Biedroń przybliża reelekcję Dudy
Lewica w wyborach prezydenckich ma postawić na Roberta Biedronia. Czy to najlepszy możliwy kandydat?
„Super Express”: – Wygląda na to, że Lewica doczekała się w końcu swojego kandydata w wyborach prezydenckich. Ma nim być Robert Biedroń. To polityk, który daje Lewicy największe nadzieje na dobry wynik?
Prof. Rafał Chwedoruk: – To pytanie o to, co uznamy za dobry wynik. – Zdobycie poparcia na poziomie wyborów parlamentarnych. To by pokazało, że Lewica się nie cofa.
– W tym kontekście wybór Roberta Biedronia jest obarczony dwoma bardzo dużymi ryzykami – doraźnym i długoterminowym. Jeśli chodzi o pierwsze, to problemy wizerunkowe, które powstały w ciągu ostatniego roku i wynikały z nieudanego projektu jego partii Wiosna. Zostały one nieco złagodzone dobrym wynikiem całego komitetu Lewicy w wyborach parlamentarnych, którego był ważnym ogniwem. – A to długofalowe ryzyko z czym jest związane?
– Dotyczy tego, czym w ogóle lewica w Polsce ma być i kogo w wymiarze społecznym reprezentować. Bez względu na to, jaki kształt programowy przyjęłaby kandydatura Roberta Biedronia, to i tak jako polityk będzie kojarzył się z jednym – z kwestiami kulturowymi: walką o prawa mniejszości i rozdziałem państwa od Kościoła.
– To tworzy jakiś problem?
– To formuła atrakcyjna dla aktywnego politycznie i najłatwiejszego do zmobilizowania, ale relatywnie wąskiego kręgu wyborców, którego zasięg, jak sądzę dobrze pokazał wynik Wiosny w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Przypomnijmy, że było to 6 proc. Tak silne związanie formacji politycznej, której na jesieni udało się przekroczyć magiczne 10 proc., z jednym tematem oznacza kontynuację rywalizacji z PO o wyborców liberalnych. To wzmacnia perspektywę reelekcji Andrzeja Dudy i umocnienia władzy PIS.
– Dlaczego?
– Uniemożliwia to bowiem dotarcie do jakiegokolwiek elektoratu. Wejście w tunel pt. lewica kulturowa sprawi, że bardzo trudno przez całe lata będzie z niego wyjść. Co więcej, niezadowalający wynik w wyborach prezydenckich może doprowadzić do wewnętrznych tarć w wielopodmiotowym obozie lewicy.
– Był w ogóle na lewicy inny kandydat, który tego ryzyka pomógłby uniknąć? Wielu pragnęło widzieć w tej roli Adriana Zandberga...
– To zależy, z jakiej perspektywy spojrzymy. Niewątpliwie Robert Biedroń jest bardziej rozpoznawalny i mniej zniuansowany, co na pewno ułatwia prowadzenie spójnej kampanii wyborczej. Nie ulega więc wątpliwości, że procentowo uzyska lepszy wynik procentowy, niż uzyskałby Adrian Zandberg. Natomiast kandydatura Zandberga miałaby tę zaletę, że nie zamykałaby ostatecznie dróg pozyskiwania innych wyborów niż wspomniani wcześniej. Choć oczywiście droga do tego nadal byłaby długa.
– Znając te ryzyka, dlaczego Lewica postawiała akurat na Biedronia? Jedni uważają, że innego chętnego nie było. Inni, że Włodzimierz Czarzasty nie chciał budować pozycji Zandberga. – Nie przeceniałbym potencjału politycznego Zandberga. Doceniając jego wymiar intelektualny, to jednak klincz, w którym znalazł się do spółki z partią Razem, ogranicza dziś jego możliwości. Myślę, że głównym problemem mógł być tu brak chętnych do startu. Każdy, kto by na start się zdecydował i nie osiągnął wspomnianego na wstępie wyniku, ryzykowałby całą karierę polityczną. Decydować mogła też chęć utrzymania innego niż tradycyjny Sld-owski elektorat, który udało się pozyskać na jesieni. No i w końcu to Biedroń mógł być jedynym, na którego wszyscy w koalicji lewicy mogliby przystać. Jest w tym wszystkim ogromne ryzyko, ale też Lewica podejmuje je w nieco lepszej dla siebie sytuacji niż pięć lat temu.