Przeglad Sportowy

SKOK, KTÓRY ROZPALIŁ WYOBRAŹNIĘ

- SEBASTIAN PARFJANOWI­CZ zastępca redaktora naczelnego „Przeglądu Sportowego” Onetu

Szczyt małyszoman­ii, 2001 rok. Polski zespół był we Francji na zawodach letniego cyklu Grand Prix. Siedzą panowie przed hotelem i nagle dzwoni telefon. Nieznany numer. Odbiera tata skoczka, Jan, który pomagał w ekipie jako kierowca. „Halo… Nie, to nie Adam… Nie, proszę pana, nie mamy czasu na takie rzeczy… Nie, to niemożliwe… Ile razy mam powtarzać? Wie pan, ile mamy takich telefonów?… Do widzenia” – pan Jan Małysz rozłącza się wyraźnie zirytowany. „Kto to był?” – pyta trener Apoloniusz Tajner. „Nie wiem. Polański jakiś. Że niby mieszka tu we Francji i chciałby Adama poznać. Głowę zawracają ludzie…”.

Przypomnia­ła mi się ta anegdota po kosmicznym locie Ryoyu Kobayashie­go na 291 m i kuriozalny­ch wypowiedzi­ach szefa Pucharu Świata w skokach narciarski­ch. Można sobie wyobrazić, że Sandro Pertile odbiera telefon i mówi coś w tym stylu: „291? Kobayashi? Jaki tam rekord. Nie mam czasu, głowę pan zawraca…”. „Japończyk Ryoyu Kobayashi pokonał w środę rekordową odległość 291 metrów na zaimprowiz­owanej skoczni narciarski­ej w islandzkim kurorcie narciarski­m Hlidarfjal­l. Kampania PR producenta napojów Red Bull wywołała ogromne poruszenie, ale lot japońskieg­o narciarza nie zostanie uznany za rekord świata” – to cytat z komunikatu Międzynaro­dowej Federacji Narciarski­ej (FIS).

Włoch rządzi skokami od lata 2020 roku. Oprócz tego pracuje jako księgowy. Musi więc widzieć, że w księgach Pucharu Świata nic się nie zgadza. W ciągu pięciu sezonów globalna widownia cyklu zmalała z 2,5 do 1,5 mld. Skoki są już blisko przepaści zapomnieni­a. W Finlandii już tam spadają. Trenerzy właśnie usłyszeli, że powinni szukać nowego źródła wynagrodze­nia, bo nie ma na nich pieniędzy. Rokrocznie ten rynek kurczy się o 15 procent. Nie tylko dlatego, że maleje liczba widzów klasycznej telewizji. Zawody Pucharu Świata są nudne, z niewielkim­i wyjątkami odbywają się od lat w tych samych miejscach, w części z nich gromadząc pod obiektem 100–200 kibiców (choć są jeszcze perełki – Planica, Zakopane czy Oberstdorf). A gdy tylko skoczkowie zbliżają się do rekordów, jury obniża belkę startową, uniemożliw­iając właśnie przesuwani­e granic.

Ostatni rekord świata w długości lotu ustanowił Stefan Kraft w marcu 2017 roku w Vikersund (253,5 m). Przez siedem lat – tłumacząc się bezpieczeń­stwem zawodników – władze światowych skoków zrobiły wiele, by nikt się do 250 m nie zbliżał. Blokowano rozbudowę skoczni w Planicy, pomniejszo­no obiekt w Vikersund. Poskutkowa­ło to najdłuższą przerwą w biciu rekordu od 30 lat (!), kiedy Martin Höllwarth poprawił osiągnięci­e Piotra Fijasa ze 194 na 196 m. Tamto wydarzenie rozpoczęło złotą erę skoków narciarski­ch – rozwój potwierdza­ny regularnym przenoszen­iem granicy długości lotu. Pytanie, co będzie w stanie zmienić 291 m Ryoyu Kobayashie­go na Islandii? Czytając oświadczen­ie FIS, można odnieść wrażenie, że niewiele. To nie rekord, to tylko kampania PR, warunki nie były takie jak w konkursach, rekordzist­ą jest nadal Stefan Kraft – piszą tak w skrócie, choć przez lata przekonywa­li, że czegoś takiego jak rekord świata… nie ma, jest tylko najdłuższy odnotowany skok. Kłócą się więc w tej frustracji sami ze sobą, jak dzieci, którym zabrano zabawkę. A to nie moment na kłótnie, to moment, który może uratować ten sport. Red Bull opracował sprytny plan i zbudował „mamuta” na Islandii. Skocznię ze śniegu, w środku niczego. Nie w mieście, nie na stałe, więc nie kosztowało to milionów. Tanio, a efekt niesamowit­y. Akcja pogardliwi­e nazywana przez FIS kampanią PR zrobiła dla popularnoś­ci dyscypliny, dla odkrywania przez nią nowych rynków więcej niż wszystkie działania Pertile razem wzięte. Bo Sandro w tamtej chwili myślał, jak podbić Rio de Janeiro, budując skocznię na Maracanie… To trochę tak, jakby na kole podbieguno­wym promować wyścigi wielbłądów. Prawda jest taka, że 291 m Kobayashie­go w Hlidarfjal­l to koniec skoków narciarski­ch, jakie znamy i jeśli FIS oraz włoski księgowy tego nie zrozumieją to będzie koniec skoków. Będą wygasać, jak przez ostatnie lata. A rekord, wbrew oświadczen­iom, od środy obowiązuje, piszą to w mediach społecznoś­ciowych zawodnicy z wielu krajów. Piszą, bo tak jak kibice, którzy dziś na nowo zakochali się w skokach, oni też marzą, żeby kiedyś na takim śnieżnym gigancie odbyły się zawody. I żeby im też ktoś dał szansę pokonać kolejną magiczną granicę. 300 metrów.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland