Awionetka SPADŁA na wieś
Jedna osoba nie żyje, druga walczy o życie w szpitalu
Zwykły krajoznawczy lot małego samolotu z Olsztyna (woj. warmińsko-mazurskie) zamienił się w koszmar. W nowoczesnej awionetce nagle zgasł silnik i bezwładnie runęła na ziemię z wysokości ponad 200 m. Świadkowie katastrofy ze złamanego na pół wraku wyciągnęli na zewnątrz dwie osoby. Jedna z nich zmarła, druga w stanie ciężkim trafiła do szpitala. Przyczyny tragedii wyjaśniają prokuratorzy wraz z biegłymi. Oględziny na miejscu wypadku trwały ponad dobę.
W środę ok. godz. 14 pilotowana przez 50-letniego mężczyznę awionetka nagle runęła na pole pani Teresy, mieszkanki wsi Kaplityny niedaleko Barczewa. – Byli u mnie akurat znajomi, naprawiali samochód. Ratowaliśmy tych biedaków z samolotu, zanim przyjechało pogotowie. Całe szczęście, że nie spadł na mój dom, albo podwórko, bo ofiar byłoby więcej – opowiada emerytka.
Z informacji przekazanych przez świadków oraz wstępnych ustaleń śledczych wynika, że samolot wyleciał z lotniska na olsztyńskich Dajtkach. Pilot skierował maszynę na wschód. Świadkowie relacjonują, że w okolicach Barczewa, na wysokości ponad 200 metrów, silnik maszyny zgasł. Awionetka wpadła w „korkociąg płaski” i runęła na ziemię. Mały kompozytowy samolot wbił się podwoziem w pole i złamał na pół.
Śledczy zabezpieczyli próby paliwa z wraku oraz lotniska, gdzie był tankowany przed tragicznym lotem. Przyjęto kilka wersji przyczyn tego wypadku, ale najbardziej prawdopodobne to takie, że pilot zasłabł podczas lotu, albo doszło do awarii układu paliwowego lub samego silnika awionetki.