Nikt nie sprawdzał, czy jesteśmy CHORZY!
Polscy turyści, którym po interwencji „Super Expressu” udało się wydostać z ogarniętego zarazą Iranu, dotarli do Europy. Przy okazji okazało się, że procedury przeciw wirusowi są słabe.
Jeszcze kilka dni temu Krzysztof Jabłoński (27 l.) i Bogdan Czyżkowski (27 l.) daremnie usiłowali wydostać się z Iranu, gdzie wykryto 2359 przypadków koronawirusa, a 77 osób zmarło. Trafili tam, gdy epidemii nie było. Ale wirus się rozprzestrzenił, ich lot powrotny odwołano, granice lądowe zamknięto. Kończyły się im pieniądze, wizy traciły ważność. Zwróciliśmy się w ich sprawie do Ministerstwa Spraw Zagranicznych i wtedy okazało się, że ambasadzie jednak udało się załatwić miejsca w samolocie do Niemiec. W sumie poleciało nim czterech Polaków. Na szczęście czują się dobrze, do Warszawy dotrą dziś. Czy musieli przejść surowe kontrole? Nie! – Zero badań, zbierano od nas jedynie kwestionariusze, w których pytano tylko o to, czy byliśmy w Chinach – opowiada Jabłoński. – Kontrola sprowadziła się do zmierzenia temperatury, po czym otrzymaliśmy poświadczenie in blanco, że nie widać u nas symptomów koronawirusa – dodaje Czyżkowski. – Każdy dostał krótką ankietę, którą mieliśmy przekazać stronie niemieckiej. Pytania dotyczyły tego, czy mamy gorączkę, kaszel, katar, czy przebywaliśmy w towarzystwie osób ze stwierdzonym zakażeniem i na zagrożonych epidemią terenach. W przypisie do tego punktu były wymienione tylko Chiny. Po przylocie złożyliśmy wypełnione kwestionariusze, jednak nikt ich nie czytał, przynajmniej w naszej obecności. Nie było dalszych badań – opisuje Polak.