ROBERT G. (29 l.) ZADAŁ PAULINIE (†25 l.) KILKADZIESIĄT CIOSÓW NOŻAMI, JEDEN Z NICH ZOSTAWIŁ W JEJ GŁOWIE
Błagała go o litość, ale on jej nie okazał. Robert G., który w niedzielne popołudnie w dzikim szale okrutnie zamordował Paulinę, swoją narzeczoną, powędrował za kraty aresztu. Za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem grozi mu dożywocie. Choć oprawca złożył obszerne wyjaśnienia w prokuraturze i przyznał się do winy, to twierdzi, że nie pamięta całości zbrodni.
Gdy na miejscu zabójstwa przy ul. Zielony Trójkąt w Gdańsku (woj. pomorskie) pojawiła się policja, Robert G., umazany krwią i w bieliźnie, był na podwórku. Został obezwładniony przez policjantów. Tymczasem w środku zanosiły się płaczem maleństwa Marcelinka (1 r.) i Maksiu (3 l.). – Podobno dzieci wtulały się w zmasakrowane ciało swojej mamusi – mówi jedna z sąsiadek.
Morderca trafił do prokuratury w poniedziałkowe popołudnie. Tam się do okrutnego zabójstwa przyznał i wyjawił motyw zbrodni. Jednak nie wszystkie szczegóły był w stanie podać. – W wyjaśnieniach twierdził, że pewnych rzeczy nie pamięta. Przyznał się, że zadawał ciosy nożami, przedstawił motywy. Nie będziemy ich ujawniać na tym etapie, bo nie jest to wskazane – ucina pytania Mariusz Duszyński z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Jeszcze nie wiadomo, czy morderca był pod wpływem narkotyków. Jego krew została wysłana do badań toksykologicznych. Wcześniej odsiadywał wyrok za posiadanie substancji odurzających. – Potem go puścili i miał tę elektroniczną opaskę na nodze – twierdzi nasza rozmówczyni.
Stopniowo na jaw wychodzą szokujące szczegóły tej makabrycznej zbrodni. Robert G. zadał ofierze kilkadziesiąt ciosów wieloma nożami. Celował głównie w głowę, twarz i szyję, ale kilka głębokich uderzeń zadał też w plecy. To podobno nie pierwszy wybryk Roberta G. – Wcześniej latał tutaj z maczetą, koleżanka to widziała – zdradza jedna z sąsiadek.
PAWEŁ KICOWSKI, MARCIN GADOMSKI, PG