Oentuzjazmu się skończyły
[ Większości Polaków nie interesuje teatralny eurosceptycyzm, chcemy pogłębienia integracji. Stąd nowa, podmiotowa polityka europejska musi wychodzić z pozycji proeuropejskich
eurosceptycznym. W większości co prawda dominuje pozytywne nastawienie do UE – doceniamy to, że jesteśmy częścią większej całości, która przyczynia się do zapewnienia Polsce bezpieczeństwa i rozwoju gospodarczego. Ale tych krytycznych głosów nie można zlekceważyć. Tym bardziej, że jeśli uważniej przyjrzeć się pożądanym przez Polaków rozwiązaniom choćby w kwestiach polityki energetycznej i klimatycznej widzimy, że w dużej mierze pokrywają się one z tym, co wypracowano na forum europejskim. Obserwujemy więc sprzeciw wobec unijnej polityki, choć popieramy jej cele. Widać wyraźnie, że Unia Europejska ma ogromny problem komunikacyjny. Nie potrafi wytłumaczyć obywatelom, czym i dlaczego się zajmuje.
– Dokładnie. Tak jest choćby z Zielonym Ładem, który jest przecież ogromnym projektem modernizacyjnym, mającym napędzać rozwój infrastruktury i zapewnienie europejskiemu przemysłowi konkurencyjności na następne dekady. To uderzające, że dyskusja ogniskuje się na zakazie sprzedaży nowych samochodów z silnikami spalinowymi za kilkanaście lat, a nie rozwoju elektromobilności, w której Europa musi gonić USA i Chiny. Obywatele UE nie wiedzą, jakie są korzyści płynące bezpośrednio z Zielonego Ładu. Słyszą za to enigmatyczne hasła, jak Fit for 55, które nic im nie mówią i są kompletnie nieczytelne i niezrozumiałe dla zwykłego odbiorcy. A wystarczy sobie porównać, jak polityka klimatyczna Stanów Zjednoczonych została zakomunikowana Amerykanom.
– I jaka to różnica?
– Agenda energetyczno–klimatyczna administracji Joe Bidena nosi tytuł „Ustawa na rzecz redukcji inflacji”. Obywatel od razu dostaje sygnał, że celem tych wszystkich polityk klimatycznych jest po prostu zmniejszenie kosztów życia, czyli sprawa kluczowa dla większości z nas. Stąd szerokie dla tej polityki poparcie w USA, wykraczające poza partyjne podziały. Obywatele europejscy, nie tylko Polacy, muszą wreszcie dostrzec w jasny sposób, po co Unia Europejska robi to, co robi; po co państwa członkowskie wypracowują takie, a nie inne reformy i regulacje. Bez pozytywnej opowieści i jasno zarysowanych celów, unijne polityki będą łatwym celem, a nabrzmiewająca krytyka może się przełożyć już wprost na nastroje antyunijne. – Widać, że przynajmniej w elektoratach dwóch partii już to przynosi pewien rezultat. 50 proc. zwolenników PIS oraz Konfederacji na wspomniane już pytanie, czy Polska poza UE poradziłaby sobie lepiej, odpowiada twierdząco. To chyba sygnał ostrzegawczy, bo może okazać się zaraźliwe. – Ewidentnie widać, że antyunijna narracja działa na część Polaków i ma swoje skutki, jeżeli chodzi o postrzeganie Unii Europejskiej. Wydaje się wręcz, że jesteśmy na etapie, w którym proeuropejskie narracje muszą zawierać w sobie pewną dozę krytycyzmu wobec Unii Europejskiej. Jeśli chce się wiarygodnie skorygować kurs Unii Europejskiej, nie można przemilczeć negatywnej oceny pewnych polityk unijnych. Wielu Polaków oczekuje pewnego naprostowania, poprawienia polityk unijnych. Nie oznacza to jednocześnie, że oczekujemy odrzucenia ambitnych celów i dokonania antyeuropejskiego zwrotu. Wręcz przeciwnie, nasze badania pokazują np. jednoznacznie, że Polacy nie chcą porzucenia starań na rzecz ochrony klimatu i domagają się przyśpieszenia inwestycji w odnawialne źródła energii. Z oczywistych względów, w tym wojny toczącej się za naszą wschodnią granicą, Polacy szukają też schronienia w większej całości i Unia Europejska taką całością właśnie jest. Stąd zależy nam na tym, żeby ona dobrze funkcjonowała i dobrze nam służyła jako obywatelom. Jest ogromna przestrzeń na odświeżenie proeuropejskiej narracji.
– I na koniec jeszcze jedna ciekawa rzecz z waszych badań. Zapytaliście, czy duże kraje, takie jak Niemcy i Francja, mają w Unii Europejskiej zbyt duży wpływ. 64 proc. Polaków uważa, ze tak właśnie jest. Jak to interpretować? – Z jednej strony jest to oczywiście pewien sprzeciw z pozycji mocno prawicowych zgodnie z tezą, iż pogłębianie integracji wzmacnia tych największych unijnych graczy. Ale ważniejszy wydaje mi się tu fakt, że nabraliśmy pewności siebie, jeżeli chodzi o Unię Europejską.
Czujemy, że mamy potencjał do odegrania silniejsze roli z racji stabilnego wzrostu gospodarczego znacznie przebijającego unijną średnią czy też trafnej diagnozy w sprawach międzynarodowych i dostrzeżenia zagrożenia ze strony Rosji, gdy inni woleli odwracać wzrok. Prawo i Sprawiedliwość w pewnym sensie pobudziło te nastroje i aspiracje mówiąc przez 8 lat swoich rządów, że wstajemy z kolan w polityce zagranicznej. Problem PIS polegał na tym, że nie potrafił tego wstawania z kolan urzeczywistnić. Zamiast tego odgrywaliśmy w polityce europejskiej najwyżej rolę dość nieudolnego hamulcowego.
– Polityka była jaka była, ale ambicje społeczeństwa pozostały?
Wydaje się, że pewne oczekiwania zostały rozbudzone. Teraz nowy rząd już z pozycji bardziej proeuropejskich musi dowieźć rezultat, który obiecywało Prawo i Sprawiedliwość. Czyli musimy odgrywać silniejszą rolę w Unii Europejskiej, bardziej asertywną, ale też bardziej konstruktywną. Większości Polaków nie interesuje teatralny eurosceptycyzm, chcemy pogłębienia integracji. Stąd nowa, podmiotowa polityka europejska musi wychodzić z pozycji proeuropejskich i mieć na celu nie tylko realizację polskich interesów, ale i dobro całego projektu europejskiego.