Wielki tydzień Joana Laporty
Prezes Barcelony najpierw ogłosił żądanie powtórzenia El Clasico, a następnie przekonał Xaviego do pozostania w klubie.
Wiele musiało się zmienić, by wszystko zostało po staremu. To zdanie najlepiej obrazuje wydarzenia ostatniego tygodnia w Barcelonie. Po dwóch porażkach, które przekreśliły szanse na zdobycie jakiegokolwiek trofeum w tym sezonie, prezydent klubu Joan Laporta najpierw wygłosił oświadczenie, w którym zapowiedział wniosek o powtórzenie El Clasico. I kiedy wydawało się, że ten temat zdominuje czołówki hiszpańskich gazet, pojawił się jeszcze głośniejszy. Wyjaśniła się przyszłość Xaviego, który zmienił zdanie i zdecydował się pozostać na stanowisku trenera Blaugrany w przyszłym sezonie. Spory wpływ na decyzję szkoleniowca miał Robert Lewandowski.
Klasyk do powtórki?
Bardziej niż o samym meczu Realu Madryt z Barceloną (3:2) mówiło się o tym, czy po dotknięciu piłki przez Lamine Yamala piłka przekroczyła linię bramkową i sędzia powinien uznać gola. Sytuacja, która mogła ponownie dać Blaugranie prowadzenie, była bardzo długo analizowana przez VAR. Problemem polegał na tym, że Laliga nie przedstawiła żadnego obrazu, który w stu procentach wyjaśniałby, czy piłka całym obwodem przekroczyła linię bramkową. Nie można było również skorzystać z systemu goal-line technology, gdyż w Hiszpanii go nie ma, bo prezes ligi uznał jej zakup za zbyt kosztowny. Trudno zgodzić się z tym argumentem. Zapewnienie tej technologii na wszystkich meczach Primera Division w skali całego sezonu to koszt ok. 4 milionów euro. Dla porównania różnica w premii wypłacanej przez ligę za mistrzostwo i drugie miejsce wynosi 7 milionów euro. Dlatego patrząc, ile zamieszania wywołała kontrowersja w klasyku, można tylko wyobrazić sobie, co by się działo, gdyby niedzielny mecz decydował o mistrzowskim tytule.
– Technologia goal-line istnieje w świecie piłki nożnej od wielu lat. A jeśli spojrzeć na historię, można zauważyć, że w ostatnich latach w dużych ligach było sporo kontrowersji. Nie jest to doskonała technologia i to pierwszy powód, dla którego jej u nas nie ma. Gdyby było inaczej, już byśmy ją wdrożyli. Ale nie chodzi tylko o to. W trakcie sezonu bramki widmo zdarzają się trzy lub cztery razy. Dodajmy do tego fakt, że system nie jest doskonały, a jego wartość zbyt wysoka w stosunku do zastosowania. Uważamy, że w obecnym kształcie ten system nadal zawiera pewne błędy. Istnieją inne rozwiązania technologiczne, będziemy rozmawiać o kolejnych kamerach, aby uniknąć takich sytuacji, ale nie możemy inwestować na tym poziomie w trzy mecze rocznie i to bez gwarancji. Gdyby system znacznie się poprawił, kupilibyśmy go, ale musimy też być skuteczni w inwestycjach. W każdym sezonie, odkąd jestem prezesem, a byłem już nim przez dziesięć sezonów, zawsze dochodziło do jakiegoś wątpliwego zagrania, które rozwiązywał VAR. Wideoanaliza rozstrzyga 99 procent przypadków. Krótko mówiąc: gdyby technologia goal-line była idealna, już byśmy ją wdrożyli, ale ze względu na jej zastosowanie i poziom błędów jest to bardzo kosztowna inwestycja – argumentował prezes Laligi. Zamiast uspokoić sytuację, Javier Tebas dolał jedynie oliwy do ognia. Prezes Barcelony zapowiedział już, że skoro nie uznano prawidłowo zdobytej bramki, to klub wejdzie na drogę sądową i będzie żądał powtórzenia niedzielnego klasyka. Nie byłby to pierwszy taki przypadek w europejskiej piłce. W styczniu, po błędzie arbitra obsługującego VAR w lidze belgijskiej, nakazano powtórzenie spotkania Anderlechtu z KRC Genk. W Polsce byłoby to niemożliwe, gdyż regulamin PKO BP Ekstraklasy nie pozwala na powtarzanie meczów z powodu błędów sędziowskich. Z kolei hiszpańskie prawo dopuszcza taką możliwość, ale wątpliwe, by do tego doszło w tym przypadku.
– Rozumiemy, jak trudny jest zawód sędziego, ale właśnie dlatego istnieją narzędzia (takie jak VAR), które powinny pomóc uczynić rywalizację bardziej sprawiedliwą, a nie odwrotnie. W klasyku było kilka wątpliwych zagrań, ale wśród nich jest jedno najważniejsze, które może zmienić ostateczny wynik meczu. Mam na myśli tak zwaną bramkę widmo Yamala. Jako klub chcemy mieć pewność tego, co się zdarzyło, i dlatego informuję, że jako FC Barcelona natychmiast zażądamy od Komitetu Technicznego Arbitrów oraz Hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej udostępnienia nam całości zapisu wideo oraz audio związanych z tą akcją. Jeżeli po analizie tej dokumentacji klub uzna, że doszło do popełnienia błędu w ocenie sytuacji – a tak myślimy – podejmiemy wszelkie stosowne czynności, żeby odwrócić sytuację, nie wyłączając oczywiście kroków prawnych, które okażą się niezbędne. W przypadku, w którym potwierdzi się, że była to prawidłowa bramka, a tak sądzimy, pójdziemy dalej i zawnioskujemy o powtórzenie meczu, tak jak stało się w pewnym meczu w Europie wskutek błędu VAR – przekonywał Laporta.
Pomógł przekonać trenera
I choć prezes Barcelony poparcie swoich działań znalazł tylko u swoich najbardziej zagorzałych zwolenników, to przekonanie Xaviego do pozostania w roli trenera na następny sezon zostało w szatni Blaugrany odebrane z wielkim entuzjazmem. Lewandowski był jednym z piłkarzy, który najbardziej odczuł, gdy 44-letni szkoleniowiec po bolesnej porażce z Villarrealem ogłosił, że po zakończeniu sezonu opuści ławkę trenerską Dumy Katalonii. Polski napastnik rozmawiał z trenerem, aby dać mu do myślenia, a w kolejnych dniach zorganizował kolację w swoim domu z całym zespołem, aby zjednoczyć grupę i wrócić na właściwe tory w drugiej części sezonu. Wówczas „Lewy” nie skomentował publicznie decyzji szkoleniowca. Zrobił to dopiero po klasyku, aby dać kilka rad swojemu trenerowi.
– Istnieje wiele mediów, które śledzą codzienne życie klubu i tworzą różne historie. Czasem nie ma tematu, więc trzeba go wykreować, a jeśli ktoś podchodzi do tego w sposób emocjonalny, może być mu bardzo trudno – tłumaczył Lewandowski. Polak zasugerował, że właśnie to mogło spotkać Xaviego, i wskazał, że silne powiązanie emocjonalne trenera z klubem miało duży wpływ na jego zachowania i decyzje. – W pewnym momencie ja też bardzo się w to wszystko zaangażowałem i zdałem sobie sprawę, że jest to sytuacja, której nie można przedłużać. Musisz trzymać się z daleka, aby mieć właściwą i świeżą wizję, a nie emocjonalną. Jeśli emocjonalnie angażujesz się we wszystko, co dzieje się wokół ciebie, jest to trudne i może stać się nie do zniesienia – zakończył napastnik Barcelony. Sytuacja zmieniała się dynamicznie. W środę w ciągu dnia pojawiła się informacja, że Xavi stracił w oczach zarządu Barcelony („porażki muszą mieć swoje konsekwencje”) i jego odejście jest niemal przesądzone. Następcą miał zostać Niemiec Hansi Flick. Wieczorem doszło do kolejnego zwrotu akcji – w domu prezydenta Laporty spotkały się najważniejsze osoby z klubu (m.in. Enric Masip, prawa ręka Laporty, Deco, czyli dyrektor sportowy, Joan Soler Ferre z zarządu klubu) z Xavim. Po godzinie 22 pojawiła się informacja, że szkoleniowiec na pewno zostaje na przyszły sezon, a w jego sztabie nie dojdzie do poważniejszych zmian.