Rozważania o „dawaniu”
PPrzy okazji brexitu wygłoszono sporo bredni na temat tzw. polexitu, o którym jako żywo mówią tylko politycy i zwolennicy opozycji. Co jako żywo jest popełnianiem przez nich takiej samej głupoty, jaką popełnił były premier Cameron. Najbardziej irytujący był jednak wysyp wypowiedzi o tym, żeby pamiętać, „ile nam Unia dała”. Mam do państwa odwrotny apel. Proszę pamiętać, że to nieprawda. Unia niczego nam nie „dała”, a politycy, którzy tak twierdzą, albo świadomie kłamią, albo nie mają pojęcia, o czym mówią. Niby dlaczego miałaby nam coś „dać”? Co szczególnie szokujące, argumentu o „dawaniu” używają euroentuzjaści. Ciekawe, co zaczną mówić, kiedy Polska kiedyś się wzbogaci i stanie się płatnikiem netto? Wezwą wraz z Konfederacją do wyjścia z UE? Będę tu upraszczał, choć mniej niż ci, którzy wygadują, że „Unia daje”. Unia to nie jest charytatywna wspólnota dawania prezentów biednym przez bogatych. Nie polega nawet tylko na prostym bilansie składka do budżetu – kwoty pomocowe.
Unia to układ, na którym powinni zarabiać wszyscy. Ten układ zaczął się, kiedy Polska przygotowywała się do wejścia do UE. Dla Polski miało to oznaczać przyszły skok cywilizacyjny.
Dla Zachodu – olbrzymi rynek zbytu, na którym większość polskich, czeskich czy węgierskich firm nie mogła być dla firm z Zachodu żadną konkurencją. Rynek zbytu i brak konkurencji, w który weszli jak w masło. W zamian za co? Upraszczając, właśnie za tzw. kwoty pomocowe. Kwoty, które zainwestowano np. w infrastrukturę, która była też potrzebna inwestującym firmom, a nie tylko obywatelom. Nie jest to zatem żadna łaska ani coś, co „dają”. To wypełnianie zobowiązań wynikających z ówczesnej umowy.
Czy te kwoty były wystarczająco duże, to kwestia dyskusji. Nikt poważny nie powinien jednak wygadywać, że dobroczynnie nastawione kraje zachodnie dawały nam pieniądze w zamian za wdzięczność. Ekonomiści zajmujący się tym tematem twierdzą nawet, że o ile nowe kraje UE zyskały, to Zachód zyskał od nich nawet dwukrotnie więcej.
Mam nadzieję, że wiedziała o tym przynajmniej część polskich polityków, negocjujących warunki wejścia do UE i kolejne budżety. Choć kiedy ich dziś słucham, to mam wrażenie, że największym cudem III RP jest to, że ludzie z cielęcym zachwytem na temat Unii zdołali wynegocjować jakiekolwiek wsparcie ze środków UE...