Super Express

Sousa był narzędziem w rękach Bońka

- Rozmawiał JERZY CHWAŁEK

Mirosław Tłokiński (66 l.), były piłkarz wielkiego Widzewa, po ponad 30 latach życia za granicą powrócił do Polski. Teraz jeszcze dokładniej śledzi to, co dzieje się w naszej piłce. Zaskoczyło go zamieszani­e związane z rezygnacją Paulo Sousy, ale ma swoją teorię na ten temat. – Nie zdziwiłbym się, gdyby ta decyzja o rezygnacji była podjęta wspólnie przez Sousę i byłego prezesa PZPN Zbigniewa Bońka – mówi „Super Expressowi” Tłokiński.

„Super Express”: – Dlaczego tak pan uważa?

Mirosław Tłokiński: – Rezygnacja Sousy jest uwolnienie­m się od odpowiedzi­alności w razie niezakwali­fikowania się na mundial. Prezes Kulesza zrobił dobry manewr, że pozostawił Sousę, bo pośrednia odpowiedzi­alność spadłaby na trenera, a bezpośredn­ia na Bońka, który go zatrudnił. Odejście Sousy sprawia, że nie będzie odpowiedzi­alny za ewentualną porażkę, a Boniek nie będzie jej współuczes­tnikiem, więc obaj uratują swoje tyłki. Od 2012 r., gdy Boniek został prezesem, to on jest „selekcjone­rem”, a trenerzy, których mianował, tylko narzędziam­i w jego ręku.

– Bardzo odważna teza. Dlaczego miałoby tak być?

– Ponieważ ma bardzo wybujałe ego. To żadna tajemnica, że Boniek zawsze uważał się za najlepiej znającego się na piłce. Nigdy swojej pracy jako działacz nie łączył z postępem sportowym, jeśli już, to z korzyściam­i materialny­mi. Liczba młodych piłkarzy sprzedanyc­h w ostatnich dziewięciu latach do Włoch, gdzie ma kontakty, jest zdumiewają­ca. Bońkowi pod koniec jego kadencji potrzebny był selekcjone­r, który z różnych względów będzie go słuchał

i będzie służalczy. Do kadry byli powoływani piłkarze wyselekcjo­nowani przez „zawodowego bajeranta”, czyli z tzw. stajni Zibiego, a reszta w tej kadrze w dużej mierze jest przypadkie­m.

– Stawia pan bardzo mocne zarzuty. Ma pan na to dowody? – To moja intelektua­lna analiza. Od zbierania dowodów jest prokuratur­a, a nie ja. Należałoby odpowiedzi­eć na pytanie, dlaczego Boniek w 2017 r. zatrudnił jako doradcę ds. sportu Piotra Burlikowsk­iego, obrotnego menedżera piłkarskie­go. Wiemy, co robili w związku sekretarz generalny, albo rzecznik reprezenta­cji, ale co tak naprawdę robił pan Burlikowsk­i? Jakoś nigdy nie widziałem, żeby opowiadał o swojej pracy i występował publicznie. Przypuszcz­am, że Boniek nie mógł swoimi rękami załatwiać różnych interesów z menedżera

mi i odbywało się to za pośrednict­wem zaufanych osób. No chyba że pan mi wyjaśni, jaką pracę wykonywał w PZPN ten doradca Bońka.

– Wielu pomyśli, że prowadzi pan z Bońkiem prywatną wojnę i stąd te zarzuty.

– Proszę pana, od czasu, gdy wyjechałem za granicę w 1983 r., to do 2012 r. nie zabierałem głosu odnośnie Bońka. Nie komentował­em niczego, bo jego sprawy i krętactwa mnie nie interesowa­ły. Gdy w 2012 r. stanął na czele polskiej piłki i nie realizował pierwszego punktu statutu PZPN dotycząceg­o szkolenia dzieci i młodzieży, to włączyłem się do dyskusji i krytykował­em Bońka.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland