Hiszpańsk ZGNIECIE Legię?
C M KY
Byli piłkarze opanowali komentatorskie budki, parcie na szkło to nieuleczalna choroba. Mniej ich w radiu i gazetach, tam warsztat ważniejszy niż bajerancka fryzura i odjechany ubiór. Pal licho cudaczny wygląd i seplenienie, gorzej gdy atakuje nas słowotok bez ładu i składu. Akurat w sporcie łatwo zweryfikować czy białe jest czarne. Przywdziany w narciarską czapkę i koszulę farmera komentator znany niegdyś z kaleczenia gry w piłkę wmawia nam, że mistrzem Polski musi być Jagiellonia. Po paru godzinach już nie drąży tematu, bo jego faworyt przegrał z przeciętną Cracovią. Prezes tejże w amoku po niespodziewanym sukcesie obraża działaczy i sympatyków dzielnej Puszczy Niepołomice. To tak, jakby zaprosić gości do domu i żalić się, że puszczają bąki i kruszą na podłogę. Tak się kisi w sobie nasz ligowy piłkarski narodek. Wydawałoby się, że wyczynowe uprawianie sportu powinno uczyć pokory i szacunku dla każdego rywala, a tak nie jest. Kpiono, że trener Tomasz Tułacz tuła się zabłąkany po ekstraklasie, a jego kolega po fachu z Lecha Poznań pędzi na Rumaku do Europy. Boisko wszystko zweryfikowało, a ja nie widzę szkoleniowca, który zasługuje na więcej szacunku i docenienia niż były pomocnik Stali Mielec i reprezentant Polski prowadzący dziś beniaminka z Niepołomic. Tułacz ma w sobie pokorę, skromność i chęć do ciężkiej pracy. To nie jeden ze złotoustych oferujących swe wątpliwej jakości usługi coraz to w innym zakątku kraju.
Wiedza o sporcie to też wiedza. Na żaden temat nie można paplać bez znajomości rzeczy. Rozumieli to wielcy komentatorzy: Bogdan Tomaszewski, Włodzimierz Szaranowicz, Dariusz Szpakowski, kolarsko-poetycki duet Tomasz Jaroński-krzysztof
Wyrzykowski. Nie rozumie większość tych, którzy od zakończenia karier piłkarskich nie poszerzali wiedzy. Nie dziwię się mojej żonie, że coraz częściej prosi o wyłączenie fonii w trakcie transmisji sportowych. Odkryłem, że oglądanie meczu bez komentarza przynosi więcej pożytku niż strat. W szanujących się pubach angielskich można wybrać transmisję z komentarzem agresywnym lub stonowanym. Ten ostatni zdarzał się też u Niemców i kiedyś – jeszcze przed Putinem – u Rosjan. No i oczywiście w starej, dobrej polskiej telewizji opisanej obiektywnie w świetnej książce Dariusza Michalskiego „To była całkiem dobra telewizja”. W każdym zawodzie publicznym potrzebna jest charyzma. Miał ją Jan Ciszewski i to wystarczało, by porwać tłumy mimo językowych lapsusów i kilku innych wad. W tej profesji rzadko talent przechodzi z ojca na syna. Ojciec i syn Domańscy, Tomaszewscy, ostatnio syn Tomasza Zimocha – Krzysztof w radiu 357 i to by było na tyle. Najbliższe miesiące przyniosą wielkie wyzwania przed polskimi sportowcami i... dziennikarzami, szczególnie telewizyjnymi. Wiadomo, piłkarskie EURO i Igrzyska Olimpijskie to coś największego do zdobycia. Wierzę, że szefujący od niedawna sportowi w TVP Jakub Kwiatkowski zacznie od wielkiego sukcesu, później będzie już z górki.
Po 20 latach Oświęcim znów świętuje hokejowe mistrzostwo Polski. Rozproszeni po świecie krajanie znad Soły wpadli w euforię. Trudno o lepszy moment, Polska odzyskała właśnie miejsce w Lidze Mistrzów. Oświęcim odzwyczaił się już od wielkiego sportu, pora na powrót do czasów, gdy Unia była piątym klubem Europy, a Mariusz Puzio najlepszym strzelcem w historii ligi.
Wtym sezonie Śląsk ma szansę na mistrzostwo, a kapitan Erik Exposito (28 l.) jest faworytem w walce o koronę króla strzelców. Zdobył 16 goli i prowadzi w klasyfikacji snajperów. Legendarny piłkarz i trener wrocławskiego klubu Tadeusz Pawłowski (71 l.) docenia jego wyczyny. Liczy na to, że Hiszpan będzie bohaterem hitu kolejki z Legią.
„Super Express”: – Skąd w tym sezonie u Exposito taka eksplozja formy?
Tadeusz Pawłowski: – Dojrzał, nabrał doświadczenia. Myślę, że kluczowa była decyzja trenera Jacka Magiery, który mianował go kapitanem. To go nakręciło i zmobilizowało. Stał się odpowiedzialny za zespół, bo opaska zobowiązuje. Dodała mu odwagi i pewności siebie. Jako lider wie, że nie może zawieść, że musi trzymać poziom.
– Jednak na początku roku długo nie mógł się przełamać. Co się stało?
– Tak bywa, że czasami zdarzają się przestoje, że coś się zacina. Bardzo chcesz, ale nie wychodzi. Exposito wyhamował, ale tylko na moment. To było coś w rodzaju czkawki, ale szybko się z nią uporał. Ze strzelaniem goli jest tak, jak z jazdą na rowerze. Tego się nie zapomina.
– Co najbardziej u niego? ceni pan
– Ma szeroki wachlarz strzelecki. Dobrze gra głową, ma dobry strzał z lewej nogi. Piłkarze Warty przekonali się, że jego prawa noga nie służy mu tylko do wsiadania do tramwaju. Do tego jest silny, trudno z nim wejść w kontakt. Niektórzy zarzucają mu, że za bardzo się cofa, że niepotrzebnie schodzi do boku. Jednak to są plusy, bo w ten sposób wyciąga rywali i stwarza szansę dla kolegów. Przecież Leiva czy Samiec-talar też są skuteczni.
– Kapitan błyśnie w hicie kolejki?
zLegią
– Jesienią zagrał kapitalnie, strzelił dwa gole. Wykorzystał wtedy szybkość. Był nie do zatrzymania. Jeśli w Poznaniu mają Lokomotywę, to we Wrocławiu jest hiszpański czołg (śmiech). Legia musi atakować, musi się otworzyć, a to jest szansa dla Śląska na wyprowadzenie kontry. Każdy wynik jest możliwy. Im dłużej Legia nie strzeli gola, to zrobi się nerwowa i będzie grała ze „splątanymi” nogami.
– Jest pan najlepszym strzelcem Śląska w historii występów klubu w ekstraklasie. Zdobył pan 63 bramki. Czy Exposito ma coś z pana?
– Jest napastnikiem, a ja grałem w pomocy. Łączy nas instynkt strzelecki. Z tym trzeba się urodzić. Piłka go szuka, a on wie, jak i gdzie ma się ustawić. Jak jest w formie, to może strzelać z zamkniętymi oczami. A ten mój strzelecki rekord w barwach Śląska utrzymuje się od 42 lat i nikt nie może go poprawić.
– W 1980 roku z 16 golami był pan wicekrólem strzelców ligi. Był niedosyt, że w wyścigu po snajperskie berło ubiegł pana Kazimierz Kmiecik z Wisły?
– To był niesamowity wynik, a dla mnie ogromny sukces. Powtórzę: grałem w pomocy. Dostałem wtedy dużo swobody od trenera Oresta Lenczyka. Byłem szybki, strzelałem gole z pola karnego. Nie jakieś przypadkowe, lecz po ładnych uderzeniach. Zawsze szukałem wolnego rogu i tam mierzyłem.
– Dostał pan od klubu jakąś pamiątkę z okazji tego osiągnięcia?
– W tym przypadku nic. Kiedyś magazyn „Sportowiec” wybrał mnie najbardziej obiecującym młodym piłkarzem. Dostałem metalową plakietkę z wygrawerowanym okolicznościowym wpisem. Z okazji występu numer 200 w barwach Śląska z klubu wręczyli mi puchar. Przydał się, bo żona kisiła w nim ogórki. Potem oddałem go do muzeum Śląska. Z przydziału dostałem też fiata 125p w kolorze piaskowym, którego później zamieniłem na białego poloneza. Gdy w meczu szybko nie strzeliłem gola, to kibice wypominali mi go, krzycząc: „Pawłowski, oddaj poloneza!”.
– Panu się nie udało, ale czy Exposito będzie pierwszym królem strzelców w historii występów Śląska w ekstraklasie?
– Życzę mu tego z całego serca. Jest już coraz bliżej. Myślę, że 20 goli wystarczy do wygrania w tej klasyfikacji. Byłoby pięknie, gdyby to zrobił, a gdyby dorzucił jeszcze mistrzostwo... Cieszyłbym się tak, jak po golu Sebastiana Mili z Niemcami w eliminacjach EURO 2016. Śląsk wciąż jest w grze o tytuł. Mam wrażenie, że piłkarze pójdą za trenerem Magierą w ogień. To duża sztuka, żeby tak przekonać do siebie graczy.
– Hiszpan przedłuży umowę ze Śląskiem?
– Po takim sezonie trudno będzie go zatrzymać. Znajdą się bogatsi, którzy mu więcej zapłacą, a on też będzie chciał sprawdzić się w mocniejszej lidze. Dlatego jak odejdzie, to nie rozdzierałbym szat. Doceniłbym go za to, że grał w Śląsku i jak zapisał się w jego historii.