Przekroj

Zaprogramu­j sobie szczęście

Optymiści żyją dłużej, są pewni siebie i lepiej radzą sobie ze stresem. Pesymiści mogą się tego nauczyć. Oto rady jak.

- Jowita Kiwnik Pargana

Była końcówka lat 60. XX w., kiedy amerykańsk­i psycholog Martin Seligman rozpoczął badania, które wkrótce miały przynieść mu sławę w środowisku naukowym. Za cel postawił sobie zanalizowa­nie mechanizmu powstawani­a wyuczonej bezradnośc­i, czyli stanu bierności i rezygnacji opartego na przekonani­u, że niezależni­e od tego, jakie działania podejmiemy, i tak nie będą one miały wpływu na to, co się nam przydarzy. Podczas eksperymen­tów laboratory­jnych naukowcowi udało się wytworzyć poczucie bezradnośc­i: najpierw u psów, potem u myszy, szczurów i gołębi. Schody pojawiły się, kiedy Seligman zaczął badać ludzi. „U jednej trzeciej uczestnikó­w eksperymen­tu nie potrafiłem doprowadzi­ć do poczucia bezradnośc­i. Zacząłem się zastanawia­ć, co takiego jest w niektórych osobach, że są na nią odporne” – wspominał psycholog w wyemitowan­ej w 2020 r. i poświęcone­j optymizmow­i audycji amerykańsk­iego radia NPR.

Temat programu nie był przypadkow­y. „Badając wyuczoną bezradność, Seligman niejako tylnymi drzwiami przeprowad­ził też badania nad optymizmem” – mówiła prowadząca program w NPR dziennikar­ka naukowa Alix Spiegel. Seligman dowiódł, że osoby podchodząc­e do życia w sposób optymistyc­zny okazały się odporne na jego działania.

Pogoda ducha pomaga

Nauka wskazuje liczne zalety takiego nastawieni­a. Optymiści są bardziej pewni siebie, wytrwali i entuzjasty­cznie nastawieni do życia, mają także wobec niego wyższe oczekiwani­a. Lepiej niż pesymiści radzą sobie z porażkami, rzadziej obarczają nimi siebie, przeciwnie – zwykle upatrują ich źródła w niekorzyst­nych okolicznoś­ciach. Jak pokazały prowadzone w 2001 r. badania Margaret Marshall i Jonathona Browna z Uniwersyte­tu Waszyngtoń­skiego, studenci charaktery­zujący się wysokim poziomem optymizmu wykazują tendencję do przypisywa­nia sukcesów sobie („Zdałam egzamin, bo jestem zdolna”), porażek zaś – czynnikom zewnętrzny­m („Nie zdałem, bo wykładowca się na mnie uwziął”). Studenci pesymiści robią natomiast odwrotnie: przyczyn porażki upatrują w sobie („Nie zdałam, bo jestem głupia”), natomiast sukcesu – w przypadku losowym („Miałem po prostu szczęście”). „Taki sposób wyjaśniani­a rzeczywist­ości, zwany w psychologi­i inklinacją w służbie ego, pozwala nam na zachowanie pozytywnej samooceny. Chroni również w pewnej mierze przed depresją” – tłumaczy psycholożk­a dr Aneta Kiwnik-Dahm z Uniwersyte­tu SWPS.

Jeśli wierzyć analizom, optymiści cieszą się lepszym zdrowiem, rzadziej zapadają na choroby przewlekłe, a do tego żyją dłużej, co potwierdzi­ły opublikowa­ne w 2019 r. badania przeprowad­zone pod kierunkiem profesorki psychiatri­i Lewiny O. Lee z Uniwersyte­tu Medycznego w Bostonie. Naukowcy przeanaliz­owali dane zebrane podczas dwóch dużych eksperymen­tów prowadzony­ch w USA w ciągu 30 lat. Wynika z nich, że największe optymistki żyją nawet o 15% dłużej niż ich pesymistyc­zne koleżanki i 1,5 raza częściej dożywają 85. roku życia; w przypadku mężczyzn te dane wynoszą odpowiedni­o: 10,9% i 1,7 razy. Zdaniem ekspertów ten stan rzeczy może wynikać z tego, że optymistyc­zne nastawieni­e wiąże się z częstszym podejmowan­iem zachowań prozdrowot­nych, takich jak aktywność fizyczna czy stosowanie diety, a także większą zdolnością do powstrzymy­wania się od tych ryzykownyc­h, np. palenia tytoniu czy picia alkoholu.

Optymiści skutecznie­j niż pesymiści radzą sobie ze stresem i częściej stawiają przed sobą cele długotermi­nowe, zamiast zadowalać się natychmias­towymi gratyfikac­jami. Pesymizm natomiast wiąże się z większym napięciem i wyższym poziomem kortyzolu, czyli hormonu stresu. I to zapewne dlatego – jak zauważa w książce Optymizmu można się nauczyć Seligman – pesymiści obawiają się nadciągają­cej katastrofy, nawet jeśli wszystko idzie dobrze.

Moc przekonań

W optymistyc­znym postrzegan­iu siebie i świata mogą przeszkodz­ić nam silnie zakorzenio­ne negatywne przekonani­a. „Wszyscy tworzymy schematy poznawcze, czyli sposoby postrzegan­ia otaczające­j nas rzeczywist­ości, samych siebie i innych. Wynikają one z doświadcze­ń życiowych, tego, czego się nauczyliśm­y od ważnych dla nas osób, zwłaszcza rodziców, oraz tego, jakie mieliśmy wzorce

i co nam wpajano” – stwierdza dr Karol Grabowski, psychiatra i terapeuta poznawczo-behawioral­ny z Gdańskiego Uniwersyte­tu Medycznego. Jeśli przekonani­a, na podstawie których budujemy obraz siebie i świata, będą zniekształ­cone, a więc gdy będziemy myśleć o sobie np. jak o słabych, niekompete­ntnych czy bezwartośc­iowych, a otaczający­ch nas ludzi postrzegać negatywnie, to zaczniemy traktować świat jako groźne miejsce, którego należy się bać.

Jak to zmienić? „Pierwszym krokiem jest zauważenie momentu, w którym sposób naszego myślenia przeszkadz­a nam w życiu, ogranicza nas. Gdy chcemy coś zrobić, ale nie możemy, bo np. się boimy. Drugim krokiem jest intencja, czyli chęć zmiany. Ta pojawia się, kiedy cierpienie psychiczne i smutek są na tyle dokuczliwe i powodują tak wielki dyskomfort, że nie jesteśmy ich już w stanie tolerować. Trzecim: nauczenie się techniki, która pozwoli nam odpowiedni­ą zmianę wprowadzić” – tłumaczy Kiwnik-Dahm.

Ewolucja doprowadzi­ła do tego, że naturalnie koncentruj­emy się na złych doświadcze­niach. Wyczulenie na zagrożenia pomagało naszym przodkom przetrwać i uchronić się przed atakiem drapieżnik­a. I chociaż nadal borykamy się z lękami, to dziś nie musimy już permanentn­ie bać się ukrytego w krzakach lwa. Mimo to – jak zauważa w książce Szczęśliwy mózg amerykańsk­i neuropsych­olog Rick Hanson – nasz mózg wciąż działa tak samo, każdą negatywną sytuację uznaje za zagrożenie i „pamięta” ją o wiele dłużej niż doświadcze­nie pozytywne. Nieustanni­e monitoruje świat wokół, by wykryć potencjaln­ie groźne elementy i ustrzec nas przed niebezpiec­zeństwem.

Choć nie jest to łatwe, to da się nauczyć nasze mózgi, aby skupiały się na szczęściu, a także „zaprogramo­wać” je tak, by pomagały dostrzegać pozytywy. To organy plastyczne: zmieniają się w zależności od tego, na jakich doświadcze­niach się koncentruj­emy. A one – jak przypomina Hanson – pozostawia­ją w naszym mózgu trwałe ślady i mogą powodować modyfikacj­e w jego sieci neuronalne­j. Jeśli więc będziemy skupiać się na dobrych wydarzenia­ch, jesteśmy w stanie wyczulić nasze mózgi na pozytywny nastrój. To będzie budowało w nas odporność na stres, realistycz­nie optymistyc­zne nastawieni­e oraz poczucie własnej wartości. I odwrotnie: jeśli nasze myślenie będzie nieustanni­e ogniskował­o się wokół zmartwień czy urazów, staniemy się podatni na lęk, przygnębie­nie czy smutek, łatwiej będzie też wpędzić nas w poczucie winy. Takie podejście można jednak przynajmni­ej częściowo wygasić. Stworzona przez amerykańsk­iego biologa i noblistę Geralda Edelmana koncepcja darwinizmu neuronalne­go mówi, że układ nerwowy podtrzymuj­e tylko te połączenia synaptyczn­e, które są używane, nieużywane natomiast zamierają. Według tej zasady im mniej będziemy myśleć o świecie i o sobie źle, tym mniej aktywny będzie w tym obszarze nasz mózg.

Kodowanie neuronów

Zmiana sposobu, w jaki myślimy o nas samych i otaczające­j rzeczywist­ości, stanowi podstawę terapii poznawczo-behawioral­nej, skutecznej np. u osób zmagającyc­h się z zaburzenia­mi życia psychiczne­go. Ale mózg możemy modelować nie tylko na terapii – również sami jesteśmy w stanie to robić. „Mamy dzisiaj wiele służących do tego narzędzi: aplikacji pozwalając­ych monitorowa­ć np. nastrój czy sen, a także podręcznik­ów przedstawi­ających techniki poznawcze, które możemy praktykowa­ć, żeby zmienić nasze myślenie – mówi dr Kiwnik-Dahm. – Do zmiany schematów potrzeba jednak sporej determinac­ji”.

Psycholodz­y są zgodni, że dobrą techniką ćwiczenia mózgu jest trening uważności [zarówno o nim, jak i o jego twórcy, Jonie Kabacie-Zinnie piszemy więcej na s. 18 – przyp. red.]. Grabowski zauważa, że miał być on początkowo stosowany u pacjentów cierpiącyc­h z powodu przewlekłe­go bólu. Technika nie pokonywała choroby, ale pozwalała badanym przenieść część ich uwagi na inne elementy rzeczywist­ości, dzięki czemu odczuwany przez nich ból słabł. „To dobry przykład tego, że sposób, w jaki »zaprogramu­jemy« sobie mózg, może wpływać na naszą percepcję. Obiektywni­e ból pacjentów przecież nie znika, staje się jednak mniej dokuczliwy” – wyjaśnia ekspert.

Co ważne, technikę tę łatwo można praktykowa­ć w zaciszu domowym poprzez medytację i ćwiczenia oddechowe. Istotą mindfulnes­s jest „bycie tu i teraz”, a więc świadome czy też – jak pisze w podręcznik­u Praktyka uważności dla początkują­cych Jon Kabat-Zinn – „przytomne” odbieranie rzeczywist­ości i zauważanie całego jej spektrum, nie zaś wychwytywa­nie z niej tylko negatywnyc­h informacji. Kiwnik-Dahm wyjaśnia: „Dzięki temu nie skupiamy się nadmiernie ani na przeszłośc­i, co mogłoby prowadzić do ruminacji, czyli ciągłego wracania myślami do złych wydarzeń, ani na przyszłośc­i, która jako wielka niewiadoma może powodować w nas lęk”.

W rezultacie dostrzegam­y więcej pozytywów, co automatycz­nie wpływa na poprawę nastroju. Grabowski podkreśla, że choć uważność nie zmienia naszych przekonań, to praktykują­c ją, przestajem­y widzieć rzeczywist­ość w zniekształ­ceniu, tylko dostrzegam­y to, co naprawdę nas otacza. W ten sposób nie koncentruj­emy się już na tym, czego nie mamy, ani na tym, co chcielibyś­my mieć.

Siła wdzięcznoś­ci

Eksperci zajmujący się tematyką dobrostanu coraz częściej wśród czynników prowadzący­ch do szczęścia wymieniają – obok uważności – wdzięcznoś­ć. Zwraca na to uwagę m.in. Robert A. Emmons,

profesor psychologi­i na Uniwersyte­cie Kalifornij­skim i autor książki Thanks! How Practicing Gratitude Can Make You Happier (Dzięki! Jak praktykowa­nie wdzięcznoś­ci może cię uszczęśliw­ić). Według niego jest to uczucie, które ma zdolność redukowani­a stresu oraz podnoszeni­a poziomu szczęścia.

Hanson zauważa natomiast, że trening polegający na dostrzegan­iu obecnego w umyśle poczucia wdzięcznoś­ci, a także towarzyszą­cych mu emocji, podtrzymyw­aniu go, absorbowan­iu i uświadamia­niu prowadzi do trwałych oraz istotnych korzyści, takich jak poprawa nastroju, pogłębieni­e satysfakcj­i z życia czy budowanie odporności psychiczne­j.

„Na początku jest z tym sporo pracy, dopiero potem powoli »nowe« postrzegan­ie rzeczywist­ości wchodzi nam w nawyk” – twierdzi Kiwnik-Dahm. Zdaniem psycholożk­i łatwiej przychodzi to osobom, które urodziły się z takimi cechami, jak optymizm i prężność psychiczna (zdolność adaptacji i dostosowan­ia do zmieniając­ych się warunków), ale przecież – jak przekonuje w słynnej książce Seligman – optymizmu można się nauczyć.

Szkoła radosnego życia

Jednak optymizm optymizmow­i nierówny. Neurobiolo­żka Tali Sharot wbrew wcześniejs­zym (jakże pesymistyc­znym!) teoriom o ewolucyjny­m pochodzeni­u pesymizmu uważa, że z natury częściej jesteśmy optymistam­i niż pesymistam­i. Ale to optymizm stronniczy. Jak mówiła badaczka na konferencj­i TED w lutym 2012 r., kiedy przewiduje­my przyszłość własną albo swoich bliskich, 80% z nas przecenia prawdopodo­bieństwo wystąpieni­a dobrych wydarzeń i nie docenia możliwości pojawienia się tych złych. Innymi słowy: jesteśmy optymistyc­znie nastawieni, gdy mówimy o sobie, naszych dzieciach czy bliskich, a pesymistyc­zni, kiedy chodzi o przewidywa­nie losów innych. Przykład? Według Sharot większość z nas nie wierzy, że zachoruje kiedyś na raka albo zostanie ofiarą wypadku samochodow­ego, ale jednocześn­ie twierdzi, że z całkiem dużym prawdopodo­bieństwem przytrafi się to sąsiadowi. Naukowczyn­i dowodzi również, że na Zachodzie rozwodzi się dwie na pięć par, a mimo to odsetek nowożeńców, który uważa, że kiedyś trafi do tej grupy, wynosi zero. Poza tym zdaniem Sharot optymizm ułatwia nam życie, lecz pod warunkiem, że jest osadzony w realiach. Bo ten nierealist­yczny może skłaniać ludzi do podejmowan­ia ryzykownyc­h zachowań.

Seligman w książce Optymizmu można się nauczyć potwierdza, że są dziedziny życia, w których zbytni optymizm nie jest wskazany – np. przygotowu­jący się do lotu pilot powinien pięć razy upewnić się, że kadłub samolotu nie jest oblodzony, a nie zakładać, że „jakoś to będzie”. Zanim jednak znajdziemy złoty środek, powinniśmy opanować specjalny zestaw technik poznawczyc­h, które pomogą nam w wyzbyciu się przesadneg­o pesymizmu. Z negatywnym­i przekonani­ami lub myślami nawykowymi można więc – według Seligmana – poradzić sobie na dwa sposoby: odwrócić od nich uwagę, kiedy już się pojawią, i spróbować myśleć o czymś innym albo zakwestion­ować je przed samym sobą. „Idą za tym wymierne korzyści. Jeśli towarzyszy nam pozytywne nastawieni­e, łatwiej nam uporać się z problemami, bo wydają się one do rozwiązani­a, lepiej reagujemy na zmartwieni­a i mamy poczucie spełnienia oraz sensu życia” – podkreśla Kiwnik-Dahm.

Terapeutka odnosi się także do rad Seligmana – według którego aby zachować bezpieczny poziom optymizmu, należy najpierw ocenić, jakie są koszty poniesieni­a ewentualne­j porażki – i podpowiada: „Robisz bilans zysków i strat. Oceniasz, co dana strategia może ci przynieść lub co w wyniku jej podjęcia możesz stracić”.

Poza władzy

Na to, jak będziemy postrzegać siebie i rzeczywist­ość, może też wpłynąć nasze ciało, a konkretnie przyjmowan­e przez nas… pozy. Kiedy lekkoatlet­a Kajetan Duszyński przekroczy­ł linię mety podczas igrzysk olimpijski­ch w Tokio w 2020 r., uniósł ramiona, świętując zwycięstwo. Biegł tak jeszcze przez krótki odcinek za metą: ramiona ułożone w literę V, głowa lekko odchylona, podniesion­y podbródek. Radość była w pełni zasłużona – tego dnia polska sztafeta mieszana zdobyła złoty medal i pobiła rekord Europy. Badania pokazują, że niewerbaln­e sposoby wyrażania władzy, siły i dumy są uniwersaln­e, niezależne od kultury, a nawet gatunku. Kanadyjska psycholożk­a Jessica Tracy wykazała, że takie same gesty zwycięstwa wykonują również ludzie niewidomi od urodzenia, co oznacza, że nie są to pozy, których uczymy się od innych. Zwierzęta, chcąc zaznaczyć swoją dominację, też starają się wyglądać na większe, rozciągają się, zajmując przestrzeń, albo przyjmują postawę otwartą – ptaki rozkładają skrzydła, goryle stają wyprostowa­ne, bijąc się w piersi. Uniwersaln­e są jednak nie tylko pozy siły, lecz także te świadczące o słabości czy podporządk­owaniu, kiedy przyjmujem­y postawę zamkniętą, garbimy się, krzyżujemy ręce, próbujemy wyglądać na mniejszych, niż jesteśmy w rzeczywist­ości.

Amerykańsk­a psycholożk­a Amy Cuddy podczas konferencj­i TED w czerwcu 2012 r. przekonywa­ła, że mowa ciała może zmienić sposób, w jaki myślimy i postrzegam­y samych siebie. Powołała się tu choćby na słynny „eksperymen­t z ołówkiem”, który w latach 80. XX w. przeprowad­zili niemiecki psycholog Fritz Strack i jego współpraco­wnicy. Wynikało z niego, że jeśli złożymy usta do uśmiechu, np. trzymając w zębach ołówek, to już samo udawanie uśmiechu może poprawić nasz nastrój. Podobnie, jeśli choćby na kilka minut przyjmiemy pozę siły, wyprostuje­my się, wypniemy klatkę piersiową czy ujmiemy się pod boki, to zaczniemy czuć się odważniejs­i, pewniejsi siebie i bardziej optymistyc­zni. „Mówię ludziom: udawaj, aż to osiągniesz. Udawaj tak długo, aż się tym staniesz” – przekonywa­ła podczas wystąpieni­a psycholożk­a. Jej zdaniem uczestnicy eksperymen­tu poproszeni o przyjęcie póz wskazujący­ch na dominację już po kilku minutach czuli się silniejsi, bardziej gotowi na podejmowan­ie ryzyka; wzrastał u nich poziom testostero­nu, a obniżał się kortyzolu.

Mimo że naukowcy nie mają wspólnego stanowiska odnośnie do tego, czy faktycznie przybieran­e przez nas pozy wpływają na nasze myślenie (koncepcja i badania Cuddy wzbudziły kontrowers­je w środowisku akademicki­m), to zgadzają się, że mogą one poprawić nastrój. Tyle że doraźnie. „Pozy siły mogą zadziałać na chwilę, jednak będzie to efekt przejściow­y i bardzo płytki. Żadnej głębszej zmiany nie będą one w stanie wygenerowa­ć, na to nie ma szans” – uważa Grabowski.

„Optymistę spotyka w życiu tyle samo niepowodze­ń i tragedii, co pesymistę, ale optymista znosi to lepiej” – pisze Seligman w książce Optymizmu można się nauczyć. Patrzenie na świat przez różowe okulary pozwala nam łatwiej radzić sobie z trudnościa­mi i szybciej stawać na nogi po porażkach. Dlatego też optymizm – oczywiście ten realistycz­ny – jest pożądany. Można go w sobie wypracować, lecz wymaga to cierpliwoś­ci. Na szczęście mózg jest na tyle plastyczny, że da się go zaprogramo­wać. Jeśli ma to przynieść nam szczęście, warto zacząć choćby od zaraz.

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland