Pod koniec życia miał tylko kota
Dziennikarza przygniatała rzeczywistość, walczył z depresją
Krzysztof Leski (†60 l.) miał za sobą wielką karierę dziennikarską. W ostatnich latach jednak podupadł na zdrowiu. Leczył się, próbował zmierzyć z przytłaczającą go codziennością. Nie zdążył. Jego futrzasty przyjaciel, kot Nikon, po zabójstwie dziennikarza trafił do schroniska.
Dziennikarz radiowy, telewizyjny i prasowy Krzysztof Leski (†60 l.) zginął w sylwestrową noc we własnym mieszkaniu. Zamordował go Łukasz B. (34 l.), współlokator, podrzynając mu gardło. Gdy 6 stycznia policja weszła do mieszkania Leskiego, oprócz zwłok funkcjonariusze znaleźli wystraszonego kota.
– Zgodnie z procedurą funkcjonariusze zawiadomili ekopatrol, który odwiózł zwierzę do schroniska – mówi Jerzy Jabraszko ze stołecznej straży miejskiej.
Na szczęście kociak nie był tam długo. – Już następnego dnia zgłosili się po niego znajomi tragicznie zmarłego właściciela, którzy postanowili się nim zaopiekować. Dla osieroconego zwierzęcia to najlepsze rozwiązanie – mówi Henryk Strzelczyk, dyrektor schroniska Na Paluchu.
Rudawy kot Nikon był najlepszym, a być może jedynym przyjacielem Krzysztofa Leskiego w ostatnich latach jego życia. Dziennikarz zmagał się z wieloma problemami. Brakiem pracy, depresją, którą próbował leczyć. „Nie mam już sił, cierpliwości, ochoty, odwagi” – pisał w pierwszych dniach grudnia ub.r. na swoim blogu. Często jednak wspominał Nikona, który dla niego był rodzajem lekarstwa. W ostatnich tygodniach Leski planował nawet zorganizowanie mu kociego towarzystwa. „Gdybyście słyszeli o małych kociakach do wzięcia, dajcie znać. Nikon czeka” – napisał dziennikarz 3 grudnia ub.r.