Teraz mógłbym postawić 10 tys. zł, że PiS przegra wybory
Politolog Tomasz Słupik analizuje konsekwencje polityczne drastycznie rosnących cen
„Super Express”: – Prognozuje pan, że zima będzie dla rządowej koalicji druzgocąca. Z jakiegoż to powodu?
Tomasz Słupik: – Z wielu. Z pewnością i przede wszystkim za sprawą inflacji, która już teraz jest wysoka, a mówi się, że może być wyższa. Ceny rosną. A przede wszystkim wzrastają ceny energii. Brakuje węgla już teraz. Rząd mówi, że w tzw. sezonie grzewczym węgla nie zabraknie. Ze statystyk wynika, że węgla używa się w paru milionach gospodarstw domowych. Przy założeniu, że rządowi uda się załatać dziurę powstałą po wprowadzeniu embarga na rosyjski węgiel, pytanie brzmi: w jakiej będzie on cenie i czy wszystkich będzie stać, by kupić go na zimę tyle, ile kupowano go, np., w ubiegłym roku. Nawet więc jeśli go nie zabraknie, to będzie po astronomicznych cenach, po 3 tys. zł za tonę.
– W takiej cenie i wyższej to już teraz można go kupić...
– Racja. Poza tym eksperci już teraz mówią o możliwych czasowych wyłączeniach czy ograniczeniach w dostawach prądu, ciepła. Wspomina się, że uczniowie mogą przejść na nauczanie zdalne, bo w szkołach będzie zimno... Takie zjawiska raczej nie wpływają pozytywnie na notowania rządu.
– To jest możliwe. Tylko zauważę, że już niejedną „druzgocącą klęskę” wieszczoną przez ekspertów i opozycję rząd przeżył, a na notowaniach mu jakoś bardzo negatywnie się to nie odbiło... Taka klęska kojarzy się z jednym: z przyspieszonymi wyborami.
– Do tego raczej nie dojdzie. Teraz pojawiły się takie symptomy tej klęski, czysto ekonomiczne i dotykające tzw. zwykłych ludzi, których nie da się przykryć różnymi sposobami, choćby transferami społecznymi. To widać po erozji nastrojów społecznych, wskaźnikach ekono- micznych – spadku koniunktury gospodarczej itd. Ludzie mówią głośno i często, że mają w portfelach coraz mniej pieniędzy. Myślę, że te czynniki ekonomiczne będą rozstrzygające w wyborach. Sądzę, że wybory odbędą się w terminie. Gdyby PiS chciał, aby były wcześniej, to już miał wiele okazji, by tak się stało. Choćby późną wiosną. Wówczas może nawet PiS udałoby się utrzymać, po jakimś montażu sił z Konfederacją, stan posiadania. PiS się na taki manewr nie zdecydował, wiedząc, że przyspieszone wybory wywołują zamęt i zamieszanie...
– Kampania wyborcza już trwa, co widać i słychać. Zresztą prowadzi ją także opozycja. Ona zrezygnowała z wypominania PiS przede wszystkim łamania konstytucji, naruszania – jej zdaniem – niezawisłości sądów. Opozycja używa prostej argumentacji: życie jest drogie, będzie jeszcze droższe i to jest wina PiS...
– Oczywiście. Będą się w kampanii pojawiały obrazki w rodzaju: tu wyłączono prąd, ci ludzie nie mają pieniędzy na węgiel i marzną zimą, w szkołach jest 10 st. na plusie itd. A takie przekazy mocno zapadają w pamięć wyborców. Już teraz sondaże pokazują, że PiS w wyborach nie zdobędzie tylu mandatów, ile by chciało. Z czasem, przy tych okolicznościach, o których wspomniałem, te wyniki się zmienią. Jak? Nie powiem, bo jest to wróżenie z fusów. Myślę jednak, że po wyborach notowania PiS mogą zejść poniżej 30 proc. poparcia.
– Można założyć, że kampania, która już się toczy, a jej szczyt mamy przed sobą, będzie zdominowana przez hasło „inflacja i jej skutki”. Opozycja będzie atakowała PiS, że to przez nią jest drogo. A PiS będzie forsował, że gdyby nie Zjednoczona Prawica, gdyby rządził ktoś inny, to byłoby jeszcze drożej?
– Zdecydowanie tak będzie. Opozycja jest teraz w wygodnej sytuacji, bo może jeszcze grać kartą „PiS jest przeciwko Unii Europejskiej” i może ustawić kampanię tak, że jej przekaz będzie prosty: gdy my dojdziemy do władzy, to będzie lepiej. Nie będzie życie drożało i dostaniemy pieniądze z UE, z KPO.
– Czyli będzie dużo o tym, że PiS jest, nazwijmy to tak, antyunijny...
– Rządzącym ciężko będzie argumentować, wracam do wcześniejszego pytania, że gdyby nie rząd PiS, to byłoby ludziom „jeszcze gorzej”. Opozycja skontruje to w prosty sposób: za naszych czasów inflacja malała i była nawet deflacja. Do ludzi złożone argumenty ekonomiczne nie zawsze docierają, ale przekazy o tym, że za rządów obecnej opozycji nie szalała droży- zna... to już trafia.
– Do ludzi argumenty dotykające ich portfela trafiają. To fakt. 100-proc. podwyżka rachunku za ogrzewanie bardziej przemawia niż sprawy związane z sądami i sędziami. Każde wybory to miks populizmu z konkretami. Jak pan przewiduje, czy w rozpędzającej się kampanii wyborczej będzie więcej populizmu, czy konkretów?
– Dobre pytanie. Donald Tusk już zaczął grać na nutkach populizmu. A to, że budżetówka dostanie, jak opozycja dojdzie do władzy, 20-proc. podwyżkę płac, a to, że wprowadzony zostanie czterodniowy dzień pracy itd. To się będzie nasilało, tylko są granice dla tak populistycznego stylu kampanii. Opozycja jest jeszcze szachowana przez PiS, który głosi, że jak opozycja zacznie rządzić, to pozabiera wszystkie te socjalne dobrodziejstwa w rodzaju 500 plus itp. To trafia do sporej części społeczeństwa, które za rządów Platformy tego nie miało i o tym pamięta. I tę argumentację PiS będzie w kampanii nadal wykorzystywał. PO nie może się też zagalopować w obiecywaniu, bo wyborcy mogą ją postrzegać jako mało wiarygodną. Zatem jeśli będzie populizm w kampanii, to będzie on serwowany w jakichś granicach. Natomiast gdyby opozycja zdobyła władzę, to może być... różnie. Na pewno nie będzie straszyć...
– Tym, czym dziś straszy. OK. Postawiłby pan, spytam prosto z mostu, 10 tys. zł na to, że PiS przegra wybory?
– Na pewno, gdyby opozycja doszła do władzy, to będzie musiała podjąć jakieś niepopularne dla społeczeństwa decyzje, które – choćby – miałyby przyczynić się do redukcji inflacji. Czy postawiłbym 10 tys. zł na przegraną PiS w wyborach? Myślę, że mógłbym. Teraz tak. Bo przed lutym, przed agresją Rosji na Ukrainę, bym nie ryzykował...
Myślę, że czynniki ekonomiczne będą rozstrzygające w wyborach. Sądzę, że wybory odbędą się w terminie. Gdyby PiS chciał, aby były wcześniej, to już miał wiele okazji