LEGIA ZNOWU ZABIERA KIBICÓW W REJS POWROTNY
Proszę pana, mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem. Jakże może mi się podobać piosenka, którą pierwszy raz słyszę?” – ten znakomity cytat z kultowego polskiego filmu „Rejs” przyszedł mi do głowy, kiedy przeczytałem informację o bardzo prawdopodobnym powrocie Luquinhasa do Legii. Brazylijczyk, który ponad dwa lata temu w dość nieprzyjemnych okolicznościach opuścił warszawski klub, teraz ma być jednym z pierwszych wzmocnień ekipy z Łazienkowskiej w letnim oknie transferowym.
To już trzeci piłkarz w ostatnich kilku latach, którego Legia planuje odzyskać. Przypomnijmy, że w kadrze jest Tomaš Pekhart, który już raz pożegnał się z Warszawą. Po sezonie 2022/23 nie zgodził się na warunki przedłużenia kontraktu proponowane przez szefów warszawskiego klubu i przeniósł się do Gaziantep FK. Kariery w Turcji nie zrobił i po pół roku stwierdził, że gdzie mu będzie lepiej niż w Warszawie. Ile Legia zyskała na tym wtórnym transferze? Chyba nikt nie ma wątpliwości, że w drugim podejściu Czech nie jest już tak kluczowym i skutecznym napastnikiem jak wcześniej, kiedy dwukrotnie zdobywał z Legią mistrzostwo Polski i zostawał królem strzelców (z 22 trafieniami). Kontrakt 34-letniego napastnika wygasa z końcem czerwca i na razie nic nie słychać o negocjacjach w sprawie przedłużenia. Biorąc pod uwagę konkurencję w Legii wśród napastników, to niewykluczone, że wkrótce to się zmieni i nie są to jego ostatnie miesiące w Warszawie.
Był też niedawno przy Łazienkowskiej – także po raz drugi – Carlitos. W przypadku Hiszpana sytuacja była o tyle zdumiewająca, że zarówno pierwszy raz, jak i drugi pobyt w Legii nie były dla niego, ani tym bardziej dla klubu, udanymi przygodami.
Stare i wyświechtane w futbolu powiedzenie mówi, że należy uczyć się na błędach. W Warszawie najwyraźniej preferowane jest inne: do trzech razy sztuka. Wkrótce więc w klubie ponownie pojawi się Luquinhas. W przypadku Brazylijczyka można powiedzieć, że jego odejście było sporą stratą. Filigranowy pomocnik sporo wnosił do gry drużyny, ale też on – gdy drużynie nie szło – zapłacił za to wysoką cenę. Przypomnijmy – po jednym z meczów (0:1 z Wisłą w Płocku) kibole Legii wtargnęli do autokaru i uderzyli między innymi Luquinhasa. Nic więc dziwnego, że zawodnik postanowił pożegnać się z klubem. Tym bardziej jest zaskakujące to, że teraz – po czasie spędzonym w MLS (dwa lata w New York Red Bulls), a ostatnio w rodzimej Brazylii (pół roku w Fortalezie) dopinane są formalności dotyczące jego powrotu. Przypomnę tylko, że ma trafić na zasadzie wypożyczenia z opcją wykupu. A brazylijski klub dał zielone światło na odejście, ponieważ po prostu się nim rozczarował. Zamiłowanie Legii do „starych melodii” jest zdumiewające, ale być może spowodowane jest to tym, że „nowe piosenki”, na które zdecydowano się w ostatnich oknach transferowych, okazały się raczej kitami niż hitami. Muszę przyznać, że trudno jest mi zrozumieć, dlaczego ludzie odpowiedzialni za transfery (rzekomo cała siatka skautów) nie są w stanie wyszukać kogoś, kto może wnieść jakąś większą jakość do drużyny. Już nie będę wypominał po raz kolejny tego, że nie widać na horyzoncie talentów wychowywanych w rodzimej akademii. To jest naprawdę smutne, że największy polski klub w tak nieudolny sposób prowadzi politykę transferową. A przecież sięganie po zgrane karty dotyczy nie tylko pierwszej drużyny, ale też ekipy trzecioligowych rezerw, do której niedawno trafił Michał Kucharczyk.
W przypadku Luquinhasa jest sporo znaków zapytania. Największy jest taki, czy on sam udźwignie ten powrót? Jeśli Legia nie zajmie miejsca promowanego startem w eliminacjach europejskich pucharów, to frustracja fanów sięgnie sufitu. Atmosfera na trybunach będzie fatalna, a każdy kibic drużyny będzie oczekiwał dużych wzmocnień i natychmiastowej poprawy w kolejnym sezonie. Presja będzie więc jeszcze większa niż wtedy, gdy doszło do wspomnianych skandalicznych wydarzeń w autokarze.
Co więcej, Brazylijczyk ma chyba zapełnić lukę po (prawdopodobnym) odejściu Josue, aktualnego kapitana Legii. Wejdzie więc w dość niewygodne buty, bo Portugalczyk – mimo dużej liczby wad – ma mnóstwo zwolenników wśród kibiców. Wielu będzie żałowało jego odejścia i oczekiwało od następcy co najmniej tyle samo jakości. Czy Luquinhas taką jakość gwarantuje? Pewnym można być tylko jednego – że nie jest on tak głośny, tak kontrowersyjny i nie będzie tak dzielił szatni, jak podzielił Josue.
Czy lepsza atmosfera w szatni przełoży się na lepsze wyniki drużyny? Tego już pewnym być nie można, bo niestety to wyniki budują i scalają drużynę, a dobra atmosfera w szatni może tylko i jedynie nieco pomóc…