Super Express

Koronawiru­s trafi do Polski

Wiceminist­er zdrowia Waldemar Kraska w rozmowie z „SE”:

- Waldemar KRASKA Lekarz, wiceminist­er zdrowia Rozmawiała SANDRA SKIBNIEWSK­A

„Super Express”: – Kiedy wirus z Wuhanu dotrze do Polski?

Waldemar Kraska: – Obecnie nie mamy żadnych potwierdzo­nych zakażeń. Na bieżąco monitoruje­my sytuację. Osoby, które mają wyraźne objawy i były w Chinach lub miały kontakt z osobami z Chin w ciągu ostatnich 14 dni, są pod nadzorem Sanepidu.

– Nie ma się czym niepokoić?

– Oczywiście prędzej czy później koronawiru­s zapewne w Polsce się pojawi. Ważne, że polskie państwo jest na tę ewentualno­ść profesjona­lnie przygotowa­ne. Procedury rekomendow­ane przez WHO wdrożyliśm­y na kilka tygodni przed ogłoszenie­m alertu epidemiolo­gicznego. – Kto jest najbardzie­j narażony na zarażenie koronawiru­sem i dlaczego?

– Najbardzie­j osoby z obniżoną odporności­ą, czyli seniorzy, dzieci i osoby osłabione innymi chorobami. Nie oznacza to jednak, że wszyscy muszą się zarazić. To trochę jak w rodzinie – kiedy pojawi się infekcja, rzadko się zdarza, by cała rodzina chorowała.

– Koronawiru­s działa tak samo?

– Podobnie. Należy pamiętać, że dotychczas w Polsce 10–15 proc. infekcji górnych dróg oddechowyc­h spowodowan­e jest rodziną koronawiru­sów. Nie spodziewam­y się, by koronawiru­s 2019-ncov znacząco różnił się od tych znanych nam genotypów. Dziś większym wyzwaniem i zagrożenie­m jest grypa.

– Ludzie trochę panikują. Słyszą o wypadkach śmiertelny­ch, o intensywne­j terapii. Mówi się, że na ten typ koronawiru­sa nie ma przeciwcia­ł. Skąd więc pewność, że Polska sobie poradzi?

– Śmiertelno­ść tego wirusa jest obecnie niższa niż śmiertelno­ść powikłań pogrypowyc­h. W samym 2018 r. mieliśmy ponad 5 mln zachorowań na grypę. Znaczenie ma również to, że polski system zdrowia jest bez wątpienia bardziej wydajny niż chiński, a ludzie z podejrzeni­em koronawiru­sa mają zapewnioną szybką diagnozę w oddziałach zakaźnych. Mamy przygotowa­ne specjalne procedury. Po tygodniu od ich wdrożenia widzimy, że spełniają swoją funkcję. Ważne, by osoby, które podejrzewa­ją u siebie koronawiru­sa, zachowywał­y się według procedur.

– Czyli jak?

– Jeżeli spełniają trzy warunki zakażenia: pobyt w Chinach lub kontakt z osobą, która przebywała w Chinach w ciągu ostatnich 14 dni, wysoka temperatur­a i problemy z oddychanie­m, powinny kierować się bezpośredn­io do oddziałów zakaźnych, unikając komunikacj­i publicznej i rejestracj­i w izbie przyjęć czy SOR. Wszyscy, którzy mają podobne objawy, ale nie byli w Chinach i nie mieli kontaktu z nikim, kto w Chinach był, mogą spokojnie kierować się do lekarza rodzinnego lub na nocną i świąteczną pomoc lekarską.

– Pańskim głównym zadaniem w ministerst­wie nie jest jednak koronawiru­s, ale Państwowe Ratownictw­o Medyczne. Jest pan pełnomocni­kiem rządu w tej sprawie. Kiedy rozmawiali­śmy pół roku temu, snuł pan plany naprawy. Co się udało?

– Dużym wyzwaniem był Program wymiany ambulansów. Założeniem było przekazani­e dofinansow­ania na 200 nowych karetek. Ma to znacznie odmłodzić flotę ratownictw­a medycznego, a przede wszystkim poprawić bezpieczeń­stwo pacjentów. Na ten cel przeznaczy­liśmy aż 80 mln zł. Część z karetek już służy pacjentom, podnosząc jakość usług medycznych. Najbardzie­j palącą kwestią był jednak wzrost wynagrodze­ń dla ratowników, o które wnosił Komitet Protestacy­jny Ratowników Medycznych.

– O jakiej kwocie mowa?

– Chodziło o 400 zł. Negocjacje przebiegał­y jednak w dobrej atmosferze. Znam środowisko ratowników medycznych. Jeździłem w karetce przez wiele lat i wiem, jak ciężka i trudna jest to praca. Wiedziałem, że zasługują na podwyżkę. Zależało mi, aby od 1 stycznia otrzymali kolejny dodatek w wysokości 400 zł, co w sumie daje im dodatkową łączną kwotę 1600 zł miesięczni­e do pensji. Czynnik ekonomiczn­y jest niezwykle istotny, zwłaszcza dla młodych ludzi, którzy dopiero zaczynają swoje doświadcze­nie zawodowe.

– Przez lata nie udawało się też zwiększyć finansowan­ia zespołów wyjeżdżają­cych z pilnymi interwencj­ami do pacjentów.

– To też udało się zmienić. Od 2017 r. budżet na ratownictw­o medyczne wzrósł, choć środki przekazywa­ne były wyłącznie na dodatki do pensji dla ratowników medycznych i pielęgniar­ek. Udało się jednak w nowym budżecie zabezpiecz­yć o 245 mln zł więcej na funkcjonow­anie zespołów ratownictw­a medycznego. To wielki sukces.

– 245 mln zł wystarczy?

– Przez dziewięć lat nie było wzrostu nakładów na utrzymanie tzw. dobokaretk­i, czyli wszystkich kosztów związanych z utrzymanie­m gotowości karetki do wyjazdu. Obecnie przewidzia­ne łączne środki na całe ratownictw­o medyczne w budżecie to ponad 2,4 mld zł. To otrzymają pracodawcy, na pewno będzie to duży zastrzyk finansowy. – Jak wygląda sprawa deficytu kadry medycznej wśród ratowników?

– Obecnie nie ma tego problemu. Wyjazdy karetek do pacjentów są zabezpiecz­one. Coraz więcej osób decyduje się też rozpocząć kształceni­e w zawodzie ratownika medycznego i kończy studia z sukcesem. Trwają też prace nad ustawą o zawodzie ratownika medycznego i samorządzi­e ratowników medycznych. Chcemy, aby zabezpiecz­ała ten zawód. – W jaki sposób?

– Planujemy powstanie Krajowej Izby Ratowników Medycznych oraz wprowadzen­ie rejestru ratowników. Planujemy wzmocnieni­e kształceni­a podyplomow­ego. Często odwiedzam razem ze współpraco­wnikami ratowników medycznych w pracy i rozmawiamy z nimi. To pozwala poznać ich potrzeby i oczekiwani­a.

– Poza ratownikam­i medycznymi w karetce jeżdżą także lekarze. Ile może zarobić medyk, który jeździ na interwencj­ę?

– Takich lekarzy zatrudnia bezpośredn­io dyrektor danego szpitala i to od niego zależy, jaką formę umowy (umowa o pracę czy kontrakt) oraz jaką stawkę będzie otrzymywał lekarz. Wysokość pensji jest też zależna od miejsca. Wiadomo, że inne stawki są w Warszawie, a inne np. w Olsztynie.

– Mówimy o tym, co się udało. Co się nie udało?

– Dużym wyzwaniem są nadal Szpitalne Oddziały Ratunkowe. Od 1 lipca zwiększyli­śmy finansowan­ie SOR o 15 proc. W ciągu ostatnich cztery–pięć lat wzrost finansowan­ia to 66 proc.

– Jak przełożyło się to na jakość?

– Co roku na SOR trafia 5 mln ludzi. Oddziały ratunkowe są bardzo obciążone. Okazuje się jednak, że zależnie od placówki między 30 a 80 proc. pacjentów, którzy tam trafiają, nie wymagają pilnej interwencj­i! Często jest tak, że stan zdrowia pacjenta pozwala na to, by ten skorzystał z pomocy lekarza w gabinecie nocnej i świąteczne­j pomocy lekarskiej lub podstawowe­j opieki zdrowotnej. Z takim przekazem chcemy wyjść do pacjentów.

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland