Putin nie chce być po stronie sojuszników Hitlera
„Super Express”: – Jak nie Putin, to spiker Dumy Wiaczesław Wołodin czy wieczny zadymiarz Władimir Żyrinowski – wszyscy oni w ciągu ostatniego miesiąca oskarżali Polskę albo o wywołanie II wojny światowej, albo antysemityzm, który doprowadził do Holokaustu. Skąd ta krucjata na rzecz fałszowania historii? Nikita Pietrow: – Nie ma w tym nic dziwnego. Rosyjskie władze poczuły się urażone wrześniową rezolucją Parlamentu Europejskiego, w której wyrażono przekonanie, że do II wojny światowej doprowadził pakt Ribbentrop-mołotow. Tymi wypowiedziami Putin i inni rosyjscy politycy próbują usprawiedliwić ZSRR za okupację sąsiednich krajów, do której doszło w wyniku porozumienia z Hitlerem. Chcą uczynić radziecką, a więc też rosyjską historię mniej przestępczą. – Wojnę o historię Kreml jest w stanie wygrać?
– Oczywiście nie. Fakty historyczne są przeciwko tej propagandzie. Dla Kremla, co oczywiste, to, że 17 września Stalin w porozumieniu z Hitlerem zajął część terytorium Polski, jest bardzo, że tak powiem, nieprzyjemne i Putin nie ma zamiaru się do tego przyznawać. Tym bardziej że w maju Rosja będzie świętować 75. rocznicę zakończenia II wojny światowej – zwycięstwo, które jest dla Rosjan świętością. Nie ma tu miejsca dla kłopotliwych faktów współpracy z Hitlerem?
– Bez wątpienia kontekst rocznicowy jest niezwykle istotny. Zawsze, kiedy zbliża się okrągła rocznica pokonania Hitlera, i Kreml, i kremlowscy historycy mobilizują się, by upewnić wszystkich o szlachetnej walce z III Rzeszą. Trudno z tym walczyć, kiedy cała machina państwowa próbuje przemilczeć niewygodne fakty lub po prostu je rozwodnić na tyle, by można było własne niegodziwości przypisać innym państwom. To nie jest zresztą jakaś nowa tendencja. Od dawna już rosyjskie władze starają się przemilczać radzieckie zbrodnie i skupić uwagę społeczeństwa jedynie na tym, że tragiczna historia II wojny światowej zakończyła się wielką wygraną z niemieckim wrogiem. Jakby w ogóle nie było trzech lat współpracy, a wręcz przyjaźni z sojuszniczą III Rzeszą.
– Widzi pan w tym tylko próbę wybielenia historii udziału ZSRR w rozpętaniu II wojny światowej?
– Kontekst historyczny to jedno. Liczy się też jednak współczesność. Relatywizacja historii i usprawiedliwienie agresji ma też na celu wyjaśnienie obecnej, imperialistycznej polityki Rosji. Co do zasady niewiele różni się to od przekonania ZSRR z lat 30. XX w., że Moskwa ma prawo rozstrzygać los małych narodów i państw. Co równie ważne, w czasie trwającej międzynarodowej izolacji Rosji Kreml odczuwa potrzebę odwinięcia się Zachodowi. Przeniesienie bitwy na pole historii jest w zasadzie ostatnią bronią, którą posiada Kreml.
– Uważa pan, że rosyjska propaganda stawia sobie za cel także przekonanie międzynarodowej opinii publicznej do swojej – co tu dużo mówić – stalinowskiej wizji historii II wojny światowej? – Błędem jest twierdzenie, że cała ta propaganda przeznaczona jest tylko dla rosyjskiego audytorium. Oczywiście Kreml liczy, że znajdzie posłuch także poza granicami Rosji. To jednak niezwykle naiwne myślenie. Wokół Rosji brak bowiem państw, gdzie punkt widzenia Kremla znalazłby zrozumienie, które solidaryzowałyby się z takim rewizjonizmem historycznym.
– W przyszłym tygodniu w Jerozolimie Putin będzie przemawiał na izraelskich obchodach rocznicy wyzwolenia Auschwitz. Polski prezydent nie jedzie, bo przemówienia mu nie zagwarantowano i bał się kolejnego agresywnego przemówienia Putina, na które nie byłby w stanie odpowiedzieć.
– Wydaje mi się, że Putin powstrzyma się od agresywnego przemówienia. Moim zdaniem będzie ono raczej umiarkowane. Dla niego liczy się to, że zaproszono go na wydarzenie, w którym wezmą udział państwa walczące z nazizmem. Putin chce być widywany w takim towarzystwie, a nie być zaliczany do przedstawicieli tych, którzy po stronie Hitlera walczyli. To dla niego w tych obchodach najważniejsze.