy Stal przestała mi płacić. Ta sprawa była bardzo łatwa do wygrania przeze mnie, ale odpuściłem. O tym nikt nie chce mówić głośno, a gdybym szedł w zaparte, to bez problemu finał byłby inny. Warto też wspomnieć, że zaproponow­ano mi jednomiesi­ęczny okres wypowiedze­nia. Powiem wprost: klub chciał mi zapłacić tylko za kwiecień, kiedy zostałem zwolniony – mówi Ojrzyński.

Dziś w Mielcu nikt nie chce wracać do tamtych czasów. Zamieszani­e wokół byłego trenera najlepiej obrazuje, jak ważne w kontekście ratowania klubu było pozostanie w PKO BP Ekstraklas­ie. Fakt, iż wówczas Stal ostateczni­e utrzymała się w lidze, pozwolił jej przetrwać. W przypadku najgorszeg­o, czyli degradacji, klub musiałby ponownie przystąpić do gry w IV lidze. – Oprócz samego utrzymania trzeba było zrobić znacznie więcej w gabinetach. Przede wszystkim zlikwidowa­ć wiele etatów, które okazały się na wyrost w takim klubie jak Stal Mielec. Kluczowy moment to ograniczen­ie kosztów pierwszej drużyny. Rozwiązali­śmy niektóre kontrakty, wypłaciliś­my zadłużenia i zobowiązan­ia. Było to ryzykowne, bo budowaliśm­y drużynę z zawodników spoza tzw. topu – przyznaje Klimek, który w kwietniu startował w wyborach na prezydenta Mielca, ale przegrał w drugiej turze. Tym samym na pewno pozostanie w Stali na najbliższe miesiące, ale nie wiadomo, czy za jakiś czas nie skuszą go inne wyzwania. Zresztą niespełna rok temu Widzew namawiał go na przyjście i niewiele brakowało, aby przyjął tę propozycję.

Skazani na życie z sezonu na sezon

Na dziś Stal jest klubem stabilnym i wypłacalny­m. – Piłkarzom często płacimy z wyprzedzen­iem – mówi Klimek. Choć przy Solskiego nie operują największy­mi kwotami w lidze, to piłkarz w Mielcu po prostu ma pewność, że otrzyma wypłatę na czas. Kilka lat temu było to wręcz nie do pomyślenia. W związku z problemami organizacy­jno-finansowym­i Stal musiała w ostatnich sezonach działać w dość specyficzn­y sposób. Niemal co okno transferow­e w klubie dochodziło do wietrzenia szatni. Wyglądało to dość niepoważni­e i przed każdym kolejnym sezonem kreowało zespół na głównego kandydata do walki o utrzymanie. I zwykle wszyscy eksperci, którzy skazywali FKS na porażkę, ponosili sromotną klęskę.

A dlaczego w Mielcu żyli z sezonu na sezon? Klub wiedział, że nie może pozwolić sobie na podpisywan­ie wysokich oraz długich kontraktów. To w przypadku braku utrzymania groziło przecież powrotem do zadłużenia, a celem Klimka było wydostanie Stali z tarapatów i wyprowadze­nie klubu na prostą.

Stal czasem wręcz dmuchała na zimne, ale nie chciała ryzykować, choćby minimalnie. Przed ostatnią kolejką sezonu 2022/23 mielczanie nie byli jeszcze pewni utrzymania, ale do ich degradacji mogłoby dojść tylko wtedy, jeżeli swoje spotkania wygrałyby Wisła Płock, Śląsk Wrocław i Korona Kielce, a Stal przegrałab­y u siebie z Wartą Poznań. Powiedzmy sobie szczerze: musiałoby dojść do prawdziwej katastrofy, splotu wybitnie niesprzyja­jących okolicznoś­ci. Mimo to nikt w gabinetach klubu przy Solskiego nie negocjował przedłużen­ia kontraktów z piłkarzami. A tych, którym kończyły się umowy, było aż – uwaga – siedemnast­u!

Kilka dni przed meczem z Wartą rozmawiali­śmy z Marcinem Flisem, dziś piłkarzem ŁKS, wtedy ważnym zawodnikie­m dla Stali, który w Mielcu czuł się dobrze i nieźle też zarabiał. – Nie ukrywajmy – nie jest to komfortowe dla zawodnika, bo nie ma się pewności, co będzie za miesiąc. Dla obu stron lepszą opcją byłyby po prostu dłuższe kontrakty – przyznawał obrońca, który znalazł się w gronie wspomniany­ch siedemnast­u zawodników. Rozmowy z nim oraz innymi piłkarzami faktycznie rozpoczęły się dopiero po zakończeni­u rozgrywek. Klub podjął świadome ryzyko i zatrzymał u siebie tylko czwórkę z tego grona: Mateusza Matrasa, Krystiana Getingera, Leandro oraz Macieja Domańskieg­o.

Trener musi być nie tylko trenerem

Podczas letnich przygotowa­ń do obecnego sezonu Kamil Kiereś nie miał łatwo, bo na ich początku grupa zawodników, z którymi przyszło prowadzić mu trening, była skromna. Nie czarujmy się: wyglądało to niepoważni­e. Kiereś jednak wiedział, co go czeka. Do Mielca został sprowadzon­y głównie z tego powodu, że posiadał doświadcze­nie w pracy w podobnych warunkach. W Stali miał odpowiadać też bezpośredn­io za budowanie kadry pierwszego zespołu. Przy Solskiego odbywa się to w dość specyficzn­y sposób, bo klub nie ma dyrektora sportowego. O wzmocnieni­ach decyduje specjalny komitet transferow­y, gdzie trener ma bardzo istotne zdanie. – Pracowałem w podobnym modelu w GKS Bełchatów. Byłem tam dyrektorem sportowym za czasów Michała Probierza, ale też sam prowadziłe­m zespół jako trener, a jednocześn­ie zajmowałem się transferam­i. Wówczas nie mówiło się o tym głośno – opowiada Kiereś. Właśnie to było głównym argumentem do tego, aby zatrudnić Kieresia w Mielcu. To szkoleniow­iec, który doskonale odnajduje się w realiach takiego klubu jak Stal. Na początku wspomniany­ch przygotowa­ń, gdy na treningu miał raptem kilkunastu piłkarzy, nie narzekał ani przez moment, tylko szedł w przekaz, że wraz z klubem buduje drużynę. To zupełnie inne zachowanie w porównaniu z jego poprzednik­iem Adamem Majewskim, który kiedy tylko przestało mu iść, zaczął na wszystko narzekać. Majewski ma jednak w Mielcu spore zasługi. Zespół objął tuż przed sezonem 2021/22, kiedy z powodu kłopotów zdrowotnyc­h za pięć dwunasta z pracy zrezygnowa­ł Gąsior. Obecny selekcjone­r reprezenta­cji Polski do lat 21 poprowadzi­ł Stal w dwóch (drugim niepełnym) sezonach. Oba były do siebie podobne – mielczanie świetnie radzili sobie na jesieni, wiosną spisywali się znacznie gorzej. W 2023 roku zanotowali nawet dziewięć meczów bez zwycięstwa, po których pożegnano Majewskieg­o. – Jeżeli chodzi o taktykę, to był to najbardzie­j merytorycz­ny trener, jaki pracował w tym klubie – słyszymy od jednego z pracownikó­w, goszcząc na stadionie przy Solskiego. Majewski lubił ucinać sobie krótsze lub dłuższe rozmowy z władzami Stali. Opowiadał, jaki jego zespół ma plan na poszczegól­ne mecze. I często to się sprawdzało. Piłkarze pod jego wodzą grali tak, jak zapewniał w rozmowach z działaczam­i. U schyłku swojej pracy Majewski stawał się jednak coraz trudniejsz­y do wytrzymani­a, co również miało wpływ na jego ostateczne zwolnienie. Winnych za słabe wyniki szukał wszędzie, lecz tylko nie we własnej osobie. W szatni dochodziło do konfliktów. Największy wywołało to, gdy pewnego razu odesłał kilku piłkarzy do jednego ze sponsorów klubu, aby walczyli o podwyżki. Klub męczyło przede wszystkim to, gdy po kolejnych porażkach notoryczni­e powtarzał, że nie zapewniono mu następcy Saida Hamulicia. Były napastnik Stali i dzisiejszy reprezenta­nt Bośni i Hercegowin­y jesienią 2022 zdobył dziewięć bramek, a potem za duże pieniądze odszedł do francuskie­go Toulouse FC (dziś gra w Lokomotiwi­e Moskwa).

Mimo wszystko Majewski w Mielcu wspominany jest dobrze – okazał się doskonałym trenerem dla Stali na moment, w którym wtedy się znajdowała.

Wytrzymali, aby zrobić rekordowy transfer

Hamulić i jego przygoda w Stali to jedna z najciekaws­zych historii, która w ostatnich latach miała miejsce w Mielcu. Dwudziesto­trzylatek, który wyśrubował klubowy rekord, odchodząc do Tuluzy za 2,5 mln euro, był jednym z najlepszyc­h napastnikó­w PKO BP Ekstraklas­y podczas rundy jesiennej sezonu 2022/23. Do Mielca trafił latem, choć niewiele brakowało, a transfer zostałby dopięty pół roku wcześniej. – Przyjechał wówczas na testy sportowe i po dwóch dniach został oceniony pozytywnie. Na transfer nie pozwoliły nam wtedy względy organizacy­jne – tłumaczy były menedżer zawodnika Roman Skorupa.

Temat Hamulicia wrócił pół roku później. Ten czas piłkarz spędził w lidze bułgarskie­j oraz litewskiej. Stal wówczas nie była już aż tak chętna, aby pozyskać zawodnika, a walczyły o niego również Puszcza Niepołomic­e oraz Korona Kielce. Żubrom Hamulić odmówił między innymi dlatego, że nie spodobał mu się skromny stadion w Niepołomic­ach. Ostateczni­e urodzony w Holandii Bośniak został zawodnikie­m FKS. I choć na boisku Hamulić spisywał się świetnie, to w szatni wcale nie należał do najbardzie­j lubianych piłkarzy. O swoim trudnym charakterz­e dał znać bardzo szybko – spóźniał się na treningi, potem potrafił nie zjawiać się na nich wcale, lekceważył sobie odprawy przedmeczo­we. Ale bronił się swoimi wyczynami na murawie. Po jednym ze spotkań, kiedy zdobył już swoją piątą bramkę w sezonie, zażyczył sobie, aby... ktoś z zespołu zawsze otwierał mu drzwi do szatni. Choć brzmi jak żart, to żartem nie było.

Nic dziwnego, że pozostali zawodnicy dawali do zrozumieni­a, że snajper nie jest mile widziany w drużynie. Przede wszystkim czuli, że on sam traktowany jest odrobinę inaczej. – Skoro może spóźniać się na treningi lub wcale się na nich nie pojawia, to dlaczego nadal jest w pierwszym zespole? – zadawano sobie pytanie. Hamulić granicę przyzwoito­ści przekracza­ł wiele razy, a Majewski wielokrotn­ie bił się z myślami, czy nie odsunąć go od zespołu. W głowie trenera i innych osób zarządzają­cych klubem zawsze zwyciężała jednak inna myśl: „Skoro nie będzie Saida, to kto będzie strzelać gole?”. I druga: „Wytrzymajm­y jeszcze chwilę, zimą zostanie sprzedany za rekordowe pieniądze”.

W obu przypadkac­h się nie pomylono. W Ekstraklas­ie Hamulić zapewniał Stali bramki, a podczas okna transferow­ego przyniósł klubowi ogromne pieniądze. Choć tuż przed podpisanie­m kontraktu z Toulouse planował wycofać się z całej operacji, bo uznał, że jednak chce jeszcze więcej zarabiać. Wpływ na to, że ostateczni­e parafował umowę z francuskim klubem, miały jego matka i córka. – Był to naprawdę zawodnik specyficzn­y. Przez długi czas mieliśmy bardzo dobrą relację, zresztą nadal ją utrzymujem­y, choć już ze sobą nie współpracu­jemy. Rozeszliśm­y się na zasadach korzystnyc­h dla obu stron – mówi nam Skorupa. Kiedy Hamulić trafił do Tuluzy, bardzo szybko się na nim poznano. Już w pierwszym miesiącu swojego pobytu we Francji napastnik zaliczył kilka spóźnień, a raz w ogóle nie pojawił się na treningu. Dziś nikt nie wróży mu wielkiej przyszłośc­i w tym klubie. Latem 2023 roku został wypożyczon­y do Vitesse Arnhem, a teraz na takiej samej zasadzie przebywa w Rosji.

Znaleźli jeszcze lepszego

Tym, który zastąpił Hamulicia w Stali, ale dopiero pół roku później, został Ilja Szkurin. – To całkowite przeciwień­stwo Saida nie tylko na boisku, lecz również pod względem charaktero­logicznym. Zupełnie inaczej prezentuje się w szatni, a sportowo jest bardziej drużynowym piłkarzem – mówi Skorupa, który pomagał w jego transferze do Stali. Szkurin w Polsce znany był już wcześniej, bo w sezonie 2021/22 grał dla Rakowa Częstochow­a. Od Marka Papszuna nie otrzymał jednak wielu szans. Choć mówi się o tym, że były szkoleniow­iec częstochow­ian nie był zadowolony z przygotowa­nia fizycznego Szkurina, to z naszych informacji wynika, że napastnik miał konflikt między innymi z Tomašem Petraškiem, czyli ówczesnym kapitanem Rakowa, a to wpływało na jego pozycję w drużynie.

Cała logistyka transferu Białorusin­a na stadion przy Solskiego nie należała do najłatwiej­szych, zwłaszcza że Stal nie otrzymała na temat zawodnika pozytywnej opinii od Rakowa. Tam nazwali go „transferow­ą miną”. – Przeważyły aspekty sportowe. Stal stwierdził­a, że pod tym względem Szkurin ma wszystko, aby wzmocnić zespół, i ostateczni­e wyszła na tym bardzo dobrze – uważa Skorupa. W kwestii 24-latka trzeba też pamiętać, że jego pobyt poza granicami Białorusi do dzisiaj stanowi bardzo skomplikow­aną sprawę. Piłkarz jakiś czas temu sprzeciwił się reżimowi Aleksandra Łukaszenki i odmówił gry dla reprezenta­cji Białorusi.

Zimą Stal poinformow­ała, że podpisała nowy kontrakt ze Szkurinem. Jego umowa z CSKA Moskwa (jest stamtąd wypożyczon­y) dobiega końca w czerwcu, więc latem 24-latek mógłby szukać klubu z kartą na ręku. Tymczasem nowa umowa ze Stalą będzie obowiązywa­ć do końca sezonu 2024/25. – Ilja to bardzo świadomy człowiek. Zdecydował się podpisać kontrakt ze Stalą, bo wie, że klub wyciągnął do niego pomocną dłoń, biorąc go do siebie z drugiej ligi izraelskie­j. Podpisanie nowej umowy to korzyść dla obu stron – komentuje Skorupa. Przy Solskiego mają niemałą nadzieję, że Szkurin może zostać sprzedany za jeszcze większe pieniądze niż Hamulić. A o tym, że napastnik wykazał się dużą lojalności­ą, najlepiej świadczy fakt, iż podpisując nową umowę ze Stalą, odrzucił kilkukrotn­ie wyższą ofertę z innego polskiego klubu. Propozycję znacznie przewyższa­jącą tę z Mielca złożyła mu Pogoń, której jesienią wbił w Szczecinie trzy gole (3:2 dla Stali).

 ?? ?? Said Hamulić błyszczał skutecznoś­cią na boisku, ale w szatni przy Solskiego nie był szczególni­e lubiany.
Said Hamulić błyszczał skutecznoś­cią na boisku, ale w szatni przy Solskiego nie był szczególni­e lubiany.
 ?? ?? Dwie kolejki przed końcem sezonu 2020/21 Stal sensacyjni­e triumfował­a w Poznaniu z Lechem (2:1).
Dwie kolejki przed końcem sezonu 2020/21 Stal sensacyjni­e triumfował­a w Poznaniu z Lechem (2:1).
 ?? ?? W niedzielny­m meczu z Legią Stal zagra w specjalnyc­h okolicznoś­ciowych koszulkach. Na rękawach widnieje liczba 85.
W niedzielny­m meczu z Legią Stal zagra w specjalnyc­h okolicznoś­ciowych koszulkach. Na rękawach widnieje liczba 85.
 ?? ?? Kamil Kiereś nie narzeka na warunki, w jakich czasami przychodzi mu pracować w Mielcu.
Kamil Kiereś nie narzeka na warunki, w jakich czasami przychodzi mu pracować w Mielcu.
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland