TERAZ CHCĘ przeskoczyć BUBKĘ
Różnie bywało z jego występami w najważniejszych imprezach roku. Ale w MŚ regularność Pawła Fajdka (33 l.) może zadziwiać. Złoty medal w Eugene był piątym z rzędu tytułem mistrza świata w wykonaniu młociarza z dolnośląskiego Żarowa. Więcej zwycięstw z rzędu zanotował tylko legendarny tyczkarz Siergiej Bubka (59 l.).
„Super Express”: – Złoto zdobył pan z wynikiem 81,98 m. Czy pański młot pofrunie jeszcze dalej w tym roku? Paweł Fajdek: – Myślę, że pofrunie. W mistrzostwach świata osiągnęliśmy z trenerem Szymonem Ziółkowskim zamierzony złoty medal i piąty z rzędu tytuł. Jeśli chodzi o odległość, to liczyliśmy na więcej. Zgrupowanie w Seattle poprzedzające mistrzostwa wskazywało, że powinny być 83 m. Ale uczestnicy finału zostali wybici z rytmu przerwą po trzeciej kolejce rzutów. Teraz jednak, gdy schodzi ze mnie napięcie, można myśleć o rzuceniu dalej. Przede mną trzy starty: Diamentowa Liga w Chorzowie, mityng w Szekesfehervar i mistrzostwa Europy w Monachium. Rekord kraju byłby wisienką na torcie.
– A kiedy przyjdzie atak na rekord świata?
– Mentalnie jestem na to przygotowany od szeregu lat. Fizycznie nie byłem gotowy. Ale teraz pod względem zdrowia prezentuję się super, a moja waga ciała, 128 kg, jest taka, że pozwala osiągnąć taką odległość, jaką chcę. Może za rok uda się przełożyć siłę na technikę. Bo treningowe rzuty młotami cięższymi wyglądały bardzo dobrze w tym roku, co znamionowało dużą moc rzutów. Niestety, technicznie się to nie poskładało, gdy przyszło do startów, czyli do młota lżejszego.
– Już za rok kolejne MŚ. To okazja, by dogonić rekord Siergieja Bubki…
– O rekordzie Bubki mówi się od dawna. Jego sześć zwycięstw z rzędu to teraz norma. Więc skupiam się na tym, żeby osiągnąć jeszcze więcej niż on. Trzeba sięgać wyżej. Chciałbym przegonić Bubkę.
– Możemy liczyć na dalszą dominację duetu Fajdek-Nowicki?
– Wojtek i ja jesteśmy najbardziej stabilni pod względem formy. Trzej nasi rywale, którzy przekroczyli 80 m w Eugene, miewają wyniki różne. A my dwaj utrzymujemy wysoki poziom. Zatem to głównie kwestia zdrowia. – Co pan zyskał, zamieniając dwa lata temu pracę z trenerką Jolantą Kumor na tę z trenerem Szymonem Ziółkowskim? – Z Jolą, która sama nie była zawodniczką, dorastaliśmy jednocześnie. Ja przy niej, a ona przy zawodniku najwyższej klasy i w wieku seniorskim. Z Szymonem,
który jest młodszy od moich poprzednich trenerów, dogadujemy się często bez słów. Przy nim mam spokój, bo on wie, jakie emocje przeżywa zawodnik, i jest w stanie wiele wytrzymać. Nie było między nami konfliktu, nie mamy też sztywnych zasad do przestrzegania. Najważniejszy aspekt pracy to zachowanie zdrowia. Pracujemy pod tym kątem.