WYRWAŁEM Z PŁOMIENI SWOJĄ MAMĘ
NAJTRUD NIEJSZY MOMENT Ratownic y wynoszą ciała ofiar
Dym się rozwiał, ale nie opadły emocje po pożarze hospicjum w Chojnicach (woj. pomorskie), w którym zginęły cztery osoby. Personel, ratownicy medyczni, kierowcy karetek, policjanci i strażacy wynieśli z płonącego budynku 20 pacjentów, którzy nie byli w stanie o własnych siłach wydostać się z łóżek. Teraz wspominają te dramatyczne chwile.
– Dostaliśmy informację o ewakuacji hospicjum. Krzyknąłem: „Tam jest moja mama!”. Ale musiałem zachować zimną krew, bo przecież byłem na dyżurze – mówi pan Marian, pracownik transportu w szpitalu w Chojnicach, do którego trafili pacjenci płonącego hospicjum. – Ewakuacja przebiegała sprawnie. Lekarz decydował, którego pacjenta zabierzemy w pierwszej kolejności. W drugim transporcie wiozłem moją mamę Krystynę. Była w hospicjum od 14 miesięcy. Leżała dwie sale dalej od tej, w której wybuchł pożar. Mówiła, że obudziły ją huk i płomienie. Zaczęła krzyczeć. Była tylko w pampersie i koszuli nocnej. Pielęgniarki zdjęły ją z łóżka na podłogę, ciągnęły do wyjścia – relacjonuje pan Marian, który znał pacjentów hospicjum.
– Ten pan, który podobno wywołał pożar, był w hospicjum od trzech miesięcy. Chyba był z Czerska. Samotny, nikt go nie odwiedzał. Poruszał się o balkoniku i często widziałem, jak palił papierosy – mówi mężczyzna.
Remont hospicjum potrwa około sześciu tygodni. W tym czasie pacjenci będą przebywać w szpitalach. Sprawą przejęła Prokuratura Okręgowa w Słupsku. Śledczy czekają na wyniki sekcji zwłok.
Kontrowersje budzi to, że drzwi do hospicjum były zamknięte, co utrudniało ewakuację pacjentów, a w budynku nie zainstalowano czujników przeciw pożarowych. – Zgodnie z przepisami instalacja przeciwpożarowa musi być zakładana w budynkach służby zdrowia, w których znajduje się powyżej 100 łóżek. W naszym małym hospicjum mamy ich 27. Przez cały czas coś remontujemy, więc zrezygnowaliśmy z instalacji przeciwpożarowej. Teraz tego bardzo żałuję – mówiła Barbara Bonna, prezes fundacji Palium prowadzącej hospicjum w Chojnicach. – Drzwi trzeba zamykać na noc, aby dostępu do środka nie miały niepowołane osoby oraz aby nikt, kto nie powinien, z hospicjum nie wychodził. Pracownicy wiedzą doskonale, gdzie są klucze, natomiast w wyniku szoku były problemy z ich znalezieniem – mówiła dzień po tragedii Bonna, ale w środę przyznała, że klucz powinien znajdować się w zamku i nie wie, dlaczego go tam nie było.