Jestem bardziej doświadczonym politykiem niż Borys Budka
„Super Express”: – Sześciu kandydatów na przewodniczącego: dowód na wewnątrzpartyjną demokrację czy na to, że Platforma nie wie, jaka chce być?
Tomasz Siemoniak: – Zależy, kto udziela odpowiedzi. Jak ktoś jest życzliwy PO, to widzi w tym pozytyw, bo więcej kandydatów to więcej aktywności i poczucie, że jest o co walczyć. Platforma mierzy się z zarzutami, że jest zużyta. Gdyby tak było, to nikt nie walczyłby o przywództwo.
– Ja do tej pory nie wiem, jaki pomysł i jaką ideę zmiany mają poszczególni kandydaci. Brakuje debaty, otwartego starcia i rywalizacji.
– Taka debata jest planowana w Krakowie. Jestem za debatą, w debatach znakomicie się czuję. Ale głosować będzie kilkanaście tysięcy członków, którzy opłacili składki, i to przede wszystkim do nich trzeba trafić.
– Jak pan się czuje jako kandydat namaszczony przez Grzegorza Schetynę? To raczej siła czy obciążenie?
– Nie podoba mi się słowo „namaszczenie”, bo kojarzy mi się z ostatnim namaszczeniem…
– ...ale używa go część polityków PO.
– Ja się bardzo cieszę z tego, że poparł mnie Grzegorz Schetyna, i uważam, że ci, którzy byli w zarządzie jak Borys Budka czy byli ważnymi politykami w partii jak Joanna Mucha, mówią teraz, że Schetyna jest obciążeniem i należy to potępiać, to jest w tym jakiś lekki absurd (…), rywalizujmy na pozytywny program, a nie oceniajmy siebie nawzajem. Ja na nikogo złego słowa nie powiedziałem, nie mówię i nie powiem.
– Więc, idąc tą logiką, nie powinien pan uważać, że zdanie „namaszczony przez Schetynę” jest czymś złym.
– Ale mówi się to, żeby dokuczyć, w takiej intencji, że to coś złego… Ja nigdy nie odwracam się od ludzi, z którymi pracowałem. Może to jest staromodne. Może rozsądniej by było, gdybym powiedział „dość schetynizmu!”, ale miejmy jakieś minimum powagi i wiarygodności.
– A z jakim hasłem pan idzie?
– Silna PO.
– Mało konkretnie.
– Dla członków PO to jest jasne. Ja proponuję bardzo poważną wizję Platformy, w której jest ona w stanie wygrać wybory programem, debatą publiczną i siłą w terenie, a nie setką konferencji prasowych. Jestem w PO od 19 lat, znam ją bardzo dobrze i to jest ogromny kapitał. Mam ogromne doświadczenie w kierowaniu wielkimi strukturami – jak Ministerstwo Obrony.
– To teraz kawa na ławę. W czym pan jest lepszy od Borysa Budki, bo pewnie między panami rozegra się ostateczna walka. – Borys Budka ma wiele zalet i bardzo go cenię, ale uważam, że ja mam zasadniczą przewagę – dwie mocne strony. Pierwsza taka, że jestem w PO od samego początku i doskonale ją znam. A druga to moje doświadczenie państwowe. Byłem przez osiem lat w kolejnych rządach Platformy, kierowałem wielkimi strukturami, mam doświadczenie międzynarodowe, mnóstwo kontaktów. Borys Budka tego nie ma i nie może mieć, bo był kilka miesięcy ministrem sprawiedliwości. Wszystko przed nim. Może on wygra, może ja… na pewno będę z nim współpracował. Mamy bardzo dobre relacje, natomiast to jest na pewno pole mojej bardzo dużej przewagi (…), nie chcę, żeby to zabrzmiało nieskromnie, ale musimy też myśleć o tym, kto się bardziej nadaje na premiera. – I, mówiąc wprost, pan się nadaje najbardziej? – Mam bardzo duże doświadczenie w dwóch ciężkich resortach i uwa
żam, że to jest mój kapitał. Członkowie PO, za sprawą Donalda Tuska, chcą widzieć w przewodniczącym kogoś, kto może także zostać premierem.
– Ma pan poparcie Tuska? Czy jego te wybory nie interesują?
– Na pewno go bardzo interesują, ale uważam, że nie powinien nikogo popierać. Mam z nim szczególne relacje, bo pracowałem z nim od początku lat 90., zawdzięczam mu objęcie najwyższych stanowisk, jest moim politycznym mistrzem. Ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby go wikłać w te wybory i szukać jego poparcia. Poza tym bardzo dużo mu zawdzięczam dlatego, że nigdy mnie nie chwalił.
– Szorstka przyjaźń?
– Nie, przyjaźń ogromna. Natomiast on – i wielu, którzy z nim pracowało, to potwierdzi – za złe zgani, a jak człowiek się napracuje i robi coś dobrze, to uważa, że to jest naturalne. I to jest najlepszy rodzaj szefa w długim okresie.
– A co z Grzegorzem Schetyną? Wycofa się z czynnej polityki?
– Nie.
– Jeśli zostanie pan przewodniczącym PO, jaką pan rolę dla niego widzi, co pan mu zaproponuje?
– Dla byłego przewodniczącego nie ma już propozycji do przyjęcia. Jest tak wyrazistą postacią w polskiej polityce, że nie w urzędach partyjnych jego rola, ale w obecności o charakterze strategicznym (…), polityka jest zmienna i Grzegorz Schetyna musi trochę odczekać. Z pewnością jego czas jeszcze przyjdzie. On kandydowanie rozważał do samego końca. Decyzję podjął w ostatniej chwili, tym samym stawiając mnie w trudnej sytuacji. Bo gdybym prowadził kampanię od października, to dziś pewnie byłbym w innym punkcie. – Czyli gdyby Schetyna wystartował, to pan by się nie zdecydował?
– Nie zdecydowałbym się. Jeśli on by kandydował, to ja nie.
– Jak pan ocenia debatę o polskiej praworządności w Unii Europejskiej?
– To było okropne… Nie rozumiem tego, że nie można pewnych rzeczy spokojnie powiedzieć. To jest przeniesienie z polskiej polityki zasady, że pozycję się buduje na agresji. Widziałem to w zeszłej kadencji – im ktoś był bardziej agresywny i mocniej uderzył, tym bardziej się to podobało prezesowi Kaczyńskiemu. Brudziński i „komuniści i złodzieje” – przecież to się nie zaczęło wczoraj i w Parlamencie Europejskim… Robi to fatalne wrażenie, zwłaszcza była premier Beata Szydło. Byłych premierów się w Europie szanuje, bo wszyscy myślą, że są zrównoważeni i odpowiedzialni. Jak zobaczyłem ją krzyczącą do ministra Sikorskiego w skandaliczny sposób… no coś okropnego. Ta droga naprawdę prowadzi donikąd. Można krytykować, ale mówić normalnie. Niech się zachowują kulturalnie, tylko tyle. A przenoszą polską wojnę do europarlamentu.
Rozmawiała KAMILA BIEDRZYCKA