Szekspir ciągle żywy
MICHAŁ LISTKIEWICZ
Infantylna akcja kibiców (?) Legii ma zohydzić potencjalnego sponsora lokalnego rywala, sportowo upadłego jak cały warszawski sport. Bardziej to szkodzi kultowemu klubowi z „Elką” w herbie niż biednym polonistom. Atakowana firma zyskała na rozpoznawalności. Normalne stosunki między kibicami lokalnych klubów są tak rzadkie, jak między politykami rywalizujących partii. Grubiaństwo pana Giertycha zmałpowane przez panią Kempę przebija kibicowskie naparzanie. Prostackie aluzje do orientacji seksualnej liderów innej partii budzą rechot coraz rzadziej na szczęście. „Błazeństwo krąży wokół świata jak Słońce i wszędzie równo przyświeca” – te słowa Szekspira pamiętajmy na odtrutkę. Od złych słów gorsze są złe uczynki. Wrze w reprezentacji koszykarzy po „odpaleniu” jej kapitana Adama Waczyńskiego. Nikt nie kwapi się do zdjęcia pokrywki z kipiącego kociołka, a ważne mecze za chwilę. Inteligencką kiedyś grą zarządzali w Polsce wybitni intelektualiści Marian Kozłowski i Kajetan Hądzelek. Dzisiaj poprzeczka niżej zawieszona, ale rozsądne wyjście z sytuacji jest nakazem chwili. Zaczynamy porozumiewać się językiem obrazkowym. Obraźliwe banery na stadionach i budynkach, barbarzyńskie burzenie pomników – generała Berlinga chociażby – gloryfikowanie ponurych zbójów, odbieranie godności ludziom za to, że żyli w „niewłaściwych” czasach. Do wlewania w umysły trucizny nie potrzeba słów, bo symbole lepiej działają na wyobraźnię. Zapytałem kiedyś kibiców, dlaczego krzyczą słynne „jeb... PZPN” po błędzie niemieckiego sędziego w meczu reprezentacji Polski z Portugalią. Przecież to bez sensu. „To przyśpiewka ludowa, nie zastanawiamy się nad słowami, niech pan się nie przejmuje” – usłyszałem w odpowiedzi od fajnych skądinąd chłopaków. Już wiem, dlaczego na urodzinach nielubianego kolegi z pracy śpiewamy nieszczere „Sto lat!”.