Pacjenci onkologiczni nie mają opieki w domu
Najbliższe miejsca zamieszkania przychodnie nie wykonują nawet prostych zabiegów
– Zapowiadana była koordynowana
Pacjenci onkologiczni mogą przyjmować chemioterapię w domach, ale jeśli chcą uzyskać w miejscu zamieszkania pomoc w odłączeniu sprzętu do podawania leku, spotykają się z odmową. – Tracimy przez to czas i energię – mówi Tomasz Radzik, fotoreporter „Super Expressu”, który aktualnie przechodzi leczenie.
Pacjenci z nowotworami przyjmują stale duże dawki leków dożylnie. Niektórym wszczepia się port naczyniowy, który ułatwia podawanie płynów, aby lekarze nie musieli wkłuwać się do żyły. Kiedy pacjent ma przyjąć dużą dawkę leku, w klinice zostaje mu podłączona pompa infuzyjna z płynem (za pośrednictwem przewodu i igły) do portu. Tak wyposażony, może odbyć w domu kilkudniową terapię. Po jej zakończeniu chory powinien wrócić do kliniki, aby pielęgniarka przepłukała igłę i odłączyła ją od portu. Problem pojawia się, gdy chory ma daleko do kli- niki i chce uzyskać taką pomoc blisko domu.
Doświadczył tego fotoreporter „Super Expressu”, Tomasz Radzik, który wyjechał na Wielkanoc do rodziny z podłączonym do portu lekiem, po czym poprosił o odłączenie igły w lokalnym szpitalu. – Przez godzinę błąkałem się po SOR, aż ktoś zdołał mi pomóc. Dziwne, że pacjent nie może uzyskać prostej pomocy – mówi nasz kolega.
Ministerstwo Zdrowia informuje, że pacjentowi w takiej sytuacji pomoże tylko podmiot, który zakontraktował świadczenia z zakresu chemioterapii i udziela porady ambulatoryjnej dotyczącej chemioterapii. Łatwo się domyślić, że takich placówek jest mało. Krystyna Ptok, szefowa OZZ Pielęgniarek i Położnych wie o tego typu problemach pacjentów. – Często nie są wykonywane proste zabiegi, jak np. zdjęcie szwów. Przychodnie tłumaczą, że nie chcą podejmować ryzyka w przypadku powikłań. I jest inny powód – placówka nie dostanie za to pieniędzy z NFZ – tłumaczy Krystyna Ptok.
Od poniedziałku, 29.04, tylko w „Super Expressie”