Restauracje i siłownie po winny działać w reżimie
Czy branże zamknięte wskutek decyzji o lockdownie mogłyby zostać otwarte? Epidemiolog prof. Jarosław Drobnik zabiera głos:
„Super Express”: – Mimo obecnie obowiązujących obostrzeń coraz więcej lokali gastronomicznych, hoteli i klubów fitness decyduje się na otwarcie. Co zrobić, aby wymienione branże mogły zostać oficjalnie odmrożone? Jakie zasady wprowadzić, by zachować reżim sanitarny, ale nie dopuszczać do kolejnych bankructw? Prof. Jarosław Drobnik: – Chciałbym w końcu poznać kryteria, które sprawiają, że rząd podejmuje pewne decyzje, bo na razie brak decyzji powoduje, iż część ludzi wyłamuje się z reżimu ustanowionego przez rząd.
– Czyli pana zdaniem potrzebujemy spójnej strategii?
– Owszem. Jeśli nie ma konkretnej informacji dotyczącej tego, dlaczego coś zostało zamknięte i na ile, to zwiększa się ryzyko zachowań wymykających się spod naszej kontroli.
– Wróćmy jednak do pierwszego pytania. Właściciele zamrożonych branż wypowiedzieli nieposłuszeństwo obywatelskie względem rządu. Czy pana zadaniem zamknięte biznesy mogłyby legalnie działać?
– Tak. A nawet powinny.
– Jak miałoby to wyglądać?
– Myślę, że gastronomia, hotele, teatry czy siłownie mogłyby działać. Trzeba wprowadzić spójny system dotyczący reżimu sanitarnego. Stworzyć konkretne regulacje dla wszystkich. Być może restauracja powinna przyjmować gości na dwie godziny. Potem powinni robić dezynfekcję. Może noszenie maseczki do momentu, aż nie dostaniemy posiłku, będzie zasadne. W hotelach utrzymanie reżimu jest prostsze. Dezynfekcja, określona liczba osób w windzie. Określona liczba gości w restauracji hotelowej lub posiłki dostarczane do pokoi. Wszystko da się zrobić.
– Dlaczego zatem rząd tego nie robi?
– Trudno wypowiadać się za rząd. – Do czego prowadzi długotrwałe wygaszenie branż, o których rozmawiamy? – Od pewnego czasu obserwujemy przesilenie społeczne, które polega na tym, że ludzie kontestują obecne rozporządzenia. Jeśli rząd nie podejmie konkretnych kroków, nie zezwoli na otworzenie biznesów, które są zamknięte, to dojdzie do niekontrolowanych ruchów ze strony właścicieli przedsiębiorstw, które świadczą usługi. Nie podoba mi się jeszcze jedna rzecz.
– Co ma pan na myśli?
– Rząd zamknął szereg biznesów i na tych, którzy decydują się na otwarcie, nasyła policję i sanepid. Zamiast karać, lepiej rozmawiać i monitorować sytuację.
– Tym bardziej że nie ma twardych badań, które ukazują, że sytuacja epidemiczna pogorszyła się wskutek otwarcia np. restauracji.
– To prawda. Żadne dane tego nie potwierdzają. Oczywiście mam na myśli naukowe dane. Żadne badania nie ukazują, że otworzenie restauracji niesie ze sobą poważne ryzyko epidemiczne.
– Minister zdrowia mówi jednak, że nie zezwoli na odmrożenie gospodarcze, bo obawia się nagłego pogorszenia i mutacji. Życie w ciągłym strachu jest pana zdaniem receptą na epidemię?
– Nie! Pamiętam, gdy minister mówił, że w sklepach ryzyko zakażenia jest mniejsze, bo spędzamy tam mniej czasu. To nieprawda. Widać, że minister nie chodzi do sklepu. Są ludzie, którzy krążą między sklepowymi półkami kilka godzin. I oni zdaniem ministra nie stwarzają ryzyka? To bzdura. Nie można wiecznie żyć w strachu. Nie można wiecznie trzymać ludzi w zawieszeniu.
– Zostając przy szefie resortu zdrowia... Adam Niedzielski wielokrotnie podczas konferencji powtarzał, że sytuacja naszych sąsiadów nie pozwala nam na poluzowanie. Przemawia do pana ten argument?
– Oczywiście, że nie. Ciągle gapimy się na innych. Trzeba wreszcie zrozumieć, że my sami musimy wziąć odpowiedzialność za swój los i decydować o sobie. Nie można porównywać innych państw do Polski, bo w każdym państwie są inne czynniki, odmienna sytuacja. Najgorszą bolączką jest brak strategii, o której wspomniałem na początku. Mijają miesiące i nic się w tym zakresie nie zmienia.