Rośliny uzależniające
Jarosław Molenda to autor licznych książek na różne tematy historyczne. Tak jest też z tą pozycją, która przedstawia głównie dzieje podkręcających nasz nastrój roślin. A są one bardzo długie. Jak pisze Molenda: „Nie ma i nie było takiej epoki lub kultury, która nie przeznaczałaby ogromnej ilości energii na produkcję, dystrybucję i konsumpcję roślin – nieco uogólniając – poprawiających nastrój. Również jedną z charakterystycznych cech współczesnej cywilizacji jest ogromne zapotrzebowanie na wszelkie środki stymulujące, podniecające i narkotyczne”. Mamy tu omówione niewinne gatunki – herbata, ostrokrzew paragwajski (yerba mate), kawa, kakaowiec, papryka chili, areka katechu (kokaina) – od niedawna zaakceptowaną do leczenia bólu marihuanę oraz rośliny ewidentnie bardzo szkodliwe, czyli tytoń, krasnodrzew pospolity, mak lekarski. Szczególne wrażenie robi rozdział o maku lekarskim. Język sumeryjski, najstarszy znany język pisany, zawierał ideogram wyobrażający mak jako roślinę radości i wesela. Starożytni Egipcjanie również znali właściwości soku z makówek i nawet polecali go jako środek (uwaga, ucierało się go z ekskrementami much) zdolny powstrzymać dzieci od głośnego krzyku. Głównie dzięki opium armia Aleksandra Wielkiego była w stanie dokonać imperialnego podboju. Rzymscy gladiatorzy używali opium podczas swoich krwawych przedstawień. Znane od XVII w. laudanum (alkoholowa nalewka opiumowa) było tańsze od piwa. Przepisywano je na każdy rodzaj bólu.
Również dzieci dostawały odpowiednie syropki.
Lekkomyślnie podawane wielkie dawki tych specyfików zabiły rzesze niemowląt i starszych dzieci.
Jarosław Molenda, Rośliny uzależniające, Bellona, Warszawa 2023