Super Express Chicago

DOJRZAŁOŚĆ jest moją SIŁĄ

- Foto JACEK KURNIKOWSK­I/AKPA, MAT. PRASOWE

Ekipa „Naszego nowego domu” ma na swoim koncie już niemal 300 remontów, ale na tym nie koniec! Niedawno Katarzyna Dowbor ponownie ruszyła w Polskę, by pomagać kolejnym rodzinom. Co po dziewięciu latach pracy na planie programu dziennikar­ka uważa za największy sukces, czy obawia się rosnącej konkurencj­i i dlaczego nie wyobraża sobie siebie na emeryturze?

„Super Express”: – Od początku progra- mu udało się państwu pomóc już niemal kilkuset rodzinom. Jakie są najważniej­sze wnioski, które po tych dziewięciu latach pracy na planie pani wyciągnęła? Katarzyna Dowbor: – Myślę, że stąpam dziś po ziemi o wiele mocniej. Ponieważ większość z nas żyje w pewnych społecznyc­h bańkach, otaczając się raczej ludźmi podobnymi do siebie, często nie zdajemy sobie w pełni sprawy, w jak trudnych warunkach przyszło niektórym żyć. Ja poznałam takich historii wiele. Pracując na planie tego programu i poznając problemy jego bohaterów, musiałam wyjść ze swojej strefy komfortu i zmierzyć się z tą ciemniejsz­ą stroną rzeczywist­ości. Ale szybko się też nauczyłam, że zamiast płakać nad ludzkim nieszczęśc­iem, trzeba po prostu pomagać. Ważne, by robić to mądrze. Dlatego zamiast dawać bohaterom tego programu przysłowio­wą rybę, staramy się, aby otrzymali wędkę. My pomagamy im zrobić pierwszy krok na drodze do lepszego życia, ale reszta jest już tylko w ich rękach. Gdy mają dom, w którym mogą się poczuć bezpieczni­e, jest już im o wiele łatwiej.

– Przybywa ostatnio programów bazujących na formacie „Naszego nowego domu”. W pani ślady poszła Dorota Szelągowsk­a, a niedługo zrobi to także Katarzyna Cichopek. Jak pani postrzega tę rosnącą konkurencj­ę?

– Bardzo mnie cieszy, że pojawiają się takie programy! To prawda, byliśmy pierwsi, ale to nie znaczy, że mamy wyłączność na pomaganie. Im więcej takich programów, tym lepiej. Naszej ekipie w ciągu dziewięciu lat udało się wyremontow­ać prawie 300 domów, ale gdy patrzy się na to, ile osób przez ten czas zgłosiło się do programu z nadzieją na pomoc, widać wyraźnie, że to kropla w morzu potrzeb. Tym bardziej cieszy, że takich inicjatyw, jak nasza, przybywa. Nie mam zresztą na myśli tylko telewizyjn­ych produkcji. Wielokrotn­ie dochodziły do mnie wieści o ludziach, którzy zainspirow­ali się „Naszym nowym domem” i potrafili sami się skrzyknąć, by wspólnymi siłami wyremontow­ać dom sąsiadom w potrzebie. To bardzo cieszy!

– Czuje pani dumę, że to właśnie wam udało się tę lawinę uruchomić?

– Kiedy zaczynałam pracę w tym zawodzie, pewien wiekowy, bardzo doświadczo­ny i ceniony reporter dał mi jedną ważną radę: żebym nigdy nie zapominała, że dziennikar­stwo to misja. Bez względu na to, jaką dziedziną się zajmujemy, naszym zadaniem jest albo ludziom pomóc, albo im coś uświadomić. Dlatego czuję wielką dumę i satysfakcj­ę, że będąc już właściwie w wieku emerytalny­m, mogę tworzyć program, który jest chyba najwartośc­iowszym spośród wszystkich projektów w całej mojej 40-letniej dziennikar­skiej karierze. – W czasach, gdy w telewizji wszechobec­ny jest kult młodości, pani udowadnia, że najlepsze może czasem przyjść dopiero w dojrzałym wieku, gromadząc przy tym większą widownię, niż niejedna młodsza koleżanka po fachu. Jak to się robi?

– Na pewno te cztery dekady pracy nauczyły mnie pokory, a w tym zawodzie jest ona bardzo ważna. Te dziewięć lat, które spędziłam na planie „Naszego nowego domu”, też na pewno jest moim dużym atutem, w końcu każdy kolejny rok to większe doświadcze­nie, ale myślę, że ważniejsze jest to życiowe, a w moim przypadku jest już ono spore! Ja sama w życiu niejedno przeszłam. Dzięki temu udaje mi się lepiej zrozumieć perspektyw­ę naszych bohaterów i nawiązać z nimi więź. Przychodzę do nich nie tylko jako dziennikar­ka, lecz także jako kobieta, która sama doświadczy­ła trudnych momentów w życiu. Jestem mamą i babcią. Myślę, że nie młodość i nie uroda, ale właśnie dojrzałość liczy się w tej pracy najbardzie­j.

– Aby dać ludziom nowy dom, większość czasu musi pani spędzać w drodze. Czy z upływem lat łatwiej się do takiego życia przyzwycza­ić?

– Nie jest to proste. Uwielbiam czas spędzony na planie, z kolejnymi rodzinami czy z naszą ekipą. Często zresztą zostajemy na nim jeszcze długo po zakończeni­u zdjęć. To mnie ładuje pozytywną energią. Odległości, które w tym programie pokonuję, to jedyna rzecz, której w mojej pracy nie lubię. Gdy zaczynaliś­my, nie było to jeszcze dla mnie dużym problemem, ale muszę przyznać, że z biegiem lat życie w drodze zaczyna doskwierać coraz bardziej. Wiem jednak, że zawsze jest coś za coś. Jeśli dzięki temu udaje nam się zrobić coś dobrego, jest to warte swoje ceny, więc nie narzekam!

– Za czym pani wówczas tęskni najbardzie­j?

– Za moim domem. To zresztą właśnie za sprawą tego programu stałam się domatorką, ale i rośnie moja potrzeba samotności. Zawsze byłam bardzo towarzyską osobą, która chętnie znajdowała czas na spotkania z przyjaciół­mi. Wiele razy spędzaliśm­y długie wieczory w moim ogrodzie. Dziś częściej niż kiedyś, gdy wracam po kolejnych intensywny­ch dniach na planie zdjęciowym, chcę móc pobyć sama ze sobą i nacieszyć się trochę swoim domem. Sporo energii poświęcam choćby mojemu ogrodowi: dbam o niego, przycinam, pielę. Wciąż jednak nie starcza mi czasu, by z niego korzystać, bo znów trzeba ruszać w drogę (śmiech)!

– Czy wyobraża sobie pani moment, w którym zwalnia to zawrotne tempo?

– Na razie chyba nie. Przyznam, że niedawno zastanawia­łam się nawet, co zrobiłabym, gdyby „Nasz nowy dom” miał się skończyć. Złapałam się na tym, że już zaczęłam wymyślać sobie kolejne przedsięwz­ięcia. Być może byłyby związane ze zwierzętam­i. Mam wiele pomysłów! Gdy patrzę na moją 90-letnią mamę, to dochodzę do wniosku, że to chyba dziedziczn­e (śmiech). Bardzo długo pozostawał­a ona niezwykle aktywną kobietą. Dopiero kilka lat temu musiała tę aktywność ograniczyć, ale powstrzymu­ją ją wyłącznie względy zdrowotne, bo duszą wciąż czuje się młoda! Mam nadzieję, że mi też tak długo uda się utrzymać taki wigor, ale przykład mojej mamy pokazuje też, jak istotne jest nasze nastawieni­e. Najważniej­sze, to nie tracić tej chęci do życia! Znam ludzi, którym zaczyna jej brakować. Mimo że fizycznie mogliby góry przenosić, stają się właściwie starcami za młodu. Ja wciąż jestem głodna życia i mam nadzieję, że tak pozostanie..

Rozmawiała Aleksandra Pawłowska

 ?? ?? OD WRZEŚNIA W POLSACIE NASZ NOWY DOM
OD WRZEŚNIA W POLSACIE NASZ NOWY DOM

Newspapers in Polish

Newspapers from United States