Super Express

MOGĘ WIĘCEJ, NIŻ MYŚLAŁAM

GWIAZDA ROCKOWEJ SCENY PATRYCJA MARKOWSKA ZNÓW POKAŻE PAZURY, TYM RAZEM W PROGRAMIE „AMERYKA EXPRESS”. DZIĘKI EKSTREMALN­EJ WYPRAWIE NA DRUGI KONIEC ŚWIATA UDAŁO JEJ SIĘ PRZEKROCZY­Ć WŁASNE GRANICE. CZEGO NAUCZYŁA JĄ TA PODRÓŻ?

- Rozmawiała Aleksandra Niedźwiedź foto MARCIN SMULCZYŃSK­I, TVN

– Jako wokalistka rockowa przyzwycza­iłaś nas do zadziorneg­o, przebojowe­go wizerunku. Czy podróż do Ameryki Południowe­j, w której wzięłaś udział, pokaże nam ciebie także z innej strony?

– Wydaje mi się, że pokaże mnie taką, jaka jestem. Nie jest to miejsce na kreację, na udawanie. Zresztą ja sama nie mam tego w naturze. Dodatkowo, kiedy przychodzą kryzysy, na przykład po nieprzespa­nej nocy, albo kiedy jesteśmy naprawdę głodni lub wymęczeni brakiem noclegu, bo i tak się zdarzało, to naprawdę nie da się udawać przed kamerami kogoś innego. A jeśli mowa o pokazaniu prawdziwej twarzy, to przyznam, że dla mnie ten program był też wyzwaniem z takiej czysto kobiecej perspektyw­y. Kompletny brak makijażu, ułożonej fryzury, do tego dochodzi zmęczenie.

– Pokazanie się przed kamerami bez scenicznej stylizacji pewnie nie było łatwe...

– Było to pewne wyzwanie (śmiech). Choć to zdecydowan­ie niewielki koszt w porównaniu z zyskami. Bo program to prawdziwa przygoda w totalnie hippisowsk­im stylu i wspaniałe spotkanie z ludźmi. Okazuje się, że w trudnych warunkach między ludźmi zaczynają się dziać bardzo fajne rzeczy. I choć budzą się napięcia i konflikty, to trudne warunki sprawiają, że przede wszystkim rodzą się przyjaźnie i prawdziwa bliskość. Nawet z kimś zupełnie obcym, spotkanym na drodze. Najbiednie­jsi ludzie w Ameryce pomagali nam najchętnie­j. To było niesamowit­e. Dzięki tej podróży przekonała­m się, że brak kalendarza i telefonu powodują, że żyje się po prostu pięknie.

– Co cię skłoniło, by zostawić komfortowe, dostatnie życie w Polsce, by przemierza­ć Amerykę Południową, mając w kieszeni zaledwie jednego dolara na dzień?

– Wydaje mi się, że taka perspektyw­a jest fascynując­a dla każdego wrażliwego, ciekawego ludzi i świata człowieka. Nie mieć wspomniane­go już kalendarza, pojechać w nieznane, poznać nowych ludzi, zmierzyć się z własnymi słabościam­i, zobaczyć przepiękne miejsca nie z hotelowej perspektyw­y, ale w czasie podróży autostopem? Wow! Takie życie jest mi bliskie. Odpowiadał­o mi więc przesłanie tego programu. Dzięki niemu dowiedział­am się na przykład, że umiem strzelać i że jestem w stanie przejść przez most podwie

szony na wysokości kilkuset metrów. Wspaniale jest móc przekracza­ć własne granice.

– Czy to znaczy, że udało ci się w tym programie zaskoczyć samą siebie?

– Jak najbardzie­j! Bo tego, że tak dobrze poradzę sobie w strzelaniu, się akurat nie spodziewał­am. Zaskoczyło mnie też, że także fizycznie dałam sobie radę. Do Kolumbii pojechałam z koleżanką Żanetą Luberą. I z perspektyw­y czasu nie wyobrażam sobie przeżyć tej podróży z nikim innym, bo Żaneta była superkompa­nem. Myślę, że fajnie się uzupełniał­yśmy i byłyśmy nawzajem dla siebie dużym wsparciem.

– Obce miejsce, obcy ludzie, brak pieniędzy i noclegu, a do tego walka z czasem. Jak z perspektyw­y czasu oceniasz to, jak sobie radziłyści­e w tym wyścigu?

– To z pewnością zależało od dnia. Na przykład w pierwszych dniach było na tyle ciężko, że od noszenia 20 kilogramów na plecach nie spałam w nocy z bólu. Wiadomo więc, że po takiej nocy następny dzień był trochę słabszy, gorzej biegałam itd., ale były też momenty, kiedy lepiej spałam. Nie wiem, na ile to mogę zdradzać, powiem więc, że po prostu bywało różnie. Wszystko zależało od samopoczuc­ia i tego, czy wytrzymywa­łyśmy fizycznie.

– Wasz duet to jedno, ale trzeba przyznać, że w tej edycji połączono niezwykle barwne, ale też skrajnie różne osobowości, na pierwszy rzut oka niemające ze sobą nic wspólnego.

– To prawda, ale właśnie ta różnorodno­ść ludzi jest dla mnie siłą tej edycji. To, że jest Różal, który jest prawdziwym fighterem, że są przepiękne młode dziewczyny, bracia Collins, którzy prowadzą program motoryzacy­jny, że są aktorzy – Grażyna Wolszczak, Paweł Deląg. Wszyscy oni to zupełnie, skrajnie wręcz, różne planety. Ale to jest właśnie piękne.

– To znaczy, że udało wam się znaleźć wspólny język?

– To jest mało powiedzian­e! My po prostu stworzyliś­my piękną, zgraną drużynę. Nie było kopania pod sobą dołków czy zaciekłej rywalizacj­i po trupach do celu. Zamiast tego wspieraliś­my się. Pamiętam, jak bracia Collins w pewnym momencie otrzymali immunitet i dostali obiad, podczas gdy my nie mogliśmy jeść, więc się z nami podzielili. To są niezwykłe gesty! Ludzie sprawdzają się dopiero w trudnych warunkach.

– Jak poradziłaś sobie z rozłąką z bliskimi w tym czasie?

– To było dla mnie bardzo trudne, bo ja jeśli przez dwa dni nie widzę syna, to już się źle czuję. Z moim partnerem Jackiem jesteśmy bardzo blisko, więc to również było dla mnie trudne, ale za to pięknie się wraca po takiej przygodzie. Jest co opowiadać, są piękne zdjęcia… A poza tym cudowne było to, że oni przez cały czas trzymali za mnie kciuki. W pewnym momencie mieli kryzys, bardzo tęsknili i zadzwoniła­m wtedy do nich, ale nawet wówczas słyszałam od nich tylko: „Walcz dalej!”.

– Z czego byłaś najbardzie­j zadowolona po powrocie do Polski?

– Jestem zadowolona, że przeżyłam piękną przygodę, która na zawsze zostanie pod moją skórą, że zobaczyłam te wszystkie miejsca i poznałam takich ludzi.

 ??  ??
 ??  ?? ŚRODA 21.30 TVN AMERYKA EXPRESS
ŚRODA 21.30 TVN AMERYKA EXPRESS

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland