Budowa metra SPARALIŻOWANA
Wielka inwestycja może stanąć pod znakiem zapytania. Już teraz mowa jest o zmniejszonej liczbie pracowników o kilkadziesiąt procent. Choć budowa trwa, to koronawirus narobił wielu problemów. Ich lista jest naprawdę długa.
– Już ponad dwa tygodnie temu na budowę trafiły termometry.
Odbywają się regularne pomiary temperatury, przed wejściem na plac budowy, przed rozpoczęciem pracy, po przerwach. Postaraliśmy się też odpowiednio wcześniej o zapasy płynów do dezynfekcji – wymienia Bartosz Sawicki, rzecznik firmy Gulermak, wykonawcy II linii metra.
To jednak, jak się okazuje, nie wystarcza pracownikom. – Jest dramatycznie mniej ludzi na obydwu placach budów. Praktycznie nie ma godziny, żebyśmy nie otrzymywali informacji od podwykonawców o ograniczeniu liczby pracowników, o zwalnianiu pracowników do domu. To pracownicy z całej Polski, którzy po prostu się boją, że nie wrócą już z Warszawy, że będą wprowadzane dalsze obostrzenia. Część inżynierów też przeszła na tryb pracy zdalnej lub półzdalnej – mówi Bartosz Sawicki.
Co więc dalej z budową II linii metra? Dobra wiadomość jest taka, że planowane na 4 kwietnia otwarcie odcinka na Woli powinno się odbyć bez komplikacji. Ta część bowiem została już skończona, pozostały jedynie niewielkie prace wykończeniowe.
Ale metro po prawej stronie Wisły raczej nie ruszy terminowo. – Szacujemy, że jest mniej o ok. 20–30 proc. pracowników fizycznych – wymienia liczby Bartosz Sawicki.
Brak pracowników to niejedyny problem. – Niedawno opuszczaliśmy tarcze TBM na Targówku, które są już w ziemi, ale cała ta konstrukcja musi przejść cały szereg certyfikacji, m.in. przez producenta z Niemiec. W tym momencie więc start tarcz też jest zagrożony, bo z Niemiec nie można wjechać do Polski – wyjaśnia Bartosz Sawicki.