Państwo powinno wypłacać im odszkodowania
„Super Express”: – Popiera pan przedsiębiorców, którzy nie zważając na rządowe decyzje, otwierają restauracje, siłownie i ratują swoje biznesy? Krzysztof Kwiatkowski: – Na pewno nie popieram dzisiejszej polityki rządu. W działalności publicznej przy podejmowaniu decyzji często potrzebny jest skalpel, pęseta albo mały lancet. A nie siekiera. No jak można zamykać wszystko i wszystkich? Są badania i opinie epidemiologów, które wskazują na to, że są miejsca, gdzie jesteśmy narażeni na zakażenie mocniej i słabiej. Dochodzi do nich dużo rzadziej przy utrzymaniu reżimów sanitarnych. Na tej zasadzie mogłyby pracować hotele czy siłownie – one nie powinny być całkowicie zamknięte. Wymogi prawa budowlanego mówią jasno: cyrkulacja powietrza w klubach fitness jest 10 razy większa niż w galeriach handlowych. Dobrze, że je otworzyliśmy, ale dlaczego nadal zamknięta jest infrastruktura sportowa? Od lockdownu każdy z nas przytył statystycznie ok. 2 kg. Te absurdalne działania nie składają się na logiczną całość. Można popełniać błędy, ale trzeba działać w pewnej logice. Premier ogłaszał plan w listopadzie – dziś większość polskich powiatów jest w zielonej lub żółtej strefie i prawie wszystkie obiekty powinny być otwarte. I przedsiębiorcy dziś pytają: dlaczego państwo nie dotrzymało słowa i zamknęło nam legalny biznes, często nie chcąc wypłacić żadnego odszkodowania?
– Dlatego zapytałam, czy pan popiera ich bunt...
– Nigdy nie popieram łamania prawa. Za to wszystkie sądy administracyjne, które oceniały zamknięcie biznesów i nałożenie kar, zdecydowały o uchyleniu tych kar. Mamy tu do czynienia z jednolitym orzecznictwem, bo rząd nielegalnie i bez podstawy prawnej zamyka biznesy. Ja nie chcę mówić: „otwierajcie się”, bo są takie miejsca jak dyskoteki. Takie obiekty powinny być zamknięte, bo nikt mi nie udowodni, że można trzymać reżim sanitarny w dyskotece, gdzie są ścisk i alkohol, które nie pomagają w zachowaniu społecznego dystansu. Ale te miejsca, w których można trzymać reżim fitosanitarny, powinny być otwarte.
– Senackie komisje przyjęły pański projekt „ustawy odszkodowawczej”. W czym, kiedy, komu i jak bardzo miałaby ona pomóc?
– Ustawa mówi rzecz oczywistą: jeżeli państwo zamyka komuś legalną działalność – i to w dodatku nielegalnie, jak mówi sądowe orzecznictwo – to musi wypłacić odszkodowanie. Musi pokryć chociażby tzw. straty majątkowe. Jeśli zamknięto np. lokal gastronomiczny, to niech państwo chociaż zapłaci za czynsz i wynagrodzenie pracownikom, którzy chcą, a nie mogą pracować. Dotyczy to także osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą. Ten projekt ratuje nie tylko setki tysięcy osób, które mają dzisiaj problemy, ale paradoksalnie ratuje także finanse państwa. – Jakim cudem?
– Dlatego, że te wszystkie osoby mogą wystąpić z roszczeniami do Skarbu Państwa, zresztą już to zapowiedziały. Szykują nam się tysiące spraw sądowych, które państwo będzie przegrywać. A moja ustawa zaproponowała pewną ugodę między państwem a obywatelami. Dostaje się nie 100 proc. odszkodowania, ale 70 proc., pomniejszonego już o pomoc z tarcz antykryzysowych. I dostaje się je szybko, już, natychmiast. Bo ta ustawa nie wymaga notyfikacji w Unii Europejskiej.
– Ale skąd wziąć na to pieniądze?
– Z budżetu państwa, z którego mają być wypłacane odszkodowania. I to znacząco większe, bo nie 70 proc., a 100 proc. To klasyczna sytuacja win-win. Zyskują wszyscy.
– Przecież odszkodowania są zagwarantowane dzięki unijnym funduszom. Więc po co ta ustawa?
– Bo ona proponuje wypłatę pieniędzy teraz. Proszę, nie mówmy przedsiębiorcom, że może z Funduszu Odbudowy i Rozwoju dostaną coś za dwa lata. Przypomnę, że polski rząd nie skierował jeszcze do Komisji Europejskiej szczegółowych planów, jak te pieniądze wydawać, chociaż wiele państw już to zrobiło. Obawiam się, że te opóźnienia w działaniach rządu spowodują opóźnienia w wypłacie środków dla przedsiębiorców. A ludzie oczekują pomocy tu i teraz.