Stawiam na Bayern
Radosław Gilewicz na co dzień komentuje mecze Bundesligi i przez ten pryzmat patrzy na półfinały Ligi Mistrzów
Po jedenastu mistrzowskich tytułach z rzędu, Bayern Monachium w tym sezonie oddał niemiecką koronę. Triumf w Champions League pozostaje więc szansą na uratowanie sezonu pełnego rozczarowań. – Bawarczycy mają w nim dwie twarze – przypomina Radosław Gilewicz (53 l.), eksreprezentant Polski, dziś komentator stacji Viaplay.
„Super Express”: – Bayern się pozbiera na finisz Ligi Mistrzów?
Radosław Gilewicz: – Bayern to od dłuższego już czasu „FC Hollywood”, a piątkowa wypowiedź Uliego Hoenessa (zarzucił trenerowi Thomasowi Tuchelowi niechęć do stawiania na młodych zawodników – dop. aut.) tylko dolała oliwy do ognia i zaszkodziła przygotowaniom do meczu z Realem. Ale Bawarczycy – po oddaniu mistrzostwa i po serii rozstań z Ligą Mistrzów w ćwierćfinałach – na brak motywacji do sukcesu w Champions
League nie mogą narzekać. Są wręcz zmuszeni do tego, by go osiągnąć.
– Ale – mówiąc przekornie – musieliby uporać się z „klątwą Kane’a”!
– Patrząc na to, jak Harry Kane pracuje dla zespołu, nie mam wątpliwości, że w Monachium pójdą „wszystkie ręce na pokład”, by nie musiał dostawiać kolejnego stempelka na tej feralnej liście… Bayern nie jest dziś zespołem stabilnym, to prawda; ale wskutek tego jest nieobliczalny. Nie pozbawiam go szans w rywalizacji z Realem. Hiszpanie mają swoje problemy z grą defensywną, a Tuchel nie bez powodu mówi, że już wie, iż Serge Gnabry wróci po kontuzji i strzeli „Królewskim” gola.
– Jedenaście lat temu mieliśmy w Londynie niemiecki finał Ligi Mistrzów. Powtórka realna?
– Skoro na co dzień jestem przy Bundeslidze, to zaryzykuję i pójdę pod prąd ogólnym typom: stawiam na finał Bayern – Borussia.