Rzygając miłością
WWypowiedź Beaty Kempy, drwiącej z Krzysztofa Śmiszka, zdążyła oburzyć chyba wszystkich polityków opozycji. W tym także Małgorzatę Kidawę-błońską zapowiadającą, że „z mową nienawiści trzeba skończyć”. Problem w tym, że w Polsce obie strony inaczej nie potrafią. I o ile mam wrażenie, że prawica często robi to świadomie, odwracając uwagę od innych, ważniejszych tematów – to opozycja i jej zwolennicy są głęboko przekonani, że ich mowa nienawiści jest tak naprawdę mową miłości.
Nie, nie będę cofał się aż do czasów „sr… na wydmach za 500 plus”, opisów wyborców PIS jako „potomków chłopów pańszczyźnianych mszczących się na szlachcie z PO” czy „nieczytających i niepłacących podatków” zwolenników Kaczyńskiego z awansu. Internet działa non stop i każdego dnia kolejne wiadra miłości leją nam się na głowy z każdej ze stron.
Przekonał się o tym właśnie poseł Platformy Obywatelskiej Jarosław Wałęsa. Opublikował zdjęcie z posłem Solidarnej Polski Tadeuszem Cymańskim. Znają się i spierają od lat. Zdjęcie zrobiono podczas uroczystej sesji z okazji „setnej rocznicy powrotu Pomorza w granice RP”. O ile pamiętam, nie jest to kość niezgody między PO a PIS. Chyba że przegapiłem jakieś wystąpienie noblistki i teraz trzeba za to przepraszać jako wyraz naszej kolonialnej i nacjonalistycznej ekspansji. Rzyg miłości, jaki wylał się na Wałęsę juniora za to zdjęcie ze strony ludzi uważających się za reprezentantów Polski uśmiechniętej, otwartej i demokratycznej, był taki, że zawstydził samego posła. Wałęsa dowiedział się, że zdjęcie jest „obrzydliwe”, że „rozmawia się z ludźmi, nie ze zwierzętami”, że to „fotka z okupantem”, że „na ulicach krew się poleje”, a on sobie fotki strzela. Były też porównania Cymańskiego nie tylko do zwierząt, lecz także do Hitlera, Goebbelsa i Hoessa.
To były wpisy pod nazwiskiem. I – co niezaskakujące – wiele tych samych nazwisk oburzało się na mowę nienawiści Beaty Kempy drwiącej z partnera Roberta Biedronia.
Osobiście nie uważam wcale, żeby problemem polskiej polityki była mowa nienawiści. To tylko słowa. Problemem jest to, że kiedy PIS przestał być zakładnikiem jednego, „smoleńskiego” tematu, w jego buty weszła opozycja. I została zakładnikiem KOD. Choć sam KOD właściwie już nie istnieje, a jego twórca zamiast ścinać głowy Pis-owców zajął się ścinaniem włosów. Podobno bierze taniej niż za usługi informatyczne i warto.