Reżyser Andrzej Mańkowski (49 l.) o fabularnym debiucie otwierającym Greenpoint Film Festival
Www.usa.se.pl
Debiut fabularny tworzącego dotąd dokumenty i filmy krótkometrażowe reżysera Andrzeja Mańkowskiego (49 l.), film „Po miłość”, otworzy tegoroczny Greenpoint Film Festival rozpoczynający się 15 września w Nowym Jorku. Odznaczony przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego medalem „Zasłużony Kulturze – Gloria Artis” reżyser, scenarzysta i producent w rozmowie z „Super Expressem” opowiedział o swoim dziele i dotychczasowej pracy.
„Super Express”: – To miłe uczucie, gdy twój film otwiera festiwal filmowy w Nowym Jorku? Andrzej Mańkowski: – Cieszę się bardzo, że organizatorzy zdecydowali się w ten sposób wyróżnić mój film. Z reguły bowiem jest tak, że film otwarcia to swego rodzaju wizytówka festiwalu, taki jego znak jakości. Taki film uzyskuje od razu szerszy rozgłos i chętniej się o nim dyskutuje w kuluarach. Naprawdę nie mógłbym sobie wymarzyć lepszego wejścia dla mojego filmu na Greenpoint Film Festival.
– Czy planujesz przylecieć na pokaz swojego filmu w Nowym Jorku?
– Wraz z producentką tego filmu, moją żoną Beatą, mamy rzeczywiście taki plan. To jednak dość kosztowna wycieczka, w związku z czym nie wszystko zależy od nas. W Polskim Instytucie Sztuki Filmowej funkcjonuje program stypendiów zagranicznych, z których finansowane są m.in. wyjazdy filmowców na festiwale zagraniczne. Złożyliśmy wniosek o takie stypendium. W najbliższych dniach powinniśmy otrzymać odpowiedź, czy przylecimy do USA.
– Jak byś zachęcił kinomanów do obejrzenia tego filmu?
– Przy realizacji „Po miłość” starałem się o wierność inscenizacyjną – o to, by pokazać, jak naprawdę żyje się dziś na polskiej wsi i jacy ludzie ją zamieszkują. Bez niepotrzebnego zniekształcania i koloryzowania tego świata. W sensie estetycznym i społecznym film ten może więc być dla Polaków w USA jakimś rodzajem sentymentalnej wycieczki do ojczyzny.
– Czy również w sensie dramaturgicznym?
– To już zależy od indywidualnych wspomnień widzów – od tego, jakie mieli życie w Polsce, jaki obraz Polski i Polaków zabrali ze sobą, decydując się na emigrację. „Po miłość” to z pewnością produkcja dla widzów dorosłych – bezkompromisowy i wydobywający cały wachlarz emocji, także tych nie zawsze przyjemnych. Ostatecznie opowieść ta pozostawia jednak
Obraz „Po miłość”, który otworzy Greenpoint Film Festival, ma być, według reżysera, wiernym odzwierciedleniem życia na współczesnej polskiej wsi
Greenpoint Film Festival rozpocznie się w czwartek 15 września o godz. 6 30 pm i potrwa do niedzieli 18 września. W tym roku będzie to impreza samochodowa, która odbędzie się na parkingu przy 211 Meserole Ave. Bilety w cenie $30 za samochód do 4 osób na Greenpoint Film Festival można nabyć na stronie filmfreeway.com. nadzieję na lepsze jutro. Jeśli widzowie szukają pełnokrwistej i oryginalnej historii, która zostanie z nimi na dłużej, z pewnością nie zawiodą się, oglądając mój film.
– Jak podoba ci się pomysł na tegoroczny Greenpoint Film Festival, który odbędzie w tym roku na parkingu? Będzie to festiwal samochodowy.
– To będzie dla mnie niezwykłe doświadczenie, bo nie byłem jeszcze nigdy w kinie samochodowym. Jestem bardzo podekscytowany.
– „Po miłość” to twój debiut fabularny. Realizowałeś jednak inne produkcje.
– Mam na koncie trzy krótkometrażowe filmy fabularne, m.in. komedię „Pan Rudnicki i samochody” nakręconą na motywach jednego z opowiadań znakomitego pisarza Janusza Rudnickiego. Zrealizowałem też kilkanaście filmów dokumentalnych, m.in. „Lekcja muzyki”, „Dzieci dzwonią”, „Przemek Dyakowski. Życie na jazzowo”. Od 10 lat realizuję reportaże telewizyjne dla „Magazynu Ekspresu Reporterów”. To nigdy niewysychające źródło inspiracji dramaturgicznych. Staram się być otwarty, czujnie obserwować świat i kolekcjonować ciekawe historie. Nie zawsze i nie od razu z takiej historii powstaje film. Czasem jest to piosenka, innym razem artykuł prasowy, a jeszcze innym sztuka teatralna, bo reżyseruję również w teatrze. Mam w moim archiwum pomysły na co najmniej dwie powieści – obiecuję sobie zabrać się do nich w najbliższym czasie. Mam również gotowy scenariusz filmu fabularnego o tancerzach break dance, który chciałbym nakręcić w USA. Największym z projektów, nad którym dotychczas pracowałem, jest pomysł na film o młodości Chopina. Właśnie kończę pisać scenariusz tej historii.
– Jesteś z wykształcenia muzykiem, jaki to ma wpływ na kino? – Ogromny, bo pomaga mi na każdym kroku w pracy telewizyjnej, filmowej czy teatralnej. Np. gdy montuję reportaż, mam z reguły niewiele czasu i muszę działać szybko. Gdy mam wówczas do połączenia dwie ścieżki muzyczne ilustrujące akcję ekranową – radzę sobie z tym sam bez konieczności współpracy z ilustratorem muzycznym i np. od razu wiem, czy tonacje tych utworów będą ze sobą dobrze koegzystować, czy też trzeba użyć odpowiednich filtrów te tonacje zmieniających, aby na końcu wszystko zaplatało się klarownie i bez dysonansów. Gdy pracuję z aktorami, często używam muzycznej nomenklatury, np. zwracając uwagę na agogikę, czyli tempo przebiegu scen, czy na melodeklamatywny charakter tekstu mówionego. Traktuję moje akademickie muzyczne wykształcenie – studiowałem grę na wiolonczeli oraz kompozycję w Akademii Muzycznej w Gdańsku – jako narzędzie, które pomaga mi w pracy w rewirach niemuzycznych, ale dających się za pomocą muzyki redefiniować. Myślę, że jest znak firmowy mojego stylu pracy w charakterze reżysera.