Szafarki dobroci
„Ziemianki” Marty Strzeleckiej to rewers znakomitych i sprzedanych w rekordowym nakładzie „Chłopek” Joanny Kuciel-Frydryszak. Obie książki wydane przez tę samą oficynę i w tej samej szacie graficznej. Rzecz poświęcona jest nie opisom codziennego życia pań z dworków, żon i córek właścicieli ziemskich, ale głównie jednej z misji, jakie ziemianki sobie stawiały w dwudziestoleciu międzywojennym – zakładaniu i rozwojowi szkół gospodarczych dla włościanek, czyli żon i córek chłopów pracujących w folwarkach. I to tych bogatszych – kandydatka do takiej szkoły powinna umieć czytać i pisać, opłacić czesne i móc opuścić domowe obowiązki. W szkołach miały się uczyć lepszego prowadzenia gospodarstwa, higieny, patriotyzmu. „Ziemianki” odnoszą się w dużej mierze tylko do okolic Nałęczowa – co można uznać za wadę pracy. Mimo to książkę warto przeczytać, ponieważ jest znakomitym uzupełnieniem wiedzy o Polsce międzywojennej, podziałach społecznych, stosunkach patriarchalnych w rodzinie oraz powolnych przemianach obyczajowych. Ciekawe są odpowiedzi – rozsiane w całej książce – na pytanie, dlaczego właściwie panie z dworów pomagały chłopkom. Z jednej strony miały za cel kształtowanie emisariuszek, które po takiej edukacji będą krzewiły na wsi sympatię do ziemiaństwa. Chodziło o to, by zachować dawny porządek społeczny i by chłopi po zniesieniu pańszczyzny dalej byli przywiązani do dworów i folwarków. Zaskakuje inna odpowiedź na to pytanie. Ziemianki pomagały chłopkom z nudów. Gdy mężowie nieraz całymi dniami grali w karty, one – zamiast drzemać na kanapach – szukały sobie pożytecznego zajęcia. Pomoc biednym była jednym z pomysłów.
Marta Strzelecka, Ziemianki. Co panie z dworów łączyło z chłopkami, Marginesy, Warszawa 2023