Trzeba się postawić
Czy globalne cyfrowe platformy powinny płacić w Polsce wyższe podatki? Tak, tak i jeszcze raz tak! Powiało nadzieją, że polski rząd wstanie nareszcie z kolan w polityce zagranicznej. I to tak realnie – w sprawach naprawdę ważnych. Na przykład o podatki. Bo dziś jest tak, że wiele globalnych przedsiębiorstw na potęgę unika dzielenia się zyskami z krajami, w których zyski te zostały faktycznie wypracowane. Szczególnie skuteczne są w tej grze firmy cyfrowe. Dzieje się tak dlatego, że nie muszą one nawet budować za granicą swoich fabryk. A i tak zarabiają krocie na cyfrowym pośrednictwie.
Google czy Facebook są globalnymi prymusami tego procederu. W ich ślady
idą jednak coraz to nowi gracze, choćby parahotelarski serwis Airbnb. Właśnie o tym ostatnim serwisie (w 2020 r. zapowiadane jest jego wejście na giełdę) wspominał w weekend w Londynie polski minister finansów Tadeusz Kościński. – „Trzeba usiąść z Airbnb, Google’em, Amazonem i wszystkimi innymi i powiedzieć: «Wiecie, że musicie płacić podatki w Polsce, inaczej nie będzie dróg, policji, szkół. Nie ma wątpliwości, że musicie płacić podatek, ile jesteście gotowi zapłacić?»”.
Słowa Kościńskiego przywracają nadzieję. W ostatnich miesiącach mieliśmy bowiem do czynienia z widowiskiem żenującym. Starczyło, że nogą tupnęli Amerykanie, a już rząd Morawieckiego
wycofał się rakiem z planów podatku cyfrowego. Zasłaniając się tym, że „trzeba poczekać, co zrobi w tej sprawie reszta Europy”. A każdy wie, że w Europie są kraje (jak choćby Irlandia czy Luksemburg), które wyspecjalizowały się w roli podatkowych rajów dla cyfrowych gigantów. Dzięki czemu mogą oni kontynuować zarabianie kosztem nas wszystkich – ku uciesze central w kalifornijskiej Dolinie Krzemowej i superbogatych udziałowców na całym świecie.
Oczywiście w pojedynkę trudno będzie wiele zdziałać. Przekonała się o tym Francja, która postanowiła opodatkować działalność cyfrowych gigantów i nadziała się na groźbę wojny celnej z administracją Trumpa. A Francja jest przecież krajem o wiele silniejszym i geopolitycznie mniej zależnym od amerykańskiej sympatii niż Polska. Z drugiej strony, nawet będąc klientem Amerykanów (choćby w sprawie obronności), nie można dać się zastraszyć. Dlatego nową inicjatywę polskiego rządu warto docenić. Licząc, że tym razem nie skończy się na słowach.