ZDANIEM REDAKTORA
Prawdziwe żniwo epidemii
O„Ooo, na nadejście zarazy jesteś już gotowy!” – oznajmił znajomy, który odwiedził mnie w domu. Chodziło o zapas… makaronu i wody mineralnej, który niedawno z żoną poczyniliśmy. Tłumaczenie, że zakupy nie miały żadnego związku z szerzącą się epidemią, mijało się z celem. Nasz gość i tak wiedział swoje. „Tak, taki koronawirus to straszna rzecz” – rzucił niczym bohater popularnego w PRL serialu na pożegnanie. Jak się okazuje, ze sklepowych półek znikają makaron, mąka, cukier. W aptekach brakuje maseczek, co gorsza także środków przeciwbólowych. Histeria powoli przechodzi na kolejne dziedziny życia. Wczoraj dwóch Azjatów miało nieszczęście zakasłać w pociągu. Współpasażerowie uprzejmie donieśli na policję. Efekt? Pociąg stał dwie godziny na dworcu. Pasażerowie się spóźnili. Ale przecież grunt to bezpieczeństwo. Histeria wokół koronawirusa przyjmuje coraz bardziej absurdalne rozmiary. W Warszawie nie można już wciskać guzików otwierających drzwi w komunikacji miejskiej. Histerii ulegają nawet kościelni hierarchowie, ograniczając wydarzenia związane z kultem religijnym. Przypomnijmy więc, że chodzi o chorobę, w której śmiertelność wynosi raptem kilka procent. Oczywiście nie należy zagrożenia lekceważyć. Kilka procent to też jednak przypadki śmiertelne. W dodatku pierwsza fala słynnej hiszpanki była dość łagodna. A potem ujawniła się pandemia, która zabiła więcej ludzi niż pierwsza wojna światowa. Na razie jednak liczniejsze ofiary generowane są przez nowotwory, wypadki drogowe, wirusowe zapalenie wątroby, nawet grypę sezonową. Co więcej, nowotwory i choroby serca są czynnikiem dodatkowo obciążającym także przy koronawirusie. Pandemia strachu ma wpływ na światową (a więc niebawem i polską) gospodarkę. Kto wie, czy to nie będzie najpoważniejszy skutek koronawirusa. Epidemia wirusa może być dla nas śmiertelnie groźna. Epidemia histerii śmiertelnie groźna już jest. I już zbiera swoje straszne żniwo.