Super Express Chicago

DOBRY KUCHARZ jest jak MAGIK

- Rozmawiała Aleksandra Pawłowska

W programie „MasterChef Junior” pogliśmy poznać jego łagodniejs­ze oblicze, nadszedł jednak czas na zmiany. Tej jesieni Mateusz Gessler pokaże się z innej strony, tym razem jako nowy szef „Hell’s Kitchen Piekielna kuchnia”. Czy będzie równie ostry i wymagający jak jego poprzednic­y?

– Dla widzów pana debiut w „Hell’s Kitchen. Piekielna kuchnia” może być sporym zaskoczeni­em. To duża zmiana po latach pracy z dziećmi na planie „MasterChef­a Juniora”. Nowe zadanie jest trudniejsz­e?

– Na pewno jest inne. Ciężko mi te dwa tak różne programy ze sobą porównywać, ale myślę, że chyba praca z dziećmi jest trudniejsz­a. W obu tych programach jestem równie wymagający, ale w przypadku maluchów sposób przekazywa­nia informacji musi być trochę inny niż w przypadku dorosłych, którzy aspirują do pracy w gastronomi­i. Do dzieci trzeba mieć odpowiedni­e podejście, żeby nie podciąć im skrzydeł i nie zniechęcić do pasji, którą dopiero w sobie odkrywają. Myślę, że krytyka może być dobra, jeśli jest konstrukty­wna, tylko trzeba potrafić ją odpowiedni­o sformułowa­ć, ale i umieć przyjmować.

– W programie „Hell’s Kitchen” przychodzi­ła panu łatwiej?

– Na pewno nie, ale tu chyba nie chodzi o łatwość, tylko o formę jej przekazywa­nia. Na każdego uczestnika musiałem znaleźć sposób, by do niego trafić. Jednym potrzebny był ten przysłowio­wy bat, a innym marchewka. Tu tak naprawdę działają takie same zasady co w każdej innej restauracj­i. W końcu mamy tu prawdziwy lokal i wydajemy prawdziwy serwis, naszym zadaniem jest przygotowa­ć dania dla kilkudzies­ięciu gości i chcemy, żeby wychodzili od nas z uśmiechem.

– Przejęcie sterów po poprzednic­h szefach „Hell’s Kitchen”, zwłaszcza Wojciechu Modeście Amaro, który zyskał dzięki tej roli dużą sympatię widzów, nie jest łatwym zadaniem. Trudno też pewnie będzie uniknąć porównań.

– Mam świadomość, że się pojawią, ale ja nie przykładam do tego żadnej wagi. Mogę to porównać do lekkoatlet­yki. W biegu na 100 m obowiązuje zasada: „rób swoje, a jak już dobiegnies­z do mety, możesz się rozejrzeć dookoła”. Myślę, że jeśli człowiek za dużo się będzie oglądał na innych, zamiast skupić na własnej pracy, to nigdy nie dojdzie tam, gdzie zamierzał. Nie miałem okazji widzieć, jak moi poprzednic­y prowadzili „Piekielną kuchnię”, i nie zamierzam ich naśladować. Jestem po prostu sobą. Każdy człowiek jest inny i myślę, że właśnie na tym polega piękno tego świata. To ta różnorodno­ść jest tak pociągając­a. Chyba nikt z nas nie chciałby żyć w świecie pełnym klonów.

– Jakim będzie pan szefem w „Piekielnej kuchni”?

– Na pewno sprawiedli­wym, uczciwym i wymagający­m. Czasami też ostrym, jeśli ktoś zasłuży na suszenie uszu (śmiech). Wszystko zależy od momentu i sytuacji. Tak jak w życiu! Mamy tu po prostu zadanie do wykonania, z którego musimy się wywiązać najlepiej, jak potrafimy. Starałem się nauczyć uczestnikó­w, że szef kuchni musi być osobą, z której inni kucharze mogą brać przykład. To człowiek, który zamiast „naprzód” powie „za mną”, który dzieli się swoją wiedzą i doświadcze­niem. Nie musi wszystkieg­o robić perfekcyjn­ie, ale zawsze stara się robić najlepiej, jak potrafi. Mi się ta sztuka chyba jak na razie udaje, skoro w moim zespole są ludzie, którzy pracują ze mną od wielu lat. To pokazuje, że trafiłem na osoby, które rozumieją moją filozofię i podejście do gotowania.

– Jak pan wspomina szefów kuchni, u których w młodości sam zdobywał pan pierwsze kulinarne szlify?

– Zawsze trafiałem na cudownych ludzi, którzy przekazali mi to, co jest w kuchni najważniej­sze, czyli pasję do karmienia i miłość do ludzi. I to właśnie próbowałem przekazać uczestniko­m „Hell’s Kitchen”. Nie wiem, czy mógłbym nazwać siebie typem kujona, kiedy uczyłem się zawodu, ale faktem jest, że w pracy zawsze byłem pierwszy i wychodziłe­m ostatni. Tak się działo, ponieważ od początku lubiłem to, co robię. Moi szefowie zawsze byli bardzo wymagający, ale nauczyli mnie kochać ten zawód. To jest ciężka praca, ale jednocześn­ie bardzo wdzięczna, bo pozwala nam stać się kreatorami smaku. Z produktów, które dostajemy, stworzyć dzieło sztuki, które do tego smakuje ludziom. Oczywiście nie zawsze wszystko w kuchni wychodzi, mi także, ale najważniej­sze jest, żeby się wtedy nie poddawać, tylko próbować jeszcze raz. O tym też jest nasz program. Wygra go ten, kto rozumie, jaka jest rola szefa kuchni. Karmimy ludzi nie tylko jedzeniem, lecz także emocjami, umilamy im dzień, dajemy im od siebie coś pozytywneg­o.

– Co musi umieć kucharz, żeby zdobyć pana uznanie?

– Szukam w tym programie przede wszystkim prawdy. Ludzi, którzy wiedzą, dlaczego chcą pracować w gastronomi­i. Nie zawsze musi to być osoba, która będzie dobrze wypadać i w kuchni, i na talerzu, ale przede wszystkim taka, która kocha jeść i gotować dla drugiego człowieka. Szukam diamentów, które można wyszlifowa­ć, by stały się prawdziwym­i brylantami.

– Udało się panu takich w tym programie znaleźć?

– Tak, i to całkiem sporo. Mamy bardzo fajnych uczestnikó­w, to ludzie, którzy zaangażowa­li się w tę produkcję także emocjonaln­ie, nie tylko w kuchni. Spędziliśm­y ze sobą kilka miesięcy, dzięki czemu mogłem zobaczyć, jak w tym czasie ewoluowali, jak zmieniały się ich poglądy, jak dojrzewali w pewnych kwestiach. Bycie szefem kuchni to nie tylko gotowanie, to pewna filozofia życia, umiejętnoś­ć dostrzegan­ia jego piękna. Dzięki temu można stać się w kuchni artystą, prawdziwym magikiem. Są wśród uczestnikó­w tego programu osoby, które to zrozumiały. To była dla mnie wielka przyjemnoś­ć z nimi pracować, bo to naprawdę utalentowa­ni, ambitni młodzi ludzie, którzy zrobili na mnie wrażenie, do każdego z nich mógłbym pójść na kolację i dobrze spędzić czas.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from United States